MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Luftkurort, czyli miasto rolników


 

  Kallies - reklamowany powszechnie jako "Luftkurort" - był przed II wojną przede wszystkim miastem rolników, po których pozostały rzędy stodół na ulicach prowadzących w kierunku pól. A pola uprawne  zakładano wszędzie. Przykładowo, zajmowały niemal wszystkie okoliczne wzgórza, dziś porośnięte lasem. Widać to znakomicie na przedwojennych pocztówkach. Nawet przy plaży nad Bobrowem Wielkim, czy przy stadionie nad jeziorem Młyńskim, były kartofliska.

Starsi mieszkańcy dobrze pamiętają swoje podwórka. Obojętnie, czy na obrzeżach czy w centrum miasta, zazwyczaj miały one pośrodku wielką gnojówkę (tak jak moje, z tyłu kamienicy przy ul. Świerczewskiego 31), do której trafiało dosłownie wszystko. Przed rokiem 1945 nawożono tym pola uprawne. A potem, gdy powojenni lokatorzy kamienic bardziej poczuli się mieszczuchami niż rolnikami,  te kloaki należało opróżniać. Bo dużo czasu musiało minąć, zanim je wysuszono i zasypano.

W wybetonowanych, śmierdzących zbiornikach, zawsze coś chlupotało.  Ale najgorsze, że można było w te obrzydliwe odmęty łatwo wpaść, bo przykrywały je zazwyczaj mocno zbutwiałe deski. Sam zresztą tego doświadczyłem... Do dziś pozostało to moim najokropniejszym wspomnieniem z dzieciństwa, spędzonego przy ul. Świerczewskiego, która także teraz wygląda od tyłu jak zaniedbana, wiejska uliczka.

          Z cuchnącej topieli w podwórkowym szambie wyciągnął mnie wozak, zajmujący się opróżnianiem podwórkowych szamb. Posługiwał się wiaderkiem umocowanym do długiej tyczki. I właśnie taką tyczkę chwyciłem jak ostatnią deskę ratunku. Na moje szczęście ten wozak, gospodarz z sąsiedniej ulicy, akurat mozolnie wybierał wiaderkiem, jedno po drugim, zawartość kloaki na moim podwórku i wylewał ją do blaszanej cysterny, umieszczonej na wozie. Wóz ciągnęła siwa, bardzo chuda szkapa.

 Podobna fura na drewnianych kołach, która ciągnął podobnie chudy koń, pełniła rolę ruchomego punktu skupu szmat, jaki zajeżdżał od czasu do czasu na brukowane kocimi łbami ulice miasteczka. Powożący nim przedstawiciel tzw. prywatnej inicjatywy, oferował wymianę starych, znoszonych i spranych ciuchów na ceramiczne i metalowe naczynia albo na malowane ryby ze szkła. Posiadanie takiego kolorowego unikatu, i wystawienie go na poczesnym miejscu w kredensie, było ambicją każdej ówczesnej gospodyni.

          Ale wróćmy do łachmanów. Pomyśleć, iż w dawnych czasach mieszkańcy Kallies słynęli z wyrobu sukna. Sprzedawali je w całych Niemczech, docierając na wielkie targi do Lipska czy Frankfurtu. Byli znakomici w rękodziele przy swoich warsztatach tkackich. Potem przyszła rewolucja przemysłowa i przędzenie oraz tkanie przejęły maszyny napędzane silnikami parowymi. Że tak będzie lepiej i taniej, szybciej zrozumiano w Złocieńcu (Falkenburgu) niż w Kallies. Dlatego nasi tkacze rychło zbankrutowali a miastem dobrego sukna stał się zamiast Kalisza Pomorskiego - Złocieniec.

Skłóceni między sobą tkacze, a na początku XIX wieku było ich w mieście prawie trzystu, oddali do muzeum w Szczecinie nawet swoje stare dokumenty i insygnia cechowe. Tak bardzo bowiem nie mogli dojść do porozumienia w kwestii wspólnego zainwestowania w maszyny włókiennicze. A dwie fabryki tekstylne, które wybudował Carl Loll (na zdjęciu, przy ul. Strzeleckiej, postawiona w roku 1896, obecnie częściowo rozebrana, druga stoi do dziś przy ul. Poprzecznej) choć już posiadały przędzalnie napędzane maszyną parową, nie stanowiły konkurencji dla kompleksu fabryk złocienieckich. Właściciel części tamtejszych, zmechanizowanych wytwórni miał zresztą na nazwisko.... Kallies.

