MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Wesele, jakiego dawno nie było

Reżyseria: Joanna Mączkowska

Scenariusz: Bogumił Kurylczyk

Wystąpili:  uczniowie kaliskiego LO z Koła Teatralnego Klepsydra oraz mieszkańcy i władze Kalisza Pomorskiego

 

 

Czas odgrzebać z zapomnienia największą atrakcję przedwojennego Kalisza Pomorskiego i najciekawszą pamiątkę jego historii – obrzęd szlifowania charakterów na Kamieniu Szlifierskim, zwanym wówczas Schleifstein.

 

 

 

 

 

 

 

  

 

Kiedy na przełomie wieków XIX i XX, fabryki tekstylne doprowadziły do upadku rzemieślniczych zakładów sukienniczych w Kaliszu Pomorskim, władze miasteczka, wykorzystując malownicze położenie wśród jezior i lasów, zaczęły wabić letników i reklamować się jako „Bad und Luftkurort”. Wtedy też rubaszny obrzęd szlifowania delikwenta o podejrzanych manierach, zamieniono w ceremonię szlifowania pana młodego, by potem w małżeństwie dochowywał wierności poślubionej żonie.

 

Ten zabieg marketingowy dla ściągnięcia gości z całych Niemiec powiódł się doskonale. Odtąd miejscowe hotele pełne były przyjezdnych, młodych par, głównie z Berlina, które swój miodowy miesiąc zaczynały właśnie od pobytu w Kallies.

 

Dlaczego w Kaliszu Pomorskim tak nie może być także teraz? Wszak to obyczaj nigdzie indziej w Polsce, i w Europie, niespotykany. Tym bardziej warto do niego wrócić. Ale wrócić w sposób twórczy, łącząc tradycję ze współczesnością: Kallies z Kaliszem Pomorskim.  Nasze widowisko, które odbyło się 20 czerwca 2013 roku, stanowiło próbę stworzenia takiego właśnie spektaklu.

 

Na boisku do koszykówki, pomiędzy gmachem szkoły a salą gimnastyczną, stał równolegle do leżącego niżej podwórka (dziś „Inteligentnego ogrodu”) – budynek restauracji Bellevue (z francuskiego belle vue - piękny widok). W mansardach na poddaszu mieściły się pokoje gościnne, a na parterze sala jadalna oraz większa sala koncertowa. Przed budynkiem (od strony poczty) stały wśród zieleni stoliki i fotele ogrodowe, a za nimi rozciągał się (aż do obecnego ośrodka zdrowia) gaj drzew morwowych.

 

Przed wyjściem orszaku pary młodej w kierunku kamienia Schleifstein, zgromadziliśmy się właśnie tu: na szkolnym boisku, gdzie pod transparentem z napisem Bellevue stały dwa ustrojone krzesła. Pierwsze, to z prawej strony, zajęła panna młoda, drugie - to z lewej - pan młody.

 

 

Mistrzowi, w rozstawieniu gości pomagali pachołkowie (na zdjęciu). Ale to oczywiście sam mistrz, wyróżniający się cylindrem, dał sygnał, by orszak ruszył, krocząc zwartą kolumną. Przez ulicę Wolności przeszliśmy na światłach, następnie przez parking przy ratuszu, obok pałacu, dróżką nad Drawicę, gdzie na moście…

 

 

 

 

 

 

 

 

Na moście, towarzyszący orszakowi muzykant nagle zamilkł. Bo w zaroślach na drugim brzegu rzeki coś jakby ludzkim głosem zawodzi… Gdy wszyscy milkną, słychać rzewne, kuszące szepty, przechodzące w wołanie: - Chodź tu, do mnie podążaj, jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze nie jesteś mój miły oszlifowany… Gdy kuszenie stało się coraz głośniejsze, z zarośli wyłoniły się rusałki, wabiąc pana młodego. Ale przed pokusą ochraniają go pachołkowie mistrza. Biorą młodego pod ramiona i wiążą mu ręce łańcuchem.

 

               

Muzykant zaczyna grać Marsz Mendelsona. Rusałki cichną i przyłączają się do pochodu. Pachołkowie zdejmują łańcuch z rąk pana młodego. Mistrz ceremonii znowu daje znak, by orszak ruszył dalej

 

Orszak podchodzi pod Klickenberg (pierwsza góra za miastem, po lewej stronie drogi do Suchowa). Wszyscy słyszą, że ktoś schodzi z niej na dół i uderza w bęben. Po dłuższej chwili, na drodze przed orszakiem zjawiają się dwa demony.

 

Suną do panny młodej. Robią wokół jej głowy jakieś tajemne ruchy. Ona, otumaniona, odsuwa się od pana młodego. I posłusznie, jak na niewidzialnej uwięzi, zaczyna iść za demonami.

