MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Schleifstein

Gdy ktoś zachowywał się w sposób nieokrzesany, radzono mu, by udał się do Kallies (Kalisza Pomorskiego), aby oszlifować nie tylko charakter ale i swoje maniery  na znajdującym się tam, słynnym właśnie z tego, kamieniu.

 

 

Jak powstało to znane powiedzenie: "Oszlifuj się w Kallies"?  Wyjaśniają to trzy legendy, które nakładając się na siebie, przybrały z czasem właśnie postać tej krótkiej, dosadnej wskazówki o znanym powszechnie kontekście. Legendy, opublikowane w zbiorze „Volkssagen aus den Kreise Dramburg” (Koszalin, 1928) mają podobne przesłanie. Mianowicie, że ludziom natrętnym, pyszałkowatym o złych manierach – należy się nauczka, by zrozumieli niestosowność swojego zachowania. I symbolem tej „nauczki” stał się obrzęd oszlifowania na kamieniu Schleifstein. Oczywiście legend nie należy odczytywać dosłownie a metaforycznie. Zatem Kamień Szlifierski jest symbolem doskonalenia siebie.

 

LEGENDA O KAMIENIU SZLIFIERSKIM

        Gdy w czasach świetności  miasta Kallies działało tu blisko 300 zakładów sukienniczych, majstrowie ostrzyli swoje nożyce i noże na jednym, wyjątkowo dobrym kamieniu szlifierskim. I z tego powodu był on stale w użyciu dniem i nocą. Tymczasem każdy, kto do miasta przybywał, a już zwłaszcza tkacze oraz sukiennicy z Drawska (Dramburg) czy Złocieńca (Falkenburg) chcieli koniecznie też skorzystać z tego kamienia, a przynajmniej go zobaczyć. Ci ciekawscy przeszkadzali w pracy miejscowym rzemieślnikom, którzy nieustannie, według ustalonej kolejności, ostrzyli swoje narzędzia. W końcu postanowili więc zastawić pułapkę na natrętów. Mianowicie, wybudowali zapadnię na drodze do kamienia. Każdy niewtajemniczony, kto mimo próśb by nie przeszkadzał w pracy szedł go obejrzeć, wpadał do ciemnego lochu. Dopiero po tej nauczce już nie był takim, jak dawniej, nieokrzesanym natrętem.

                                                    

DZIURA W MOŚCIE, CZYLI TRAFIŁA KOSA NA KAMIEŃ

       Powiaty drawski (Dramburg) i świdwiński (Schiwelbein) należały swego czasu do Nowej Marchii (Neumark). Kalisz i zamek były własnością rodu Gϋntersbergów. Tak jak wszystkie rodzinne dynastie był on zobowiązany do płacenia lenna Księciu Brandenburgii. Niestety Gϋntersbergowie uchylali się od tej powinności. Zatem Wielki Książę, przebywając w Drawnie (Neuwedel), wybrał się do pobliskiego Kallies (Kalisza Pomorskiego), by wyegzekwować swe prawa i pieniądze. Jednak jego orszak rozbił obóz pod miastem, gdyż nie tylko nie odzyskał należności, ale nawet nie został wpuszczony na zamek.

      Wtedy Werner von Schulenburg zaproponował, że przyprowadzi opornego wasala (Gϋntersberga) do obozu Wielkiego Księcia. Chciał tylko odbyć tę wędrówkę w towarzystwie kogoś obeznanego z okolicą, gdyż najkrótsza droga do zamku nie była bezpieczna. Pomógł mu pewien mieszkaniec Kalisza, wskazując most nad głęboką przepaścią, na dnie której płynął  strumień. Był to tak zwany Most Owiec, mający około 60 stóp długości i 6 stóp szerokości.  Od góry pokrywały go deski, jakie przybito gwoździami  do poprzecznych belek.

Po przybyciu do zamku, Werner von Schulenburg wymógł na jego właścicielu Gϋntersbergu - rycerzu  o ”nieoszlifowanym charakterze”  obietnicę, że następnego ranka stawi się wraz z nim przed obliczem swego pana. Po czym wrócił do obozu i  złożył meldunek Wielkiemu Księciu. W nocy, Werner von Schulenburg kazał swoim sługom powyjmować gwoździe z dwóch środkowych desek mostu i dodatkowo podpiłować je na jednym końcu, by urządzić  niezawodną zasadzkę.

       Rankiem udał się z krzepkim towarzyszem do zamku, by eskortować Gϋntersberga. „Nieokrzesany” rycerz szedł między nimi. Eskortujący, po przybyciu  do zasadzki urządzonej na moście,  celowo pozwolili  mu samodzielnie wkroczyć na obluzowane i podpiłowane deski. Pod  nieświadomym podstępu  Gϋntersbergiem zachybotała się deska i wpadł do wody. Wówczas Werner von  Schulenburg zawołał do niego :”Tak właśnie należy ucierać nosa nieokrzesanym Kaliszanom!".

       Od tamtego zdarzenia mówi się o kimś grubiańskim i nieokrzesanym, że powinien udać się do Kalisza, aby tam utarto mu nosa. Natomiast Most Owiec przybrał w tych opowieściach postać Kamienia  Szlifierskiego, na którym szlifuje się krnąbrnym ludziom charaktery.

 

 

 

 




DZIURA W MOSTKU, CZYLI PYCHA UKARANA

        Pewnego razu w pobliżu Kallies (Kalisza Pomorskiego), który należał do Neumark (Nowej Marchii), władający nią Wielki Książę popadł w tarapaty, uciekając przed ścigającymi go wrogami. Szczęśliwie uszedł niebezpieczeństwu tylko dzięki temu, że napotkany pasterz wskazał jemu i jego wojsku ukrytą, boczną drogę. W dowód wdzięczności Wielki Książę obwieścił pasterzowi, że może wypowiedzieć jedno życzenie, które zostanie spełnione...

Pasterz poprosił o tyle ziemi, ile zdoła obejść w jeden dzień i o uczynienie go „wielmożnym panem”. Otrzymał zgodę. Obszedł zatem  zamek i miasto Kalisz, które  stały się jego własnością.  Jako pan na włościach a nie biedny pasterz bywał często odwiedzany przez szlachetnie urodzonych sąsiadów. Ci drwili  jednak  z jego nieokrzesanych  manier, co bardzo go do tych wizyt zniechęcało.  Zaczął uciekać, kiedy nadjeżdżali w odwiedziny kolejni, niechciani  goście. Nakazał służbie usprawiedliwiać swoje nieobecności wyjazdami na polowania a sam czmychał z zamku tylnymi drzwiami, z których poza mury prowadził jedynie mostek nad potokiem.

        Sąsiedzi rychło odkryli jego fortel. Rozgniewani kazali w pewną, zimową noc podpiłować belki, podtrzymujące mostek. Jak gdyby nigdy nic, następnego dnia przyjechali w odwiedziny. Wzbogacony pasterz zamierzał uciec swoim zwyczajem.  Jednak tym razem jego plany  spaliły na panewce. Gdy tylko wstąpił na uszkodzony mostek, wpadł wraz z nim do wody. Cały mokry musiał wracać do zamku. Tam czekali już na niego sąsiedzi bardzo zadowoleni z udanego podstępu.  Odjeżdżając wołali ze śmiechem: ”Ale utarliśmy mu nosa!”.

 

Tłumaczenie z języka niemieckiego: Monika Dziadosz

Redakcja i opracowanie literackie: Bogumił Kurylczyk, Joanna Mączkowska