    I co się dalej stało? Otóż tkacze z Kallies, preferujący robotę ręczną nad mechaniczną, przekwalifikowali się na szewców. Na początku XX wieku działało w mieście ponad 120 warsztatów szewskich. Ich imieniem - Schusterstrasse, ochrzczono nawet jedną ulicę. Dziś nazywa się ona Kilińskiego (też szewca) i posiada ledwie kilka starych domów. Kiedyś było ich tu kilkadziesiąt i przynajmniej w co drugim wyrabiano obuwie. Dodajmy, że głównie dla wojska. 


 Zajęcie to musiało być zyskowne, gdyż część szewców pobudowała sobie całkiem ładne kamienice. Przykładowo mistrz Wilhelm Golm, którego okazały dom stoi do dziś na końcu ul. Rybackiej (dawniej Wittwenstrasse nr 252), przy jeziorze Młyńskim. Jednak i te zarobki urwały się po zmechanizowaniu także produkcji obuwia. Wtedy bezrobotnym szewcom pozostało przekwalifikowanie się na rolników.      W tym zwłaszcza na kopaczy kartofli, z których teraz zasłynęło miasteczko. Mówiło się nawet, że w Kallies, gdy nadchodzi czas wykopków - można zastać w mieście tylko burmistrza i pastora... Pastora, nie zaś księdza proboszcza, bo tu mieszkali w znacznej większości ewangelicy.


          I tak, przez krótką przejażdżkę po historii, doszliśmy do głównego tematu jakim są w tej gawędzie rolnicze tradycje Kalisza Pomorskiego. Bez wątpienia należy zacząć od najstarszego i największego majątku ziemskiego w mieście - Schloss Rittergut Kallies, czyli dóbr rycerskich przynależnych do miejscowego zamku, a potem pałacu.

  Przy okazji wspomnę o sprawie rzekomo istniejących, podziemnych przejść z pałacu gdzieś tam. W moim przekonaniu, to bajka. Bo niby gdzie miałyby te tunele prowadzić? Na cmentarz po co, skoro tam jest grobowiec nie właścicieli zamkowych dóbr, ale rodziny przedsiębiorcy budowlanego Wittchowa. Do kościoła też nie, gdyż przed wielkim pożarem miasta  (1771 r.) świątynia stała gdzie indziej. Możliwe, że jakieś podziemne zejście z piwnic wychodziło nad Drawicę. Tylko, że nikt go jeszcze nie odkrył, oprócz  naiwnych opowieści o "zamurowanych drzwiach".         


Drogą kolejnych, licznych aktów kupna i sprzedaży, pałac wraz z majątkiem ziemskim należał od końca XIX wieku do rodziny Zühlke.      W roku 1939 zarządzała nim Anna. A miała czym, gdyż była panią na 666 hektarach gruntów. W tym posiadała 254 ha ziemi ornej, 38 ha łąk, 300 ha lasów oraz 66 ha jezior. Lasy oraz wody przynależne do Rittergut Kallies, leżały głównie nad jeziorem Wielkie Dąbie (na północ od Poźrzadła). Obok pałacu, w centrum miasta, były wielkie zabudowania gospodarcze. Przed wojną trzymano w nich 18 koni, 90 sztuk bydła, 207 owiec oraz 19 świń. Zajmowały cały, rozległy plac, na którym urządzono potem magazyny i chlewnie GS "Samopomoc Chłopska". Natomiast do samego pałacu (już o tym wspomniałem) przylegała z lewej strony spora, piętrowa oficyna. To w niej mieszkała służba oraz pracownicy folwarczni. Oczywiście nie ci z folwarku Johannisfelde (Lipinki), bo domy przeznaczone dla nich stały (jak stoją do dziś) na końcu ul. Lipinki.

 

  W roku 1939 Anna Zühlke nie była już jedynym, liczącym się gospodarzem w mieście. Wykaz podaje dziewięciu innych, większych właścicieli ziemskich zamieszkałych w Kallies oraz również dziewięciu mających folwarki w najbliższej okolicy. Spróbujemy ustalić, w alfabetycznej kolejności nazw tych folwarków - gdzie one się znajdowały. Natomiast szczegółowe dane, co do liczby posiadanych hektarów oraz rodzaju hodowli, podaje poniższa tabela. Posiadłości kaliskie są poniżej pierwszej, podwójnej kreski, jaką tam naniosłem. Poniżej drugiej są natomiast posiadłości ziemskie w Kietz, czyli generalnie na Dużej Stacji. Generalnie, gdyż do Kietz należała w 1939 roku już nawet obecna ul. Szczecińska i Mała Stacja.


