MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Nasze miejsca najważniejsze

     Czy na Ziemi Drawskiej są takie miejsca, w których bogata historia naszego regionu pozostawiła niezatarty ślad? I splatając się z teraźniejszością stanowi żywe do dziś przesłanie płynące z głębin dziejów? Gdzie zatem stanąć, aby je odczuć i kto może udzielić takiej wskazówki?

     Z tym problemem zwróciliśmy się do czterech najbardziej znanych regionalistów, mieszkających w naszym powiecie. Młodzież licealna, odpowiednio przygotowana na warsztatach dziennikarskich przez Bogumiła Kurylczyka do spotkania z tak wymagającymi rozmówcami jak badacze lokalnych dziejów, zadała im te same trzy fundamentalne pytania:

1. Czy w pełnej skomplikowanych wydarzeń historii powiatu drawskiego jest jedno zdarzenie (zdarzenia) najistotniejsze?
2. Czy do dzisiaj pozostały konsekwencje tego wydarzenia także w postaci materialnej?
3. Kiedy się w tym wybranym (szczególnym) miejscu już będzie, o czym tam warto pomyśleć?

     Odpowiedzi wprost na te pytania udzielił licealistom Zbigniew Januszaniec (autor wielu publikacji historycznych i krajoznawczych poświęconych głównie terenom Pojezierza Drawskiego, ze szczególnym uwzględnieniem Czaplinka i jego okolic) oraz Jarosław Leszczełowski (autor odkrywający w swoich licznych książkach powiązanie historii Pomorza, zwłaszcza Złocieńca i okolic, z legendami oraz współczesnością). Stąd te dwa pierwsze artykuły mają formę wywiadów.

     Natomiast Zbigniew Mieczkowski (autor ostatnio wydanych pionierskich opracowań dotyczących m.in. rzeki Drawy i Poligonu Drawskiego) oraz Wiesław Piotrowski (niestrudzony zbieracz materialnych śladów przeszłości, twórca Izby Regionalnej w Drawsku Pomorskim oraz edukator młodzieży) zaproponowali wspólną wyprawę w teren. Zostały one opisane w formie relacji.

     Zapraszamy do lektury, do odkrywania czterech wskazanych, najważniejszych miejsc.

 

Tam gdzie narodziło się miasto

   Zbigniew Januszaniec (ur. 1945) - ekonomista, absolwent Wydziału Inżynieryjno-Ekonomicznego Politechniki Szczecińskiej. Doświadczenie zawodowe: transport samochodowy, handel, bankowość spółdzielcza. Działacz społeczny, regionalista, autor wielu publikacji historycznych i krajoznawczych poświęconych głównie terenom Pojezierza Drawskiego, ze szczególnym uwzględnieniem Czaplinka i jego okolic.

1. W pełnej skomplikowanych wydarzeń historii powiatu drawskiego jest jedno zdarzenie (zdarzenia) najistotniejsze?

     Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa z uwagi na wyjątkową złożoność dziejów naszego regionu. Złożoność ta ze szczególną wyrazistością rysuje się przy każdej próbie wskazania jednego lub kilku najważniejszych wydarzeń w historii powiatu drawskiego. Najpierw trzeba się zdecydować, czy w rozważaniach tych wchodzą w grę wydarzenia, które miały miejsce przed formalnym ustanowieniem powiatu drawskiego. Musimy również wiedzieć, że niejednokrotnie zmieniały się jego granice, w wyniku czego w dzisiejszym powiecie drawskim leżą miejscowości należące niegdyś do powiatu świdwińskiego, wałeckiego, choszczeńskiego czy też szczecineckiego. W tej sytuacji przyjąłem, że w poszukiwaniach najważniejszych wydarzeń dla powiatu drawskiego uwzględniamy całe terytorium aktualnie wchodzące w jego skład.

     Jeszcze trudniejszy okazuje się wybór kryteriów, na podstawie których można ocenić znaczenie poszczególnych wydarzeń dla historii powiatu. Było wiele wydarzeń decydujących o losach Ziemi Drawskiej nawet przez kilka stuleci, a które z dzisiejszego punktu widzenia nie wydają się już aż tak ważne. Odnajdujemy w przeszłości również takie wydarzenia, których konsekwencje mają bardzo duży wpływ na współczesne realia, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Każde z nich posiadało z reguły znaczenie lokalne, ale ich suma do dziś w dużym stopniu decyduje o obliczu całego powiatu.

    

 

     W poszukiwaniu najistotniejszych wydarzeń historycznych cofnąłem się w czasie o kilkaset lat, aż do XIII i XIV wieku. Wybrałem ten okres dlatego, że to właśnie w tamtym czasie powstały wszystkie cztery miasta leżące w dzisiejszych granicach powiatu drawskiego. Lokację Drawska Pomorskiego (ilustracje powyżej) potwierdza dokument z 1297 roku. W 1303 prawa miejskie otrzymuje Kalisz Pomorski, a w 1333 Złocieniec. Data nadanie praw miejskich Czaplinkowi nie jest znana, ale na podstawie wzmianek w różnych źródłach historycznych badacze przyjmują, że wydarzenie to musiało mieć miejsce między 1290 a 1334 rokiem. Niektórzy historycy uważają, że nastąpiło to w 1291 roku.

