MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Moja ucieczka... (Romualda Bożek-Makówka)
Wpisy absolwentów

Czasami potrzeba ogromnej wytrwałości i uporu, ażeby osiągnąć zamierzony cel. Upór towarzyszył mi przez całe życie. Był moim nieodłącznym, wiernym przyjacielem. Dzięki niemu mój cel przybrał kształt szkieletu a następnie powoli i miarowo zaczął przyoblekać się w ciało. Oczywiście wymagało to ogromnego poświęcenia i pracy. Czy się opłacało? Nie odpowiem na to pytanie. Musi upłynąć całe życie, ażeby móc je podsumować.

Niejedna osoba, która mnie dawniej znała jako nastolatkę, gdy dowie się, że piastuję stanowisko sędziego, zapewne złapie się za głowę i z nie- dowierzaniem stwierdzi : „To niemożliwe! Ta niepokorna dziewucha z na- stroszonymi, postawionymi na sztorc włosami, rzemieniami i łańcuchami oplatającymi nadgarstki i szyję, które ciągnęły jej głowę do ziemi? Komu       w tym państwie powierza się tak poważne funkcje? Ten kraj stanął na głowie!”. No cóż, życie to pasmo sprzeczności i zaskoczeń. A jednak mój upór doprowadził mnie do objęcia stanowiska sędziego Sądu Rejonowego w Gryficach.   

Ale czy jako człowiek się zmieniłam ?

Często towarzyszy mi pytanie: „Czy w ogóle pasuję do tego środowiska? I zazwyczaj odpowiadam sama sobie :  „A jednak chyba tak. Chyba ten kraj stanął na głowie”. Zawsze byłam niepokorna. A człowiek przecież się nie zmienia. A ja jestem nadal tylko człowiekiem. A zatem jak tylko mój rywal czas mi na to pozwala, wykorzystuję go, żeby choć na chwilę uciec od codzienności, od rzeczywistości, od sterty akt, w których piętrzą się ludzkie problemy. Te zupełnie błahe i te poważne, które czasami i mnie nie pozwalają spokojnie zasnąć. Uciekam do swojego własnego świata, zarezerwowanego tylko dla mnie, do którego czasami zapraszam bliskie mi osoby.

Dziś zapraszam  również i Was

Człowiek to takie stworzenie, któremu dane jest wiecznie pragnąć więcej. Jedni dążą do bogactwa i luksusu, drudzy do samodoskonalenia.   W dzisiejszym, konsumpcyjnym świecie byłabym nieuczciwa, gdybym twierdziła, że mnie to nie dotyczy, że nie jestem choć w minimalnym stopniu próżna. Lubię otaczać się pięknymi rzeczami. W szczególności rzeźbami      i meblami. Ale nie tymi powszechnymi, dzisiejszymi, pozbawionymi kształtu i charakteru albo obdarzonymi kształtami pospolitymi, jak kwadrat czy prostokąt. Mnie rozanielają kształty złożone, dopracowane, walczące o swój prymat z naturą i upodobniające się do niej. Czasami, gdy uda mi się ukraść dobie godzinę lub dwie, zagłębiam się w otchłanie Internetu i wyruszam na łowy. Nieraz mam szczęście i wypatrzę w ogromie zwykłych rzeczy tę jedną, niepowtarzalną, która mnie zadziwi, poruszy, przeniesie na chwilę do innej bajki. Czasami kupuję przepiękne rzeźby lub stare meble, które kłaniają się w moją stronę, uginając jeszcze bardziej swoje gięte nogi. Ukazują mi swoją bogatą duszę.

Niekiedy wyławiam fantastyczne, różnobarwne, wydaje się magiczne kamienie. Te ostatnie kocham najbardziej. Z nich tworzę różne rzeczy, np. kominki, obrazy ścienne, pejzaże.

Ten pierwszy kominek stoi w moim domu. Przedstawia drzewo magnoliowe. Wykonany jest z gipsu, lecz całe tło wypełnione zostało drobniusieńkimi, kolorowymi kamyczkami, zwanymi grysem, który zazwyczaj używany jest do budowy dróg. Użyty z pomysłem nabiera, jak widzicie, zupełnie innych, niepowtarzalnych kształtów. Konstrukcja kominka nie jest moim wytworem, jednakże cała obudowa zapewniam, że tak. Zapytacie jak długo tworzy się taki kominek ? No cóż, podejrzewam, że gdybym nie zajmowała się na co dzień rozsądzaniem powództw, zapewne poszłoby mi znacznie szybciej, lecz niestety kradzież czasu to nie jest prosta sprawa. Dlatego ten kominek wykańczałam przez ponad pół roku. Za to dzisiaj obdarza mnie pięknym, ciepłym światłem… Szczególnie podczas zimowych, długich wieczorów, gdy przycupnę na chwilkę, aby się zadumać, odpocząć, ogrzać, rozmarzyć…