Feldmühle - gospodarstwo (52 ha) i młyn wodny należące do Alberta Wittenhagena (tel. 148), wymienianego w spisach z roku 1937 i 1939. Zabudowania (młyn i willa) oraz staw, istnieją do dzisiaj na końcu ul. Młyńskiej. Tyle, że willa bardzo podupadła, a we młynie urządzono stolarnię. Po wojnie młyn upaństwowiono i przez kilka lat jego kierownikiem był mój ojciec - Hieronim Kurylczyk. 

Posiadam wiele zdjęć z tego czasu. Pierwsze, które zamieszczam, wykonano pod koniec lat 40, gdy Kalisz Pomorski nosił jeszcze nazwę Kalisz Nowy. Widać to na tablicy, gdzie napisano: "Państwowy młyn wodno-elektryczny nr 18, Kalisz Nowy". Mój ojciec stoi drugi z lewej. Pierwszy, to Niemiec Krantz, który jeszcze kilka lat po zakończeniu wojny pełnił we młynie (tak, jak dawniej) funkcję głównego mechanika. Trzeci z lewej to księgowy Stysiak, a następnie pierwszy kierownik młyna - Mikołaj Stanisławski z rodziną.


 Druga, nieco rozmazana fotografia, z początku lat 50., przedstawia moment, gdy wszyscy pracownicy młyna, obowiązkowo jak cała klasa robotnicza, wyjeżdżali na pochód pierwszomajowy. Na ciężarówce wieźli zrobiony przez siebie wiatrak oraz sporządzony przez moją mamę transparent, którego treść bynajmniej nie zachwyciła ówczesnych decydentów jako niezbyt "rewolucyjna". Bo mama wypisała po prostu: "Twórczą pracą pomnażamy sieć gospodarczą i obronną naszej wspólnej ojczyzny"... Pochody kończyły się wtedy w parku przy pałacu (zrujnowanym). Tam na przyczepie od traktora, wyłożonej czerwoną materią, stał komitet honorowy. I stamtąd płynęły długie, pokrętne przemówienia o wyższości socjalizmu nad kapitalizmem oraz Związku Radzieckiego nad Stanami Zjednoczonymi. Ale dla nas - dzieciaków - najważniejsze były stoiska z nieobecną na ogół w sklepach szynką, czekoladą i pomarańczami. Jedyny zgrzyt stanowiło zadanie domowe z języka polskiego, polegające na obowiązkowym przepisaniu treści wszystkich haseł, jakie widniały na licznych transparentach. Ten mojej mamy był przynajmniej krótki...

 

  Wczesne lata 60. kojarzą mi się także z przewodniczącym miejskiej rady Janem Staworzyńskim, który przemawiał na 1 Maja podobnie do Władysława Gomułki oraz często powtarzał zwrot "kużden obywatel", stąd tak właśnie go w mieście nazywano. Na zdjęciu obok (początek lat 60.) przemawia pod portretem I sekretarza Gomułki właśnie przewodniczący Staworzyński. A poniżej mówcy  stoi poczet sztandarowy PZPR w składzie:  tow. Drzewiecki, tow. Piotrowski, tow. Rybicki.

 

 

 

  Od kwestii ustrojowych, zwalczających w tamtych czasach rolników indywidualnych, przechodzimy do gospodarek rolnych otaczających Kallies. Najpierw, dla lepszej orientacji w terenie, zerknijmy na przedwojenną mapę, na której podkreśliłem na czerwono nazwy większych posiadłości.

 

 

 


Jägerhof - gospodarstwo (29 ha) Ewalda Raddatza,  odnotowanego w Adressbuch z roku 1928 i 1939. To jedyna gospodarka po lewej stronie drogi z Kalisza Pomorskiego do Giżyna (kilkaset metrów od szosy). Po wojnie Jägerhof przechrzczono na Pniewy. W latach 70. w pobliżu (od strony drogi łączącej Pomierzyn z Giżynem) postawiono wielką i cuchnącą świniarnię.    
 

Aby skojarzyć nazwy dawne i nowe, dobrze popatrzeć na mapę wydaną tuż po wojnie. Zaznaczono na niej także gospodarstwa zniszczone. Przykładowo te przy drodze do Ruslandu (będę o nich pisał dalej).