    

 

   

 

 

 

 

 

 

   Te nasze cztery miasta (ilustracje pokazują Kalisz Pomorski i jego odbudowany Pałac oraz Złocieniec i jego rozebrany Zamek) powstały na tym samym etapie rozwoju osadnictwa w naszym regionie. Każde z nich leżało na trasie ważnego szlaku drogowego, w miejscu o strategicznym znaczeniu. Wszystkie posiadały znakomite warunki obronne dzięki umiejętnemu wkomponowaniu w naturalną rzeźbę terenu. Ich założenie było związane nie tylko z rozwojem osadnictwa, ale także z kształtem średniowiecznej sieci dróg przecinających obszar dzisiejszego powiatu drawskiego. Powstały na trasach dawnych szlaków komunikacyjnych dodając im znaczenia. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego jak wiele elementów współczesnej sieci drogowej ma rodowód średniowieczny gdyż liczne drogi, których przebieg zdeterminowany został w przeszłości przez warunki terenowe, biegną nadal tą samą trasą co przed wiekami.

     Z pewnością wszyscy zgodzą się ze stwierdzeniem, że to co jest najistotniejsze na danym obszarze z reguły znajduje swoje odzwierciedlenie na mapach. Spójrzmy więc na dowolną mapę. Z łatwością przekonujemy się, że najważniejszymi informacjami wynikającymi z map jest lokalizacja poszczególnych miejscowości oraz przebieg tras komunikacyjnych.

     Z tych moich rozważań można wyciągnąć wniosek, że w poszukiwaniach tego, co w historii ziem wchodzących w skład dzisiejszego powiatu drawskiego było najistotniejsze, należałoby się skupić nie na jednym lub na kilku wydarzeniach, lecz na wskazaniu takiego etapu w długim procesie rozwoju osadnictwa i sieci drogowej, który w istotny sposób wpłynął na wygląd dzisiejszej mapy powiatu drawskiego. Wiele wskazuje na to, że etap taki miał miejsce właśnie w XIII i XIV wieku.

     Mimo to zdecydowałem się wskazać jedno ważne wydarzenie historyczne, ale nie jako najistotniejsze w historii powiatu, lecz jako ciekawy przykład jednego z wielu ważnych wydarzeń, składających się na długotrwały proces, który w istotny sposób zadecydował o dzisiejszym obliczu powiatu drawskiego. Wydarzenie, które pragnę wskazać miało miejsce w ostatnich latach XIII wieku. Wtedy to Przemysł II, książę Wielkopolski, podpisał w Pyzdrach przywilej nadający zakonowi templariuszy znaczny obszar w rejonie jeziora Drawsko i górnego biegu rzeki Drawy. Obszar ten stanowił wówczas najbardziej na północ wysuniętą część Wielkopolski.

     W akcie nadania, wystawionym przez Przemysła II, w zapisie określającym datę sporządzenia podany jest rok 1286, ale zdaniem wielu badaczy treść tego dokumentu pozwala datować go na 1290 rok. Na siedzibę nowo utworzonej komandorii templariusze obrali miejsce w przesmyku między jeziorami Drawsko i Czaplino. Wznieśli tu zameczek obronny, z którego kierowali nadanymi terenami. Historycy uważają, że znajdował się on w miejscu obecnego kościółka pw. Św. Trójcy, stojącego na wzniesieniu sąsiadującym z południową pierzeją czaplineckiego rynku staromiejskiego. Przemysł II sprowadził tu templariuszy głównie w celu obrony północnych krańców ziem wielkopolskich przed ekspansją margrabiów brandenburskich. Wśród badaczy istnieje również przekonanie, że założenie miasta należy wiązać z krótką, trwającą tylko do 1312 roku, obecnością templariuszy, którzy rozwinęli akcję kolonizacyjną sprowadzając tu osadników z Niemiec i z terenów pomorskich wcześniej skolonizowanych przez Brandenburgię. Pamiątką po obecności templariuszy jest niemiecka nazwa Czaplinka – Tempelburg.

