MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Pierwsza kaliska afera

     Latem 1945 roku w Kaliszu Pomorskim, zwanym wówczas Kaliszem Nowym, mieszkało 1.818 osób w tym 1.652 Niemców i zaledwie 166 Polaków. Największym „zakładem pracy” był posterunek Milicji Obywatelskiej zatrudniający 36 funkcjonariuszy, a najpoważniejszym problemem - zaopatrzenie ludności w żywność czyli aprowizacja. I na tym tle wybuchały kolejne afery, z których najgłośniejsza dotyczyła cukru.

     Zanim jednak przypomnimy tę pierwszą kaliską aferę, nazwijmy ją umownie cukrową, trzeba wyjaśnić dlaczego porządku w naszym mieście pilnowało wtedy aż 36 milicjantów? Jak wynika z ówczesnych sprawozdań Pełnomocnika Rządu RP na obwód (powiat) Drawsko, stosunek ludności do władz i ich zarządzeń był lojalny, natomiast „mało serdeczny i wyczekujący w stosunku do Armii Czerwonej”. Czego przyczyną były nieustanne rabunki mienia osadników przez czerwonoarmistów, określone eufemistycznie w sprawozdaniach jako „rekwizycje”.

     Milicjanci, strzegąc polskich mieszkańców Kalisza Nowego przed rosyjską grabieżą, z drugiej strony musieli ich zabezpieczać przed wielokrotnie liczniejszą ludnością niemiecką. Bo jak się okazało, Niemcy o przekonaniach antyhitlerowskich, którzy nie walczyli jako żołnierze a jednie przymusowo w tzw. Volkssturmie, zostali przez Rosjan od razu wywiezieni na wschód. Natomiast do miasta powrócili faszyści i stąd obawiano się rozruchów podczas ich przymusowego wysiedlania gdyż stopniowo likwidowano już komendanturę wojenną.

     W tych warunkach społeczno-politycznych, sześciu kaliskich osadników rozpętało „aferę cukrową” kierując 7 sierpnia 1945 roku petycję do Pełnomocnika Rządu RP w Drawsku. Jej początek brzmiał następująco: „Mając na uwadze jasną i radosną przyszłość, współpracę i twórczość oraz współżycie między sobą jako jednej rodziny, wszyscy Polacy mieszkańcy miasta Kalisza Nowego zwracamy się z prośbą o uwzględnienie naszych zarzutów i próśb”. Chodziło o sprawy aprowizacji. Mianowicie mieszkańcy jakoby otrzymują od gminy tylko mleko i chleb oraz raz na tydzień mięso. Tymczasem „dla obywatela Wójta i jego popleczników jest mięso na każdy obiad a nawet i dwa razy dziennie, a jeśli nie mięso to ryby, które są tylko dla wyższej sfery naszego społeczeństwa”.

     Natomiast cukier „w ilości 200 kg został wymieniony za konie miejskie i z chwilą tą o cukrze wszelki słuch zaginął”. Z tego wynika, że „brak jest gospodarza, mózgu i ręki, która potrafiłaby ująć i poprowadzić wzwyż, a wykorzystywanie koniunktury dla własnych osobistych zysków jest niedopuszczalne”. Na koniec zażądano od Pełnomocnika „usunięcia z naszego społeczeństwa ob. Wójta i jego kliki” oraz zagrożono, że jeśli „sprawy naszej przychylnie nie rozpatrzy, będziemy zmuszeni takową skierować wyżej, względnie opuścić niegościnne tereny powiatu drawskiego”.

     Pełnomocnik Rządu RP w odpowiedzi delegował inspektora by zbadał tę sprawę nakazując mu przeprowadzenie dochodzenia „we wszystkich placówkach państwowych, samorządowych jak i u osób prywatnych na terenie Kalisza Nowego”. Jak się okazało, Stanisław Purzycki wójt Gminy Kalisz Pomorski (miasto nie było wtedy oddzielone od gminy) zakupił dwa worki cukru za własne konie. Jeden worek zostawił dla siebie, a drugi polecił referentowi aprowizacji rozdzielić mieszkańcom według sporządzonej listy.

     Między innymi 4 kg cukru przypadły pracownikom kaliskiej poczty, co potwierdził na piśmie jej naczelnik. Bo cukier stanowił wtedy niespotykany rarytas.

     Jednocześnie komendant kaliskiego posterunku milicji wystawił opinię o czterech osobach podpisanych pod petycją do Pełnomocnika. O Mieczysławie Głowackim i J. Grabowskim napisano, że „nie cieszą się dobrą opinią” i są znani jako „przestępcy w przywłaszczaniu cudzej własności i fabrykanci samogonki”. Z kolei Władysława Izydorka oraz Bronisława Wojciechowskiego określono jako osoby również „nie cieszące się dobrą opinią” gdyż „nie przyczyniły się one niczem, któreby szło na korzyść ogółu i Państwa Polskiego”. Zresztą ci skarżący, przesłuchani przez inspektora nie potrafili podać żadnych konkretnych zarzutów.

     Pokłosiem „afery cukrowej”, która okazała się w dużej mierze fikcją, było jednak ujawnienie przez inspektora przysłanego z Drawska faktycznej afery w kaliskim oddziale Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Otóż odkryto tam „suszące się tytoniowe liście oraz stojące kieliszki do wódki”. Sam kierownik Stefan Bryndzki „często bywa w stanie nietrzeźwym i urządza pijatyki z osiedleńcami, co podważa autorytet PUR”. Ponadto zgłasza zapotrzebowanie na większą ilość żywności niż to wynika z liczby osadników korzystających ze stołówki prowadzonej przez robotnice niemieckie.

Większość przytoczonych tu dokumentów pochodzi z Archiwum Państwowego w Szczecinku. Dzięki podaniu w nich adresów zamieszkania przesłuchiwanych autorów petycji w sprawie „afery cukrowej” dowiedzieliśmy się, iż ul. Wolności nazywa się tak od 1945 roku. Natomiast ul. Prof. Religi, która wcześniej patronował Świerczewski, od roku 1945 do końca lat 50. XX w. nosiła imię Stalina.

Bogumił Kurylczyk