 

 

 


Kattenwerder - gospodarstwo (60 ha) Emila Howe, mające adres Abbau Kallies nr 365, według danych z roku 1925. Należało do niego do końca wojny. Potem zamieszkała tu rodzina Rulewiczów, a nazwę zmieniono na Siekiercze. Istniejące zabudowania malowniczo zlokalizowano nad Drawicą, pomiędzy końcem jeziora Giżyńskiego a początkiem małego jeziora, opisanego na niemieckich mapach jako Schützen See. By tam trafić, należy w połowie szosy z Kalisza Pom. do Giżyna (na wprost folwarku Jägerhof, czyli Pniew) skręcić w prawo i przejechać kilomer gruntową drogą, prowadzącą do uroczej doliny.

  Przedwojenny właściciel Kattenwerder - Emil Howe miał z żoną Augustą aż tuzin dzieci. Szóstym z kolei był Franciszek Howe, który zrzekając się praw do rodzinnego majątku na rzecz młodszego rodzeństwa, poślubił córkę wdowy Bartz z Pomierzyna. I tym samym stał się w roku 1931 samodzielnym gospodarzem. Był na tyle operatywny i pracowity, że utrzymywał nie tylko żonę, jej siostrę i matkę, ale także dwójkę swojego rodzeństwa. Zresztą znaleźli oni rychło zatrudnienie w miejscowym majątku Artura Böninga: siostra jako gospodyni a brat  jako inspektor. Obie rodziny (w Kattenwerder i w Pomierzynie) opuściły swoje gospodarstwa podczas przymusowej ewakuacji 9 lutego 1945 r. W większości osiedli w Niemczech Zachodnich, a Franciszek z żoną i córką na wyspie Rugii.

 

 Wiesenthal - (102 ha) piękny, wielki folwark, po którym nie ma już prawie śladu. Stał też przy szosie do Giżyna, po jej prawej stronie. By tam dojechać, należy z szosy (zaraz za wjazdem na górkę) skręcić w pierwszą, polną drogę, czyli przed skrętem do Kattenwerder. Jego właścicielem był znany, bo działający na wielu polach obywatel Kallies - Richard Donicht. Miał tel. nr 149 i adres Abbau 363. Wymieniają go spisy z lat 1925, 1928 i 1939. Wodę z jego zmeliorowanych i rozległych łąk, tłoczyły pompy napędzane wiatrakami. Dom mieszkalny miał wielkość dworu, natomiast zabudowania gospodarskie, ustawione w czworobok, wykonano częściowo z kamieni. Gospodarstwo, nazwane Smugi, objął w roku 1945 Feliks Bejnarowicz, jeden z pierwszych osadników i wójtów gminy Kalisz Nowy. 


Obecnie to porośnięte krzakami wzgórze, którego nowy właściciel nie ma albo pieniędzy albo pomysłu, jak go zagospodarować. Nadal jest tam pięknie. Pozostały resztki zwalonej, kamiennej obory oraz stara studnia. Zabezpieczona i radzę jej nie otwierać, bo wewnątrz aż roi się od komarów. 

Stadthof - (50 ha) jak podaje Adressbuch z 1925 r. należał do Fritza Wolke, mającego wówczas adress Kallies Abbau nr 367. Parterowy, ale rozległy dom gospodarza nadal stoi na końcu ul. Koszalińskiej, gdzie w prawo odchodzi ul. Młyńska a w lewo szosa do Giżyna. Po wojnie mieszkały tam dwie rodziny: Głodów i Zakrzewskich.

 

Ratheide - (85 ha), duży folwark Hermanna Kiske (tel. 127), jest wszystkim dobrze znany, gdyż leży na widoku, tuż przy drodze krajowej nr 10 w stronę Mirosławca (około kilometr za skrętem do Białego Zdroju) i obecnie nazywa się Pruszcz. Zaraz po wojnie mówiło się na to miejsce Kotlina. Nieco dalej, już po lewej stronie drogi do Mirosławca, znajduje się dawny folwark Heideschäferei, założony przez rodzinę von Neumann z Giżyna. Tak jak przed 1945 rokiem, tak i po, hodowano tam owce oraz barany. Dlatego polska nazwa tego miejsca brzmiała początkowo Tryki. Kojarzyła się jednak źle i zamieniono ją na Skotniki. 