     Zastanówmy się, co zadecydowało o tym, że miejsce na swą siedzibę templariusze obrali w wąskim przesmyku między jeziorami Drawsko i Czaplino? I że właśnie tutaj powstało jedno z czterech miast dzisiejszego powiatu drawskiego – Czaplinek. Co ciekawe, odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć analizując współczesne mapy. Gdy spojrzymy na mapę Pojezierza Drawskiego zauważymy, że od rejonu Złocieńca aż do okolic Szczecinka jeziora tworzą charakterystyczne, ułożone równoleżnikowo, pasmo, którego przedłużeniem w kierunku zachodnim aż do rejonu Drawska Pomorskiego jest dolina rzeki Drawy. Analizując układ szlaków komunikacyjnych bez trudu dostrzeżemy, że jest on logiczną konsekwencją tutejszej rzeźby terenu. Przeszkody topograficzne w postaci jezior, mokradeł i dolin rzecznych od zarania dziejów decydowały o przebiegu dróg. Ich trasy, zwłaszcza tych o przebiegu południkowym, wyznaczone zostały przez przesmyki między jeziorami oraz miejsca nadające się do przepraw przez rzekę. Drogi o przebiegu równoleżnikowym biegły z kolei wzdłuż wspomnianego wyżej pasma naturalnych przeszkód wodnych.

      Już w okresie przedlokacyjnym przez wąski przesmyk między jeziorami Drawsko i Czaplino przeciskał się ważny szlak handlowy łączący Wielkopolskę z Kołobrzegiem, który przeszedł do historii jako Szlak Solny. Przed przesmykami z reguły zbiegało się kilka dróg by wspólnie pokonać wąski pas lądu między jeziorami. Stawały się one pewnego rodzaju węzłami drogowymi, sprzyjającymi rozwojowi osadnictwa. Tak też było w przypadku przesmyku między jeziorem Drawsko a jeziorem Czaplino. Stojący między jeziorami zamek umożliwiał nie tylko kontrolę ruchu na Szlaku Solnym, lecz także na wszystkich innych drogach, które tu prowadziły. Szczegółowa lokalizacja zamku templariuszy nie została dotychczas jednoznacznie potwierdzona badaniami archeologicznymi, ale największą popularność ma pogląd, że stał on w miejscu dzisiejszego kościółka pw. Św. Trójcy. Pogląd ten oparty jest nie tylko na tradycji, lecz także na analizie miejscowych warunków topograficznych. Właśnie wybitne naturalne walory obronne oraz zbieg kilku ważnych dróg zaliczyć należy do tych czynników, które nadawały temu miejscu znaczenia strategicznego i zadecydowały o wzniesieniu tu zamku templariuszy i założeniu miasta.

2. Czy do dzisiaj pozostały konsekwencje tego wydarzenia, także w postaci materialnej?

     Jak już wspomniałem, odpowiadając na pierwsze pytanie, do zasadniczych konsekwencji wydarzeń, których areną był obszar dzisiejszego powiatu drawskiego, należy istnienie czterech miast powstałych w końcu XIII i na początku XIV stulecia, a także wiele elementów obecnego układu sieci drogowej. Liczne ślady przeszłości przetrwały również w strukturze przestrzennej najstarszych części miast. Na terenie każdej starówki baczny obserwator może odnaleźć relikty średniowiecznego układu ulic wytyczonych w pierwszym okresie istnienia miasta oraz prześledzić przebieg średniowiecznych granic zabudowy wyznaczonych niegdyś przez linię umocnień bądź przez elementy ukształtowania terenu. Niestety, znacznie trudniejsze okażą się poszukiwania w naszych miastach zabytków architektonicznych z tamtego okresu.

     Najłatwiejsze zadanie poszukiwacze architektonicznych pamiątek z tamtych czasów będą mieli w Drawsku Pomorskim. Od kilkuset lat góruje nad tym miastem widoczna z daleka wieża średniowiecznego kościoła pw. Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Budowę tej okazałej świątyni rozpoczęto w XIV wieku. Zachowały się też tu fragmenty murów obronnych, których wznoszenie rozpoczęto na przełomie XIII i XIV w. W Złocieńcu średniowieczne klimaty z tamtego okresu można odnaleźć przede wszystkim na zamkowym wzgórzu nad Drawą. Zamek już nie istnieje, ale łatwo dostrzec naturalne walory obronne tego miejsca. Zachowane fragmenty zamkowych piwnic datowane są na XIV stulecie. W Kaliszu Pomorskim w miejscu dawnego gotyckiego zamku z połowy XIV wieku stoi dziś znacznie późniejszy i wielokrotnie przebudowywany pałac. Również w tym mieście analizując lokalizację pałacu można dostrzec znakomite walory obronne dawnego zamku. W Czaplinku nie odkryto do tej pory żadnych niewątpliwych reliktów zamku templariuszy. Historyczne klimaty bez trudu odnaleźć można jednak na domniemanym zamkowym wzgórzu, na którym wznosi się dziś kościół pw. Św. Trójcy  zwany potocznie przez mieszkańców „małym kościółkiem”. Nieznana jest dokładna data jego budowy, ale przy założeniu, że wzniesiono go w miejscu spalonego zamku templariuszy, mógł on powstać już w końcu XIV stulecia.

