MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Pałac, ale nie Wedlów - Hans Joachim Zühlke

   Wielką pomocą w ustaleniu faktów o przedwojennych dziejach kaliskiego Pałacu, a także  w obaleniu lub potwierdzeniu krążących na jego temat mitów, było spotkanie z Hansem Joachimem Zühlke, wnukiem ostatniej przed rokiem 1945 właścicielki kaliskich dóbr – Anny Zühlke.
          Spotkanie odbyło się rzecz jasna w Pałacu, a dokładnie w jego piwnicach. Ale najpierw ci z członków „Klepsydry”, którzy byli mimo schyłku wakacji w Kaliszu Pomorskim (28 sierpnia),  wręczyli potomkowi dawnych właścicieli Pałacu symboliczną, czerwoną różę.
    Był to strzał w tzw. dziesiątkę, bo Hans Joachim Zühlke okazał się niezwykle skromnym i ujmującym człowiekiem. A jako emerytowany dyrektor szkoły, jest nie tylko elokwentny ale także posiada znakomite podejście do młodzieży. I co najważniejsze, chciał podzielić się z nami wszystkim co wie i o kaliskim Pałacu, i o związanych z nim dziejach swojej rodziny. A kogo nie zainteresują takie opowieści?
    Na temat Pałacu napisał zresztą wnikliwą pracę („Pałac w Kaliszu Pomorskim i jego właściciele”), latami przekopując niemieckie archiwa. Znalazł i opublikował w niej wiele zapomnianych dokumentów, nieznanych wcześniej planów oraz fotografii. Spotkanie odbyło się z inicjatywy Bogumiła Kurylczyka i Joanny Mączkowskiej, którzy zaprosili Hansa Joachima Zühlke na rozmowę z młodzieżą. Bo odkrywanie tajemnic najstarszego zabytku Kalisza Pomorskiego – Pałacu rodu rycerskiego von Güntersberg, rozpoczęło się już kilka lat temu.

    Gruntowne oględziny podziemi kaliskiego Pałacu, pozwoliły skonfrontować krążące opowieści o istnieniu lochów łączących tę budowlę z Kościołem, z wiedzą potomka familii Zühlke, znającego najlepiej przekazy rodzinne. Otóż i one potwierdzają, że z piwnic prowadził przed II wojną tajemniczy korytarz w kierunku Rynku, czyli Kościoła. Dzisiaj jednak żadnego wejścia do tego lochu już nie ma.
    Oprócz tych „podziemnych” opowieści, Hans Joachim Zühlke podał wiele faktów z życia ostatnich właścicieli kaliskiego pałacu oraz funkcjonowania wielkiego gospodarstwa, jakie do nich należało. Stodoły, obory i stajnie zajmowały pusty dziś plac po lewej stronie od głównego wejścia, za dawną (teraz rozebraną) oficyną. Natomiast pola orne rozciągały się pomiędzy liniami kolejowymi do Wałcza i do Złocieńca, z folwarkiem Johannisfelde (Lipinki) pośrodku.
    Zdradził również, że wszystkie kosztowności oraz cenniejsze pamiątki rodzinne wywieziono z rodowej siedziby podczas ewakuacji mieszkańców miasta na początku lutego 1945 roku. Gdy zdobyli go żołnierze Armii Czerwonej, w Pałacu pozostały jedynie meble. A skoro skarbów w nim nie było, może właśnie dlatego ocalał. 
            Zapytany o obecną nazwę Pałacu, przypisującą jego pochodzenie rodowi von Wedel, stwierdził, iż nie ma to nic wspólnego z historyczną prawdą. Wedlowie bowiem ani nie wybudowali w Kaliszu Pomorskim Pałacu, ani samo miasto nie należało do nich długo (zaledwie 25 lat). Pałac postawiła tu rodzina von Güntersberg, w której rękach kaliskie dobra pozostawały przez pięć wieków.
    Zdaniem Hansa Joachima Zühlke, także z uwagi na kilku kolejnych po Güntersbergach właścicieli, najlepiej byłoby pozostać przy samej nazwie Pałac, bez dodatkowych słów. Konsekwentnie popieramy to historycznie słuszne stanowisko. I powoli, także dzięki naszym publikacjom,  coraz rzadziej  słyszy się i czyta o Pałacu Wedlów w Kaliszu Pomorskim, jakiego oni nigdy tutaj nie zbudowali.
            Spotkanie przedłużyło się do kilku godzin. Z jego ostatniej części, już kameralnej nad jeziorem Bobrowo Wielkie, wkrótce powstanie film. Opowiadający o tym jak Zjednoczona Europa połączyła myśli oraz serca Niemców i Polaków. Właśnie na wymownym przykładzie Hansa Joachima Zühlke.