MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Cóż, i ja się zmieniłem (Łukasz Przytarski)
Wpisy absolwentów

 

Zupełnie inaczej ogląda się świat z perspektywy ponad trzydziestoletniego mężczyzny… Zupełnie inaczej niż w 1994 roku, gdy zaczynałem naukę w Liceum Ogólnokształcącym w Kaliszu Pomorskim. Wydaje mi się, że całkiem wyraźnie czuć było jeszcze oddech dogorywającego socjalizmu a na moich i moich kolegów oczach dokonywała się największa rewolucja społeczna i gospodarcza w nowożytnej historii Polski. Jestem jednak przekonany, że nie tak oceniałem świat i to co dookoła mnie się działo w tamtym czasie.

            Pamiętam, że ukończenie szkoły podstawowej (wtedy jeszcze ośmioklasowej), zdanie egzaminów do liceum i przyjęcie w poczet uczniów szkoły średniej było prawdziwą inicjacją. Dosłownie kończyło się dla nas dzieciństwo i wkraczaliśmy w świat dorosłych. Wydawało mi się wtedy, w pierwszej klasie, że dzielą mnie lata świetlne od koleżanek i kolegów z klas czwartych. Wydawali się oni dominować nad nami „pierwszakami” wiedzą, dojrzałością i zgromadzonym doświadczeniem. Przywilejem i powinnością czwartoklasistów było też zorganizowanie chrztu i wcielenie w poczet uczniów nowo przybyłych żółtodziobów.

            W tamtym czasie

liceum zlokalizowane było w budynku przy ul. Błonie Kaszubskie i dopiero później wróciło na ul. Wolności. Zdecydowanie bardziej lubiłem chodzić na lekcje w tym drugim budynku. Gmach z czerwonej cegły jest w moim uznaniu jednym z najpiękniejszym i najbardziej wartościowych budynków w Kaliszu Pomorskim. Dodatkowo mury te posiadają niezwykły klimat ze swoimi piwnicami, strychem oraz starą, stylową salą gimnastyczną. Całość wspaniale uzupełnia boisko sportowe, dziedziniec i przyległy doń budynek internatu.

            Każdy dzień w szkole to nowe przygody i wyzwania. Szczególnie gdy kształtuje się młody charakter. Duża część życia przypadała na czas przerw międzylekcyjnych. Częste dyskusje na korytarzu, spotkania w sklepiku szkolnym w piwnicy, dźwięki radiowęzła, czy spotkania w ulubionym miejscu na szczycie schodów, na najwyższym piętrze, to przebłyski wspomnień, jakie teraz do mnie powracają…

Kłamałbym twierdząc,

że należałem do  wybitnych uczniów. Myślę, że byłem raczej przeciętny, ale realizowałem to czego ode mnie wymagano. Zazwyczaj interesowało mnie to, czego akurat w podręcznikach nie było. Trzeba przyznać, że nie wszystkie przedmioty należały do moich ulubionych. W szczególności stroniłem od chemii i fizyki. Natomiast ceniłem sobie lekcje historii, języka  polskiego i geografii. Całkiem dobrze znosiłem też takie przedmioty jak język niemiecki czy biologia lub matematyka. Mówiąc o językach obcych należy wspomnieć, że w tamtym okresie uczyłem się dwóch : języka niemieckiego, który był przedmiotem dodatkowym oraz języka rosyjskiego, który był językiem obcym wpisanym w podstawę programową.

Właśnie na lekcjach rosyjskiego dało się odczuć ten oddech dogorywającego socjalizmu, o którym wspomniałem na początku. Podręczniki do nauki języka, wydawane jeszcze w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku, nadal sławiły Kraj Rad, Lenina, Marksa i Engelsa. Czułem się w jakiś sposób zmuszony do nauki tego języka i bardzo długo opierałem się przed przyswojeniem sobie słówek i „bukw”. Dziś ta znajomość cyrylicy bardzo się przydaje i wiele ułatwia. Jednak w tamtym czasie, ze swojego cichego oporu przed nauką tego języka, trochę podświadomie, uczyniłem akt zgładzenia tego demona historii, który nadal jeszcze pośród nas dyszał.