3. Kiedy się w tym wybranym (szczególnym) miejscu już będzie, o czym tam warto pomyśleć?

     Jeden ze swoich artykułów poświęconych miejscu, w którym stoi czaplinecki „mały kościółek”, zakończyłem takim zdaniem:
Czytelniku, gdy znajdziesz się na przykościelnym placyku, który chociaż leży w centrum miasta, jest dziś oazą spokoju, do której prawie nie dociera gwar miejskich ulic, pomyśl, że prawdopodobnie całe miasto swe powstanie w znacznym stopniu zawdzięcza wyjątkowemu położeniu tego miejsca.

     Uważam, że z pewnością w każdym z miast powiatu drawskiego znalazłoby się takie miejsce, do którego można odnieść myśl zawartą w powyższym cytacie. Poszukiwanie takich miejsc może być wspaniałą przygodą dla każdego miłośnika historii naszego regionu.

Zanotowali: Wojciech Lewandowski, Kacper Sukiennik
Opieka: Bogumił Kurylczyk

 

Ordensburg – Pamiętny i złowrogi

   Jarosław Leszczełowski (ur. 1963) - ukończył studia informatyczne na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium. Od wielu lat zajmuje się historią Pojezierza Drawskiego. Jest autorem kilkunastu książek o dziejach tego regionu. W 2012 roku po trzydziestu latach powrócił w swoje rodzinne strony. Rada Miasta Złocieniec nadała mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta i Gminy Złocieniec.

1. Czy w pełnej skomplikowanych wydarzeń historii powiatu drawskiego jest jedno zdarzenie najistotniejsze?

     Moim zdaniem nie ma takiego zdarzenia. Nie sposób racjonalnie prowadzić rankingu ważności wydarzeń historycznych. Uważam też, że na historię powiatu wpływają w największym stopniu nie pojedyncze zdarzenia dotyczące wąskiej grupy osób, lecz pewne procesy.

     Dlatego odpowiadając na to pytanie, wskazałbym dwa takie kompleksowe procesy, które radykalnie odmieniły obliczę Ziemi Drawskiej i nie tylko. Pierwszy proces to tzw. I kolonizacja, która miała miejsce na przełomie XIII i XIV w. Nasz region w stosunkowo krótkim czasie został wtedy pokryty dość gęstą siecią osad zorganizowanych na zupełnie nowych, znacznie bardziej efektywnych gospodarczo zasadach. Powstawały wsie i miasteczka w oparciu o tzw. prawo niemieckie (magdeburskie). Różniły się one diametralnie od otwartych osiedli słowiańskich i grodów. W tym czasie doszło też do radykalnych zmian etnicznych, gdyż z zachodu napływały na Pomorze masy drobnego rycerstwa, duchownych, kupców, rzemieślników i chłopów. Przybysze zdominowali gospodarczo i kulturowo miejscową ludność. W wielu osadach powstawały chrześcijańskie świątynie, a intensywną działalność prowadzili zakonnicy.

     Drugi proces, o którym chciałbym powiedzieć, również zupełnie odmienił oblicze naszego regionu. Co więcej trwał zaledwie kilka lat, co świadczy o gwałtowności zdarzeń. Chodzi mi o zmiany, jakie zaszły na Ziemi Drawskiej w latach 1945-47. Wiosną 1945 r. region był świadkiem krwawej batalii dwóch ogromnych armii. Zwycięzcy bezlitośnie plądrowali miasta i wsie, nie cofając się przed dokonywaniem licznych zbrodni. Spłonęły całe kwartały miasteczek. W następnych latach region przeżył kompletną wymianę ludności. Przez długie miesiące trwała prawdziwa wędrówka ludów. Przybyli z różnych stron Polacy mówili innym językiem, a jako katolicy przekształcili wszystkie zbory ewangelickie w swoje świątynie. Znikały pomniki i inne ślady niemieckiej kultury i państwowości. Ponadto w miejsce dotychczasowego systemu gospodarczego wprowadzano rozwiązania wypracowane w Związku Sowieckim. Można długo opowiadać o wszystkich aspektach życia, które zostały wtedy odmienione…

2. Czy do dzisiaj pozostały konsekwencje tego wydarzenia, także w postaci materialnej?

     Materialne pamiątki wspomnianych powyżej obu procesów możemy dostrzec wszędzie. Nie sposób więc wskazać jednego obiektu, który w pełni oddawałby charakter tych zdarzeń. Wskażę jedną z najbardziej spektakularnych pamiątek historycznych na Ziemi Drawskiej. Wśród licznych przyczyn gwałtownych przemian, jakie miały miejsce po 1945, najważniejszą wydaje się być rozwój nazizmu w Niemczech. Znajdujący się w granicach administracyjnych Złocieńca ogromny kompleks dawnego Ordensburga nad Krosinem jest bardzo widocznym śladem działalności niemieckich nazistów. W tym miejscu indoktrynowano tysiące młodych ludzi w duchu nienawiści i pogardy do ludzi o odmiennej rasie, narodowości, czy też poglądach. Niemieccy naziści rozpętali wojny i dopuścili się licznych zbrodni przeciwko ludzkości. To za te zbrodnie przyszło zapłacić rachunek w latach 1945-1947.