Rosenhof - (61 ha), gospodarstwo należące do Ernsta Teske, mającego adres Kallies Abbau nr 388b. To jedna z kilku rolniczych zagród pobudowanych w miejscu noszącym obecnie nazwę Krężno. Niemcy nazywali je Kesselsee. Można tam dotrzeć, skręcając w lewo z szosy do Mirosławca, kilkaset metrów przed Pruszczem. Przed wojną, do folwarku Rosenhof dojeżdżało się polną drogą, będącą przedłużeniem obecnej ul. Gdańskiej, czyli obok dawnej gorzelni, zamienionej teraz na masarnię.


Abbau Kallies - czyli tzw. do dziś Kalisz - Wybudowanie, to kilka gospodarstw leżących za młynem, z przeciwnej strony jeziorka Schützen See (na zdjęciu, zwanym teraz jeziorkiem Bacicza), niż Smugi (Wiesenthal) i łączących się ze Skotnikami. Przed wojną ich właścicielami byli m.in. - Gustav Mittelstädt (Abbau Kallies nr 371) oraz Paul Quade (Abbau Kallies nr 374/375). Po 1945 roku pola na Wybudowaniu  i w Skotnikach uprawiały m.in. rodziny Carłów, Osińskich, Załogów, Kuleszów, Chmielnickich, Głuszków.

Otto Lüdtke - (45 ha)  najprawdopodobniej, sądząc po numerze posesji: 370, zajmował któreś z gospodarstw pomiędzy Wybudowaniem a Skotnikami. Był jednym z większych  i zasiedziałych rolników (wymieniony w spisie z 1925 roku). Już wtedy posiadał telefon nr 96. 



 Trzeba jeszcze wspomnieć o dwóch gospodarkach, które leżały przy Klein Paminerweg, czyli obecnej ul. Kołobrzeskiej, prowadzącej obok pizzerii nad jeziorem Młyńskim w kierunku Ruslandu (przysiółka Pomierzyna). Zawsze, gdy chodziliśmy do kaliskiego lasu na grzyby, mówiło się, że idziemy "na gospodarki". I tu trzeba było dodać, czy na "pierwszą gospodarkę", czy na drugą. Stały tam jeszcze mury opuszczonych domów i obór oraz rosły przy nich jabłonie, więc zwyczajowo spożywało się, siedząc na  ruinach, darmowe śniadanie.

          Niedawno natknąłem się na artykuł, w którym autor (Horst Splettstösser) podaje nazwiska dawnych właścicieli tych zlokalizowanych na odludziu gospodarek. Jak pisze: "zwischen Kallies und Russland gabs die bauernhöfe Grams und Neinass. Grams hatte einen Zuchtbullen." Zatem gospodarstwa te, leżące pomiędzy Kaliszem Pomorskim a Ruslandem (w Pomierzynie mówią Ruszland),  należały do niejakiego Gramsa i Neinassa. Pierwszy hodował byka zarodowego, do którego przyprowadzali swoje krowy gospodarze z Ruslandu, w tym ojciec autora wspomnień. Może dlatego, jedząc jabłka ze zdziczałego sadu wśród ruin gospodarki Gramsa, zawsze wydawało się nam, że gdzies porykuje jakieś zwierzę...

          Swoją drogą, porykiwać mogło i to niejedno, gdyż na tych śródleśnych  łąkach pastuch miejski (tak, był taki) wypasał po wojnie krowy mieszkańców, którzy sami nie byli rolnikami. A takich rodzin nie brakowało w centrum Kalisza Pomorskiego od ul. Grunwaldzkiej i Koszalińskiej, przez ul. Drawską i ul. Świerczewskiego do ul. Wolności oraz ul. Kilińskiego. Natomiast wracając do bauera Gramsa, to adresbuch podaje, iż miał na imię Heinrich i po ojcu Karlu odziedziczył 26 ha ziemi. Co do Neinassa - brak danych.

        A oto jacy więksi rolnicy (bo tych małych nie brakowało przy każdej ulicy), mieszkali tuż przed II wojną w samym mieście Kallies.

Franz Blessin - (22 ha ziemi oraz młyn motorowy), tel. 202, przejął nieruchomości po ojcu, też młynarzu, Teodorze Blessin, który zaczynał od mielenia zboża we własnym wiatraku. Młyn i dom, według danych z roku 1925, stał pod adresem Abbau Kallies 382. Dzisiaj jest to ul. Toruńska, gdzie pod numerem 10 ocalał młyn przebudowany na mieszkania.