 

Z opresji ratują ją rusałki. Bo skoro nie skusiły pana młodego, to nie mogły pozwolić by mu demony zrobiły taką krzywdę, zabierając ukochaną.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mistrz ceremonii nakazuje dalszy marsz – przez drogę do Suchowa, w dół, nad jezioro Młyńskie. Gdzie zgodnie podąża także dyrekcja kaliskiego LO.

 

 

 

 

  Orszak zatrzymuje się w miejscu, gdzie cumuje pomost, z którego corocznie topi się w beczce ogórki.

 

 

 

 

 

Mistrz tłumaczy, że to jezioro kryje wiele tajemnic, więc i jego wody mają właściwości niezwykłe. A w każdym razie zdejmują czary. Dlatego niezwłocznie i dokładnie spryskuje wodą głowy nowożeńców.

Ci tulą się, jakby po dalekiej podróży i rozłące.

 

 

 

 

 

 

 

 

Wtedy rusałki kropią jeziorną, czarodziejską wodą cały orszak. A mistrz oznajmia, że to nikomu nie zaszkodzi, ale najpewniejsze jest jednak szlifowanie. Dlatego czas zaprowadzić pana młodego pod Schleifstein, gdzie dopiero tradycji stanie się zadość.

 

Orszak rusza wzdłuż stadionu dróżką dydaktyczną w kierunku kamienia szlifierskiego. Rusałki oświetlają drogę pochodniami, a pachołkowie odganiają gałązkami komary od młodej pary.

 

Po przyjściu pod Schleifstein, mistrz staje pod kamieniem. Orszak otacza go półkoliście. Przed mistrzem stoi młoda para, obok niej pachołkowie brzęczą długim, żelaznym łańcuchem.

Mistrz deklamuje:

 

W Kallies znanym na świat cały,

jest magistrat czarno-biały.

Zgodnie z jego zarządzeniem,

nikt nie może tu być leniem.

Nie masz chęci do roboty?

W głowie same masz głupoty?

Tego ci zakazujemy!

Ciebie wnet oszlifujemy!

Miejski kat z pomocnikami,

zwiąże ciebie łańcuchami.

Wielki strach, wielki strach,

zbledniesz – ach!

Przyciągniemy zakutego,

Do kamienia szlifierskiego.

Już on dobrze oszlifuje,

To co życie innym psuje.

Twe męczarnie oraz jęki,

są niegodne tej piosenki.

Nie masz chęci do roboty?

W głowie same masz głupoty?

To unikaj miejsca tego

I kamienia szlifierskiego.

 

Pachołkowie zakładają panu młodemu na szyję pętlę z łańcucha. I za dwa końce ciągną go w stronę kamienia. Tam jeden pachołek zaczyna kręcić kołem, drugi trzyma łańcuch. Rusałki naginają głowę pana młodego, coraz bliżej wirującego kamienia. I tak trzy razy.

 

Mistrz głośno bije brawo. Panna młoda całuje małżonka. Mistrz bierze ich za ręce i czyta certyfikat: - „Wszem, i każdemu z osobna, wiadomym się czyni, iż okaziciel dokumentu niniejszego, w Kaliszu Pomorskim, na starożytnym kamieniu szlifierskim poddany został ceremonii oszlifowania charakteru. Dlatego zdolny on jest do udźwignięcia z honorem i radością wszelakich obowiązków małżeńskich - od łoża poczynając, a na niańczeniu oseska kończąc. I dodatkowo, nie oglądnie się lubieżnie za żadną inną niewiastą, bo poza swoją jedyną, świata widzieć nie będzie. Co zaświadczamy wysokim autorytetem mistrza ceremonii szlifowania.”

 

Chętnych do otrzymania takiego certyfikatu nie brakowało.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Oszlifować pozwolił się (choć jak widać z małymi oporami) także sam pan Burmistrz Michał Hypki. 

 

 

 

 

 

 

              

 

 

 

 

 

 

 

 

Wreszcie mistrz mówi do pana młodego, że na dowód skuteczności oszlifowania i przemiany charakteru, ma teraz zaprosić wszystkich na wykwintny poczęstunek.

 

  Pan młody potakuje. Orszak, ku uciesze gości, kroczy na ognisko na cyplu jeziora Młyńskiego. A tam już czekała Bolesława Płachta, by wraz z mężem odegrać liryczne sceny z życia małżeńskiego. Na naszym weselu strawa duchowa miała przecież pierwszeństwo przed tą zwykłą strawą, choć i tej nie brakowało.

 

(Widowisko zrealizowano w ramach współpracy Stowarzyszenia "Jesteśmy Razem"

i Urzędu Miejskiego w Kaliszu Pomorskim.)