3. Kiedy się w tym miejscu już będzie, o czym tam warto pomyśleć?

     Wtopiony w oszałamiająco piękną naturę obiekt dawnego Ordensburga wygląda wspaniale i malowniczo. Kiedy go jednak odwiedzamy, nie możemy bezrefleksyjnie zachwycać się, np. sprawnością rzemieślników i murarzy, których dziełem są monumentalne i stylowe budowle. Wciąż należy pamiętać o celach jakim służył Ordensburg i jakich zbrodni dopuścili się absolwenci tego osobliwego ośrodka szkoleniowego.

Notowali: Wojciech Lewandowski, Kacper Sukiennik
Opieka: Bogumił Kurylczyk

 

 

 

Przystanek na resztę życia

   Dr Zbigniew Mieczkowski (1952)- emerytowany pułkownik Wojska Polskiego. Po zakończeniu służby (m.in. przez 17 lat pracował w dowództwie Poligonu Drawskiego) osiadł w Linownie nad Jeziorem Lubie. Tej wsi i temu jezioru poświęcił swoje dwa pierwsze, monumentalne opracowania historyczne. Głównym tematem kolejnych był właśnie Poligon Drawski oraz przecinająca go rzeka Drawa.

     Pionierskie, wnikliwe i bogato ilustrowane opracowania Zbigniewa Mieczkowskiego objęły Lubieszewo wraz z Jeziorem Lubie, Poligon Drawski, rzekę Drawę, a ostatnio ukazało się drugie, znacznie poszerzone wydanie jego pierwszej książki: „Wczoraj Woltersdorf, dzisiaj Linowno” z dopiskiem w tytule: „Przystanek na resztę życia”. Nic więc dziwnego, że kiedy zwróciliśmy się do niego o rozmowę na temat najważniejszego miejsca na Pojezierzu Drawskim, postanowił pokazać nam właśnie swoją wieś – Linowno.

     Najpierw gościliśmy w domu Autora nazwanym „Ranczem pod Mieczem” gdzie jego żona częstowała nas słodyczami, a gospodarz dosłownie „karmił” wiedzą o regionie. Zrozumieliśmy wtedy jak ważne w historii są fakty. Jak nie wolno ich mieszać, pomijać, przemilczeć lub też nie dążyć do ich poznawania. I aby sprostać tym wymaganiom naszego interlokutora poprosiliśmy o podarowanie monografii Linowna, chcąc do niej zaglądać podczas późniejszego pisania relacji z naszej wycieczki.

     Nawet nie przypuszczaliśmy jak trafny był to pomysł, i jak szczęśliwie się stało, że zostaliśmy tą książką obdarowani. Bez jej lektury, a właściwie bez nieustannego zaglądania do tych czy innych rozdziałów w poszukiwaniu zacytowanych poniżej zdań, nie potrafilibyśmy w pełni oddać tej historycznej prawdy oraz tych współczesnych dziejów, które zostały nam przekazane. A które dla naszego bohatera uczyniły Linowno miejscem tak wyjątkowym. Do czego, powiedzmy to wprost, przyczynił się w dużej mierze on sam.

Zbudowanie kapliczki symbiozy

     Drugiej takiej kapliczki, jaka stoi w Linownie na rozstaju dróg, próżno w Polsce szukać. Jej pomysłodawcą i głównym sponsorem był Zbigniew Mieczkowski, któremu pomogło w tym dziele,jak podkreśla, „wielu zaangażowanych, życzliwych i życiowych ludzi”. Kapliczkę tworzy gustownie zadaszony, wielki dębowy pień z malowniczo rozstawionymi fragmentami konarów. Wewnątrz umieszczono rzeźbę patrona myśliwych św. Huberta.

     Wspominając uroczystość wyświęcenia kapliczki przy licznym udziale mieszkańców wsi, Zbigniew Mieczkowski napisał: „Świętość autorowi tych słów nie grozi. Marzeniem natomiast jest to, by za sprawą św. Huberta zapanowała symbioza myśliwych i rolników na tym rozstaju dróg, skąd jedni udają się do lasu, a drudzy na pole. Niech ten przydrożny patron swoim przykładem daje świadectwo, że w myślistwie nie chodzi tylko o pozyskiwanie, ale za sprawą selekcji, o zachowanie równowagi oraz właściwej proporcji w przyrodniczym łańcuchu pokarmowym”.