Wspominając o historii

nie sposób pominąć lekcje z Panią Profesor Wandą Włodarską, która posiadała dogłębną wiedzę w swojej dziedzinie, doskonały warsztat pracy z uczniami oraz zdrowy dystans do swojej osoby. Na lekcjach historii można było wdać się w dyskusje na temat wojny secesyjnej, utraty Alzacji i Lotaryngii przez Francję na rzecz Niemiec po wojnie prusko-francuskiej, jak i na temat roli Jakuba Szeli w rabacji galicyjskiej. Pani Profesor zawsze z wyrozumiałością podchodziła do największych pomyłek, nawet gdy ktoś przemianował wspomnianą Alzację i Lotaryngię na „Alzaję i Latrygonię”. Myślę, że czasem musiała się porządnie „nagimnastykować” ,by „wyciągnąć” kogoś na „trzy z dwoma”.

            Skoro o gimnastyce mowa, to czas na wspomnienie o lekcjach „wuefu”. Prowadził je z nami św. pamięci Profesor Stefan Stąporek. Do legend trafiły już partie szachów, jakie z nim potrafiliśmy rozegrać na lekcjach. Dla ścisłości dodam, że szachy są też dziedziną sportu i całkiem zdrowo można je „pouprawiać” na „wuefie”. Profesor Stąporek potrafił podzielić klasę na część, która grała w „kosza” lub w „siatkę”, na część która szła na siłownię oraz na grupkę, która rozgrywała z nim lub między sobą partię szachów. Czasem udało się powiedzieć: „szach mat Profesorze”.

            Można tak długo

wspominać te cztery licealne lata a z każdym akapitem coraz więcej wspomnień powraca i każde wydaje się ważniejsze. To, czego niemal nie uda się oddać, to zapach tamtych lat, barwy pór roku i klimat jaki dało się poczuć w tamtych murach, coś czego ponad trzydziestoletni człowiek już nie czuje w ten sposób… Zmienił się też w tym czasie świat, zmieniła się Polska i zmienił się sam Kalisz.

Cóż, i ja się zmieniłem. Po maturze wyjechałem do Szczecina na studia. Dziś jestem absolwentem Uniwersytetu Szczecińskiego. Studiowałem na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Zarządzania na kierunku Finanse  i Rachunkowość. W czasie studiów wyjechałem na roczne stypendium do Szwecji. Dziś pracuję w centrum księgowym niemieckiego koncernu METRO GROUP, który jest właścicielem sieci sklepów Real, Makro, Media Markt i Satrun. Zarządzam ponad dwudziestoosobowym zespołem księgowych.

Prywatnie, w wolnym czasie  żegluję a  zimą lubię jazdę na snowboardzie. Nadal interesuję się historią a w szczególności historią i kulturą Indian Ameryki Północnej i Południowej - tu link do "indiańskiego" wykładu Łukasza:   http://www.youtube.com/watch?v=Cp6EmPM5y_M 

Zawsze pasjonował mnie też komiks i rysunek odręczny. Jeśli tylko pozwala mi na to czas, staram się rozwijać moje umiejętności w tym zakresie.

 Bodaj najważniejsza mądrość

jaką wyniosłem z tamtych czasów, to przeświadczenie, że nie ma rzeczy, przedmiotu czy dziedziny wiedzy, której nie da się zgłębić, jeśli człowiek poświęci temu odpowiednią ilość czasu oraz staranności, wspierając to dyscypliną i determinacją. Dzięki temu nauczyłem się w późniejszych latach wielu rzeczy, o których nie śniło mi się przekraczając po raz pierwszy drzwi Liceum Ogólnokształcącego w Kaliszu Pomorskim.

 

Łukasz Przytarski

(absolwent 1998)