MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Wielki pożar i trzech Fryderyków

 

Dzisiejsza ulica Wolności w Kaliszu Pomorskim przez prawie dwa wieki, do lutego 1945 roku, nosiła nazwę Friedrichstrasse – ulica Fryderyka. Na cześć króla Prus Fryderyka II (Wielkiego), który kazał odbudować miasto po wielkim pożarze, jaki spopielił go doszczętnie w nocy z 17 na 18 maja, 1771 roku.

 

 Tu mamy aktualną fotografię - tego samego co wyżej fragmentu byłej Fredrichstrasse. Jednak nie tylko Fryderyk Wielki zasłużył się w historii Kalisza Pomorskiego, nazywanego wówczas w urzędowych dokumentach Callies, a potocznie - Calies. Do odbudowy, by przebiegała szybko i sprawnie, król wyznaczył dwóch swoich pełnomocników, którzy zrządzeniem losu byli jego imiennikami.

 

Otóż nad finansami czuwał Fryderyk Baltazar Schönberg von Brenkenhoff (ówczesny jakby minister skarbu – na rycinie obok), a nad pracami budowlanymi Fryderyk Holsche (ówczesny jakby minister infrastruktury). Nasze miasto zawdzięcza zatem swoje wskrzeszenie z popiołów trzem, a nie jednemu, Fryderykom.

 

 Fryderyk Wielki (na wizerunku w czasach młodości), choć był władcą oświeconym, a przy tym pisarzem i muzykiem, kojarzy się nam zasłużenie negatywnie, bo z rozbiorami Polski. Głównie on doprowadził do pierwszego z nich, w roku 1772, chcąc kosztem naszych terenów połączyć Prusy Wschodnie z Brandenburgią, czyli Królewiec z Berlinem. Zresztą bardzo mu w tym pomagał właśnie Fryderyk Baltazar Schönberg von Brenkenhoff.

 

 

 

Kalisz Pomorski należał wówczas do Prus i jego mieszkańcy na cześć swojego króla wybawcy, ufundowali mu odlany w roku 1772 dzwon. Wiszący do dziś na kościelnej wieży. Tyle, że milczący i narażony na zagładę z racji zapomnienia oraz zaniedbań konserwatorskich. Pisałem o tym w jednej z poprzednich opowieści, podając tam także tłumaczenie pięknej i unikalnej, wierszowanej inskrypcji, uwiecznionej na wielkim, zabytkowym dzwonie. Ale na ten temat wystarczy, bo ta opowieść będzie o pożarze; największym w historii miasta.

 

Pożary w Calies, jak we wszystkich dawnych miastach – o gęstej, drewnianej zabudowie – zdarzały się często. Dość wymienić choćby te bezpośrednio poprzedzające ognistą zagładę roku 1771. Jak zanotowali kronikarze, w roku 1659 spalił się zamek, w 1680 – kilka domów, w 1683 – dwadzieścia budynków. Po kolejnym pożarze w roku 1709 i trwającej 10 lat odbudowie, Calies liczył 110 domów krytych strzechą oraz 35 krytych dachówką. W roku 1719 mieszkało tu 776 osób. A 31 lat później (w 1750 roku) mieszkańców było 1.016. W tym samym czasie Drawsko liczyło ich 1.312 a Złocieniec – 953.

 

Dlaczego ogień był wtedy tak groźny? Głównie z powodu łatwopalnego materiału, z jakiego stawiano budynki. Zazwyczaj z bali drewnianych lub – jak na Pomorzu – z pruskiego muru. Czyli ścian drewnianej konstrukcji w formie kratownicy z wypełnieniem mieszanką słomy i gliny. Jeśli dach dodatkowo tworzyła strzecha, łatwo sobie wyobrazić co musiało się stać po zaprószeniu ognia. Płomienie przeskakiwały z domostwa na domostwo i popieliły wszystko. Nie tylko wsie i miasteczka, ale także główne miasta.

 

Na miedziorycie Daniela Petzolda z 1715 roku, widzimy jak wyglądał Calies na pół wieku przed wielkim pożarem, który w nocy z 17 na 18 maja 1771 roku, strawił doszczętnie niemal wszystkie budynki w mieście: 163 domy (ocalało tylko 25), kościół, plebanię, szkołę, ratusz i cały pałac (ledwie odbudowany po wcześniejszych pożarach) wraz ze stojącymi za nim stodołami oraz spichlerzem.

 

Jak to opisał w natychmiast sporządzonym raporcie (19 maja o 6 rano) radca von Borcke,  pożar wybuchł tuż przed północą w domu tkacza Mahlendorfa. Ogień zauważył mieszkający naprzeciwko tkacz Scharnow. Ale na ratunek było za późno. Płomienie szybko roznosił na lewo i prawo, silny wiatr. Aż od kolejnych domów zajęła się plebania i kościół a następnie zamek. Płomienie były tak wielkie, tak wszechogarniające miasto, że nie dało się z nimi walczyć. I dwie godziny po północy już było po wszystkim. Zabudowa legła w zgliszczach. W przesłanym następnie do króla raporcie stwierdzono, że całe miasto, wraz z zamkiem, zamieniły się w popiół i spowija je dym.