Wypisanie imion na grobach

     Zaprowadzeni na wiejski cmentarz w Linownie dowiedzieliśmy się, że w miejscu obecnych wojskowych mogił i tablic z nazwiskami poległych, jeszcze niedawno stały tylko bezimienne, zmurszałe, drewniane krzyże. To zaniedbane miejsce spoczynku, jak sądzono polskich żołnierzy, wskazali naszemu przewodnikowi sami mieszkańcy. Ustalanie faktów, czyli tego kogo i kiedy tam pochowano, zajęło dwa lata.

     Prawda okazała się zaskakująca, bo nie były to mogiły polskich żołnierzy, lecz jeńców radzieckich zmarłych z wycieńczenia podczas katorżniczej pracy w miejscowych majątkach rolnych. Harowali na polach przez cały dzień, a na noc zapędzano ich do zimnej obory. By tę prawdę ujawnić konieczne było przeprowadzenie ekshumacji, do czego Zbigniew Mieczkowski doprowadził po wielu staraniach. Dzięki wydobytym nieśmiertelnikom zdołano zidentyfikować dziewięć z dziesięciu pochowanych tu ofiar. Jak wynikało z dalszych badań ich losów do ówczesnego Woltersdorfu przybywali oni z obozu w Czarnem już skrajnie wyczerpani i schorowani. Na miejscu raczej nie mieli lepiej gdyż jako robotnicy rolni przeżywali najwyżej pół roku.

     Na bezimiennych grobach stanął pomnik, a na nim umieszczono tablicę z nazwiskami zmarłych. Podczas uroczystości nie udzielono jednak głosu głównemu bohaterowi tego wydarzenia. A jak on wspomina, zamierzał wtedy (13 września 2012 roku) powiedzieć między innymi: „Cmentarz nasz powinien być swoistym wiejskim muzeum pod gołym niebem. Leżą tu bowiem zwykli i niezwykli dawni mieszkańcy Woltersdorfu i pierwsi powojenni osadnicy ówczesnego Kiełpina, którzy nigdy nie walczyli i nie rywalizowali miedzy sobą. Spoczywają tu prochy wyznawców sześciu religii. Wszystkim odwiedzającym nasz cmentarz polecam ekumeniczne przesłanie: Kto czci prochy swych przodków i ich płacze straty, niech wszystkie pomniki na tym cmentarzu łzą skropi i osypie kwiaty”.

 

 

Ustawienie jubileuszowego kamienia

     Oprócz trzech tablic informacyjnych (rys historyczny Linowna po roku 1945 zwanego krótko Kiełpinem, historia kościoła oraz historia cmentarza) opracowanych i ufundowanych przez Zbigniewa Mieczkowskiego, jego staraniem i jego kosztem ustawiono dwa lata temu wielki, pamiątkowy głaz przed kościołem. Właśnie z cmentarza pomaszerowaliśmy pod ten niezwykły, bo „mówiący” kamień. Idąc przez wieś mijaliśmy jej stare i nowe budowle, o których opowiadał nasz przewodnik. Była to zatem podróż nie tylko w przestrzeni, lecz również w czasie.

     Kamienna tablica na głazie głosi, iż Woltersdorf – Linowno ma rodowód zaczynający się pomiędzy rokiem 1296 a 1326. Zatem z wielkim prawdopodobieństwem można obchodzić jubileusz 700-lecia wsi. I z okazji tej rocznicy ustawiono ów pomnik. Pod tą tablica znajduje się jeszcze druga w formie planszy z usystematyzowanym ciągiem dat, nazw i nazwisk. To wykaz miejscowych właścicieli ziemskich na przestrzeni dziejów. Wygląda przejrzyście, ale by do tego dojść potrzebne były całe lata pracy badawczej i dociekań.

     Co zatem mówi ta wyjątkowa plansza umieszczona na głazie? W połowie szerokości przecina ją strzałka czasu z początkiem w roku 1296 i końcem wykraczającym poza przełomowy rok 1945. Wraz z mijającymi wiekami zmiany właścicieli zachodzą coraz częściej, ale wiemy z całą pewnością, iż początkowo wieś należała po połowie do dwóch możnych pomorskich rodów - von Güntersberg i von Wedel. Tak podsumowuje ten fragment dziejów autor cytowanej książki: „Na włościach Güntersbergów początkowo gospodarzył Krockow, a z biegiem lat wyodrębniła się domena państwowa, z której w połowie XIX wieku powstał majątek generalny (Generalsgut). Natomiast na łanach po Wedlach oraz na dawnych włościach von Borcków i von der Goltzów, po czasowym zarządzaniu nimi przez Administrację Dóbr Rycerskich, wyodrębnił się majątek szlachecki (Rittergut)”.

     Trzeba przyznać, iż skomplikowane to dzieje gdyż to dopiero początek kolejnych przemian własnościowych, które także po roku 1945 nie były w Linownie proste i bez pomocy ofiarowanego opracowania ugrzęźlibyśmy w zaułkach niewiedzy. A tak jego lektura, poprzedzona tą niezwykłą wycieczką, uświadomiła nam na przykładzie jednej tylko wsi jak bogate, powikłane, a przy tym interesujące są dzieje naszego regionu. I ile dla ich odkrycia dokonał jej autor oraz nasz przewodnik – Zbigniew Mieczkowski.