Ten drugi kominek wykonałam dużo, dużo szybciej. Oczywiście jestem człowiekiem, który nie potrafi usiedzieć na miejscu. Nawyków swoich nie zmieniam nawet podczas świąt, chociażby bożonarodzeniowych. Przyznam się Wam w sekrecie, że ten kominek powstał w okresie trzech dni przed świętami Bożego Narodzenia, a zakończony został nie kiedy indziej, tylko    w Wigilię. I chyba dlatego teraz przez cały rok roztacza wokół siebie właśnie taki nastrój. Wykonałam go w prezencie. Lubię dawać radość innym. Choć na sali rozpraw nie sprawiam wrażenia takiego człowieka, ale to tylko pozory. W końcu sąd to przecież teatr. Musimy umieć być dobrymi aktorami.

Ten obraz ścienny, który przedstawia czaple został wykonany w całości z maleńkich, różnobarwnych kamyczków. Wyklejałam go przez cały okrągły rok, w każdą wolną chwilę, kiedy tylko poczułam, że muszę odreagować potworności tego świata. Zapewniam Was jest to lepszy sposób aniżeli łykanie tabletek uspakajających, czy odurzanie się dymem papierosowym. No i przyznacie, że dużo bardziej efektywny. Gorąco polecam.

Inny obraz, z motywem słoneczników, jest w zasadzie, jakby tu powiedzieć „perspektywiczny” lub „trójwymiarowy”. Chodzi o to, że ozdabia wolnostojący komin, tworząc tym samym swego rodzaju kolumnę.

Kamieni używam również do innych celów. Chociaż obecnie mieszkam w zasadzie nad morzem, wychowana nad jeziorami, nigdy nie zdołałam się do tego morza przekonać. Nie lubię tłumów wczasowiczów, snujących się bezwolnie w nie- wiadomym kierunku, którym najfajniejszy w roku okres przepływa leniwie przez palce lub raczej przesypuje się na piaszczystych, do granic możliwości zakrytych ludzkimi ciałami, plażach. Nad morze udaję się w zasadzie tylko w jednym celu… właśnie po kamienie. Stwierdzicie, co też za kamienie są nad tym naszym polskim morzem ? Takie zwyczajne, powszednie, niepodobne do diamentów, szmaragdów, rubinów lub chociażby ametystów. Nic bardziej mylnego.

Nasze polskie kamienie potrafią być zaskakująco piękne. Gdy puścicie  w ruch kołowrót Waszej wyobraźni, mogą w Waszych rękach zmienić się w prawdziwe dzieła sztuki. Trzeba jedynie spróbować. Moje prace powstałe z nadmorskich kamieni nie są może dziełami sztuki, ale dają mi możliwość nadania kształtów moim fantazjom i sprawiają, że nasz dom jest odmienny od wszystkich innych. A ja lubię w nim mieszkać. 

Wyklejanie ścian i kominków to tylko jedna z moich pasji, którą pielęgnuję w czasie, gdy nie wydaję wyroków i nie piszę do nich obszernych uzasadnień. Kolejnym sposobem ucieczki od szarości dnia jest malowanie kolorowych obrazów, chociaż te, które tworzę, nie do końca i nie zawsze bywają takie barwne i wesołe. Zazwyczaj odzwierciedlają moje najmroczniejsze i najgłębiej skrywane rozterki i przemyślenia. Są krzywym odbiciem zachowań ludzi, których spotykam lub sytuacji, których byłam świadkiem. Dlatego częściej bywają mroczne i przerażające.

 Najczęściej tworzę obraz, ponieważ pragnę nim kogoś obdarować. Gdy znam bardzo dobrze daną osobę, albo łączą mnie z nią jakieś przeżycia, wówczas obraz kształtuje się sam. Takie prace są mi szczególnie drogie. Nierzadko jednak, chcąc  sprawić komuś radość na jego prośbę wzoruję się na obrazie, który danej osobie zwyczajnie się podoba. Te prace sprawiają mi mniejszą satysfakcję. Niemniej zawsze wysiłek włożony w ich stworzenie przynosi mi frajdę.

Gdybym miała podsumować moje zwierzenia, stwierdziłabym, że niezależnie czy zostaliśmy obdarzeni przez los szczególnymi talentami, czy zwyczajnie gości w nas jedynie upór i wiara w siebie, warto cokolwiek tworzyć, starać się, aby coś po nas pozostało, dla tych, którzy będą potrafili z tego czerpać. Nie pozwólcie tlić się życiu, bądź powoli odtajać. Płońcie!... Zamrażajcie!... Żyjcie pełną piersią, ale konstruktywnie.

 

Romualda Bożek – Makówka

(absolwentka 1993)

 

Te i inne prace Autorki prezentujemy także w dziale "arte-fakty".