Bruno Hintz - (48 ha), wymieniony w roku 1939, najprawdopodobniej także przejął gospodarstwo rodzinne po ojcu Otto Hintzu, zamieszkałym przy Maulbeerweg 1 (ul.Strzelecka 1), czyli w domu na rogu ul. Strzeleckiej i ul. Suchowskiej. Nie mylić z willą naprzeciwko (okazałą, z czerwonej cegły), należącą przed wojną do mistrza kominiarskiego Henninga, a potem do nadleśnictwa.

Alfred Lemke - (47 ha), trudno ustalić dokładnie lokalizację tego gospodarstwa. Z pewnością Alfred odziedziczył go po Gustavie, wymienianym jako właściciel w roku 1925. Wtedy pod numerem 306, czyli na początku ul. Toruńskiej (przy skrzyżowaniu z ul. Drawską) obok dawnej "Turystycznej" a dziś sklepu AGD naprzeciwko dworca PKS. Spis trzy lata późniejszy notuje go pod adresem Kallies 366. A to by wskazywało, że mieszkał gdzieś pod koniec ul. Koszalińskiej (nieopodal folwarku Stadthof, oznaczonego numerem 367). Problem jednak w tym, iż na mapie przedwojennego Kallies takiego nazwiska nigdzie nie ma.

Gottlieb Liefke - (26 ha) uprawiał pola zapewne na Drawskiej Górze, gdyż mieszkał  przy Dramburgerstrasse (ul. Drawska) 278. Jego zabudowania gospodarskie wraz z domem stały na obecnym skrzyżowaniu ul. Drawskiej z ul. Koszalińską i ul. Krętą. Dokładnie pomiędzy ul. Krętą a betonowym mostem na Drawicy. Przed rokiem 1945, ul. Kręta, biegnąca nad jeziorem Młyńskim, była polną drogą (choć nosiła nazwę Adolf Hitler Ufer - czyli Wybrzeże Adolfa Hitlera). I po przekroczeniu drewnianego mostku na rzeczce łączącej jezioro Młyńskie z jeziorem Bobrowo Małe (idąc od ul. Wolności), prowadziła wzdłuż koryta Drawicy do ul. Drawskiej. Drugi, drewniany most na Drawicy, nadający dzisiejszy przebieg ul. Krętej, zbudowano po wojnie. Służył głównie do przeganiania krów, jakie gromadziły się nad jeziorem Młyńskim (na tyłach dzisiejszej remizy OSP). Stąd pastuch miejski prowadził je na leśne pastwiska.

Franz Quade - (21 ha) najprawdopodobniej chodzi o gospodarstwo znajdujące się na prawo od skrzyżowania ul. Koszalińskiej z ul. Młyńską. Dawniej, choć już po 1945 roku, mieszkał tam jedyny w miasteczku rakarz, którym - jak pamiętam - straszono dzieci.

Wilhelm Schröder - (31 ha), w Kallies mieszkało kilkanaście rodzin o tym nazwisku (podobnie jak o nazwisku Quade). Jednak  duży gospodarz był jeden i miał swoje zabudowania przy dzisiejszej ul. Gdańskiej, po jej lewej stronie, przed dawną gorzelnią. Jego sąsiadem był  Gustav Jolitz, również właściciel ziemski.


  Ponadto znaczniejsze gospodarstwa (po kilkanaście ha) mieli jeszcze: 

-  With Arnholtz (Victoriastrasse 304f), jego zabudowania to pierwszy, obszerny dom po lewej stronie na ul. Grunwaldzkiej (idąc od skrzyżowania z ul. Turuńską, na zdjęciu). Mieszka w nim rodzina Widockich.
- Wilhelm Kanitz  (Victoriastrasse 307), dom przy końcu ul. Świerczewskiego, tuż nad rzeczką, gdzie mieszkała rodzina Mitaków.
 - August (potem Max) Panke (za stacją benzynową na rogu ul. Toruńskiej i ul. Mickiewicza), obecnie dom rodziny Kołodziejskich,
- Paul Wolter przy Dramburgerstrasse 273, obecnie to na ul. Drawskiej ostatni dom po lewej stronie (przed mostem na Drawicy), zajmowany przez rodzinę Szadejków.
-  Gustav Lück, sąsiad Woltera po przeciwnej stronie ul. Drawskiej (Dramburgerstrasse 297). Ten dom, jak i znajdujący się za nim (na górce) cmentarz żydowski, już nie istnieją.

   Krowy pasą się blisko centrum miasta do dziś. Do dziś jest więc ono miastem rolników. Jak na tej fotografii...

         

Bogumił Kurylczyk