Zrelacjonowali: Szymon Andrzejczak i Hubert Patycki
Opieka: Bogumił Kurylczyk

 

Miejsce pamięci o zapomnianych

   Wiesław Piotrowski (ur. 1960)- pasjonat i znawca dziejów naszego regionu. Posiada wielkie zbiory związane z jego historią oraz niemałą na ich temat wiedzę, którą chętnie się dzieli. W tym celu utworzył Izbę Regionalną w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Drawsku Pomorskim. Z licznych odznak i wyróżnień bardzo sobie ceni Tytuł „Człowieka Roku 2016” przyznany w plebiscycie „Głosu Koszalińskiego”.

     Mroczną tajemnicę kryją ślady biegnącej w północnej części Powiatu Drawskiego niemieckiej autostrady zwanej Berlinką, stanowiącej obecnie jedną z atrakcji turystycznych regionu i miejsce organizowanych rajdów krajoznawczych. Kto jednak wie, kto pamięta, że wzdłuż tej trasy budowanej w czasie II wojny morderczym wysiłkiem więźniów znajdują się ich liczne, masowe mogiły? Dla Wiesława Piotrowskiego oddanie hołdu tym ofiarom stało się zadaniem ważniejszym, niż spacery po nasypach i wykopach powstałych podczas robót ziemnych przy tej wielkiej inwestycji. Jak twierdzi, tu najpierw trzeba uczcić pamięć jeńców umęczonych nadludzką pracą, często bezimiennych, których szczątki po dziś dzień zapełniają okoliczne doły.

     Zanim zdamy relację z naszej wspólnej wyprawy w okolice na północ od Drawska Pomorskiego, gdzie przedzierając się przez gęstwiny odkrywaliśmy dawne wykopy, miejsca obozów pracy, ślady zbiorowych grobów - przypomnijmy czym miała być Berlinka. Autostrada, która pochłonęła tak wiele istnień ludzkich. Zwłaszcza na naszych terenach gdyż budowali ją tu podczas II wojny jeńcy wojskowi oraz Żydzi. I dla jednych, i dla drugich, nie miano litości.

Ciemna strona Berlinki

     Autostrady stanowiły ważny element planu Hitlera. Praca przy ich budowie dawała zatrudnienie bezrobotnym, a inwestycje te po ukończeniu służyły rozwojowi kraju. W tym ułatwiały także transport wojska w razie działań militarnych. Projekt autostrady nr 4 łączącej Berlin z Gdańskiem i dalej przechodzącej w autostradę nr 3 od Gdańska przez Elbląg do Królewca był gotowy już w roku 1933. Wiosną 1934 r. rozpoczęto jednocześnie roboty od Berlina w kierunku Szczecina oraz od Królewca do Elbląga. Pierwszy odcinek realizowano od razu jako dwujezdniowy, natomiast drugi jako jednojezdniowy z możliwością dobudowania drugiej nitki gdy wzrośnie natężenie ruchu. Dwa lata później autostradę doprowadzono z Berlina do Szczecina, a trzy lata później (w 1937 r.) z Królewca do Elbląga. W roku 1938 Niemcy zażądali od Polski eksterytorialnego korytarza łączącego oba fragmenty Berlinki rozdzielone obszarem naszego kraju, co stało się potem jednym z pretekstów do wypowiedzenia wojny.

     Od jesieni 1939 roku do prac skierowano robotników przymusowych, w tym Żydów. Wtedy budowano jednojezdniowy odcinek w okolicy Stargardu, ale z obramowaną krawężnikami drugą jezdnią oraz pełną infrastrukturą: dwupoziomowymi skrzyżowaniami, przystankami i stacjami benzynowymi. Jednocześnie wytyczono w terenie dalszy przebieg autostrady z węzłami w Drawsku (210 km od Berlina), Zarańsku (215 km), Złocieńcu (226 km) i Kluczewie (244 km). W Cieszynie obok Złocieńca, w tym mieście zlokalizowano zarząd budowy, zaplanowano odgałęzienie autostrady w kierunku Frankfurtu nad Odrą, gdzie miała się łączyć z trasą Szczecin – Liberec.

     Wraz z napływem jeńców po wybuchu II wojny, w okolicach Drawska Pomorskiego i Złocieńca, zaczęły powstawać obozy pracy (m.in. w Zagoździe, Zarańsku, Cieszynie i Kluczewie). W każdym przebywało po kilkaset osób stłoczonych w prymitywnych barakach. Przy budowie autostrady pracowali od świtu do nocy w głodzie i chłodzie. Bici i maltretowani masowo umierali z wycieńczenia lub nieleczonych chorób. Oprócz Żydów i Polaków byli tu także więźniowie z Francji, Belgii, Holandii. A gdy zaczęła się wojna Niemiec z Rosją, przybyły liczne transporty jeńców radzieckich. Rosjan traktowano szczególnie okrutnie więc śmiertelność wśród nich była najwyższa.