 

Calies był jednym z setek miasteczek Prus. Każdego roku pożary trawiły dziesiątki z nich. Dlaczego Fryderyk Wielki, zwany Frycem, słynący z bezwzględności oraz skąpstwa, nagle wzruszył się losem akurat tej mieściny? Jak głosi legenda, króla Prus rozczulił do łez rozpaczliwy list, jaki do niego napisał kaliski pastor Joachim Heinrich Struensee. Potrafił tak „poruszyć serce” monarchy, że stała się rzecz niesłychana. Dał on z własnej szkatuły ogromną wtedy sumę 80 tys. talarów na odbudowę miasta. Dodać warto, że pastor Struensee sprawował swoją kościelną funkcję najdłużej w protestanckiej historii Calies, aż 60 lat, od roku 1742 do 1802.

Legenda - legendą, a fakty faktami. Król Fryderyk Wielki wcale nie dał - jak się opowiada - "z własnej szkatuły" 80 tys. talarów na odbudowę naszego miasta. Pieniądze te pochodziły z budżetu państwa Pruskiego. O czym jednoznacznie świadczą zachowane dokumenty z epoki, choćby publikacja geograficzno-statystyczna, wydana w roku 1788 ("Neue Sammlung...", tom 7, str. 302).

Nie jest też prawdą, iż skąpego króla wzruszył list kaliskiego pastora Struensee. Niedawno odnalazłem w polskim archiwum oryginał tego pisma. Pastor wylicza w nim jak ekonom straty miasta, kościoła i swoje własne. A na koniec pyta wprost króla, który był patronem świątyni, skąd ma teraz wziąć pieniądze na jej naprawę, na chleb dla siebie i rodziny, czy na opłacenie praczki? I zapewne właśnie te, rzeczowe aż do bólu pytania (zawierający je fragment listu pokazuje zdjęcie), poruszyły, a nie wzruszyły, Fryderyka Wielkiego. Przypuszczam, iż to myśl o kaliskim pastorze pozostającym bez chleba i bez czystego odzienia sprawiła, iż sięgnął on do państwowej kasy by odbudować spalone miasto.

 

Jak to cytuje z zachowanych dokumentów archiwalnych Hans-Joachim Zühlke (okładka jego książki na zdjęciu), wysłana niezwłocznie na miejsce komisja królewska także sporządziła raport, dodając kosztorys odbudowy miasta w dwóch wariantach: tańszym – z muru pruskiego albo droższym – z cegieł. Już 19 czerwca 1771 roku (ledwie miesiąc po pożarze), nadradca budowlany w Berlinie, Friedrich Holsche zakończył odpowiednie szacunki i obliczenia. Wynikało z nich, iż koszt odbudowy Callies w systemie muru pruskiego sięgałby 96.512 talarów 13 groszy i 11 fenigów, natomiast odbudowa w systemie murów ceglanych wynosiłaby 119.195 talarów 15 groszy i 9 fenigów. Preliminarz niezbędnych wydatków, skorygowany 25 czerwca 1771 (od kosztów odjęto 20.000 guldenów odszkodowania z ubezpieczenia pożarowego “Feuer-Cassen-Societaet”) zamknął się ostatecznie kwotami: 76.614 talarów 15 groszy i 5 fenigów w przypadku odbudowy z muru pruskiego i 99.297 talarów 17 groszy i 3 fenigi przy murach stawianych z cegieł.

 

Na piśmie przedłożonym w tej sprawie królowi – Fryderykowi II (Wielkiemu) już następnego dnia, 26 czerwca 1771 roku, monarcha skreślił własnoręcznie słynną dyspozycję, stanowiącą potem nakaz podobnego postępowania w przypadkach pożarów miast. Otóż zadecydował: „Lepiej jest stawiać domy z cegieł, niż z muru pruskiego. Miasto ma być odbudowane w ciągu trzech lat na poprzednim (starym) miejscu. Przeznaczam na to 80 milionów (tysięcy) talarów, które mają być wypłacane w ratach.

 

Talar był monetą srebrną w przeciwieństwie do bitego ze złota Fryderyka (Friedrichsdor), który miał wartość 5 talarów. Jeden talar liczył 30 srebrnych groszy. Na zdjęciu widnieje pruska moneta o wartości 1/6 talara (5 groszy) wybita w 1773 roku w Królewcu. Jak to wyliczają historycy, jeden talar z roku 1790 miał wartość aż 36,2 dolara amerykańskiego z roku 1990.  Wychodzi stąd, że Fryderyk II dał z państwowych pieniędzy na odbudowę Callies kwotę niemal 3 milionów dolarów US w roku 1990, czyli skromnie licząc około 5 mln USD dzisiaj.

 

Nadradca budowlany Fryderyk Holsche już 25 września 1771 roku przedstawił projekt odbudowy spalonego zamku (pałacu) w Callies, którego właścicielem był wówczas tajny radca królewski baron Christian Wilhelm von Reck. Warto dodać, iż zdaniem Hansa-Joachima Zühlke, to nie list pastora Struensee ostatecznie przekonał Fryderyka Wielkiego do sfinansowania odbudowy spopielonego miasta. Bo największy wpływ na monarchę miał w tej sprawie właśnie baron Christian Wilhelm von Reck, jego dawny, bliski współpracownik.I to on najbardziej przysłużył się do odbudowy Callies, o czym zaświadcza zachowana korespondencja osiadłego w naszym mieście barona z królem Prus.

   Plan sporzadzony przez Fryderyka Holsche, pokazywał parterową rezydencję z mieszkalną sutereną, przykrytą czterospadowym, mansardowym dachem. Rozmieszczono na nim symetrycznie dwa kominy. Natomiast sama fasada była asymetryczna, gdyż na lewo od głównego wejścia miała cztery okna, natomiast na prawo – trzy. Tak jak dzisiaj, z tym, iż jest piętrowa, bo ostatecznie wybudowano właśnie taki pałac, podwyższony o piętro. Pokazany tu plan usytuowania pałacu, ogrodu, browaru (nad Drawicą) oraz domów przy pobliskich ulicach: Wilhelmstrasse, Schusterstrasse, Junkerstrasse i Mühlenstrasse, pochodzi także z książki „Schloss Kallies und seine Besitzer” (Pałac Kallies i jego właściciele) Hansa-Joachima Zühlke, który jest wnukiem ostatniej właścicielki miejscowych dóbr rycerskich – Anny Zühlke.

 

Samo miasto odbudowywano według konsekwentnego i szeroko zakrojonego planu (należy przypuszczać, iż jego autorem był właśnie Fryderyk Holsche), w końcu 5 mln dolarów na to pozwalało. Nowo wytyczone ulice przecinały się pod kątem prostym, tworząc regularną sieć kwartałów, jak szachownicę. Z południa na północ biegły ulice:  Priesterstrasse (Św. Wojciecha – na planie „Pr”) i Friedrichstrasse (Wolności – na planie „Fr”) – przy Rynku oraz równoległe do nich: Wittwenstrasse (Rybacka – „Wi”), Wilhelmstrasse (Chrobrego - „Wil”) i Schusterstrasse (Kilińskiego – „Sch”). Przecinały je prostopadle, biegnące z zachodu na wschód ulice: Mühlenstrasse (Kościuszki - „M”) i Charlottenstrasse (Krzywoustego – „Ch”) – przy Rynku oraz równoległe do nich: Kurzestrasse (Świerczewskiego – „Ku”), Junkerstrasse (Sikorskiego – „J”) i Torstrasse (Pocztowa – „T”).

 

Nie ma pewnych informacji, czy odbudowę domów w Callies ukończono w trzy lata, jak nakazał Fryderyk II. Ale skoro był to władca absolutny, który choć "oświecony", nie tolerował sprzeciwu, należy założyć, że tak. Dłużej natomiast trwało stawianie nowego kościoła i pałacu. Ten pierwszy oddano wiernym dopiero w 1781 roku. Liczy zatem ponad 230 lat.

 

 

 

Dziś ten szachownicowy układ miasta zachował się jeszcze właśnie wokół kościoła. Na zachód od niego (w stronę Suchowa), dawny przebieg ulic zamazało  nowe osiedle bloków. I najlepiej widać regularną zabudowę na przedwojennych zdjęciach lotniczych Kallies (nazwa Kalisza Pomorskiego w latach 1913-1945).

 

Po odbudowie, Callies stał się bardzo atrakcyjnym miejscem do zamieszkania. W końcu murowane domy to było wtedy coś. Pewnie dlatego spisy z lat  1801 i 1816 wykazują, że miasto liczyło więcej mieszkańców, niż Drawsko czy Złocieniec. Jeszcze w roku 1831 w Drawsku mieszkały tylko o cztery osoby więcej, niż w Kaliszu.

 

 

 Gdyby nie zasługi trzech wymienionych wcześniej Fryderyków, dziś zamiast Kalisza Pomorskiego byłyby tylko bagna i chaszcze - nie miasto. Byłoby to takie samo opuszczone miejsce, jak dziś półwysep nad jeziorem Młyńskim, gdzie niegdyś stała i restauracja Schlosswall i sala balowa i kręgielnia i koncertowa muszla. Te schody na zdjęciu prowadziły właśnie z przyjeziornego, drewnianego tarasu od strony ul. Suchowskiej do sali balowej.  Obecnie prowadzą donikąd.

 

Bogumił Kurylczyk