     Świadkiem tamtych dni był nieżyjący już Bronisław Tablewski z Koszalina, który miał nieszczęście trafić do obozu w Zagoździe w listopadzie 1939 r. Warunki pracy oraz życia w tym obozie były, jak wspominał,krytyczne. Kiedy ktoś podupadł na zdrowiu, a tak stać się prędzej czy później musiało, nie miał żadnej taryfy ulgowej, ani lekarskiej pomocy. Wręcz przeciwnie, niemieccy nadzorcy dręczyli go tym bardziej i szybko „trafiał do dołu”. Tablewski nieopatrznie napisał prawdę w liście do rodziny. Wkrótce przyjechali po niego SS-mani, dotkliwie pobili i zawieźli do aresztu w Łobzie. Po ciężkim śledztwie powrócił do obozu, ale szczęśliwie skierowano go do roboty przy naprawie mostu na rzece Radwi pod Białogardem, gdzie praca była lżejsza, a Niemcy nie znęcali się nad jeńcami. Dlatego przetrwał.

Posąg nad zbiorową mogiłą

     Na północ od Drawska Pomorskiego przedzieraliśmy się polnymi drogami w stronę Gajewa i Gajewka. Wiesław Piotrowski zaprowadził nas do miejsca, gdzie zaczyna się wyznaczony przez niego szlak prowadzący w kierunku utworzonego niedawno miejsca pamięci. Na kamiennym postumencie stoi tam posąg Matki Boskiej zwrócony twarzą w stronę pozostałości budowanej Berlinki, która stała się grobem dla tysięcy jeńców. Jak słyszymy, to między innymi w okolicy tej polany jeszcze długo po zakończeniu II wojny znajdowano szczątki ludzkie, wygrzebywane spod ziemi i rozwleczone wśród drzew przez zwierzęta leśne i psy.

     Obszar ten to wielki cmentarz bezimiennych ofiar, których trud poszedł na marne. Autostrada nie zdążyła tu powstać, a ślady przerwanej budowy są wraz z upływem lat coraz mniej widoczne. Dopiero kiedy nasz przewodnik pokazuje w lesie długie, proste nasypy jezdni, powoli zauważamy ogrom przeprowadzonych w terenie prac. Dzisiaj tam gdzie miały mknąć auta biegają głównie dzikie zwierzęta. Jedna sarna dosłownie wyskakuje nam spod nóg. A drzewa nie tylko porosły skarpy, lecz bywa, że zwaliły się na prowadzącą szlakiem autostrady polną drogę.

     Wokół panuje cisza. Słychać tylko brzęczenie owadów i szum lasu. Nikt nawet nie domyśliłby się jak straszne tajemnice skrywa to miejsce. Zresztą nie tylko to. Wiesław Piotrowski stopniowo i z uporem identyfikuje kolejne obozy pracy, kolejne zbiorowe mogiły. Wskazują je porosłe w regularne prostokąty drzewa na zapadliskach lub ich śródpolne kępy, gdzie zachowały się także resztki cegieł i kamieni. Znajdowane tam przedmioty jednoznacznie zdradzają prawdę. Są to najczęściej potłuczone naczynia czy ręcznie wykonane przez więźniów przybory toaletowe.

     Odwiedzamy kilka pobliskich obozów pracy, które w rzeczywistości były obozami śmierci. Zamiarem naszego przewodnika jest połączenie je jednym oznakowanym szlakiem. Szlakiem zadumy i pamięci nad tragicznym losem spoczywających tu ofiar. Jego początkiem będzie właśnie ta polana z posągiem Matki Boskiej, gdzie już dziś odprawia się modły za pomordowanych.

Zobaczyć i zrozumieć

     Gdzieś pod koniec mającego powstać szlaku „Ofiar Berlinki” Wiesław Piotrowski wyciąga z bagażnika auta starą walizę. Kiedy ją otwiera i rozkłada widzimy, że to jakby przenośne muzeum. Możemy teraz dotknąć tych ręcznie wyrabianych grzebieni, sfatygowanych kubków, powyginanych łyżek, popękanych talerzy czy starych butelek. Robiąc to czujemy dotyk historii. Namacalny dreszcz wywołany przez siłę prawdy bijącą od tych przedmiotów. A był to dopiero takich doznań początek. Nasza wyprawa zakończyła się bowiem w Izbie Regionalnej utworzonej w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej im. Stefana Żeromskiego w Drawsku Pomorskim.

    Większość prezentowanych w niej eksponatów pochodzi z prywatnej kolekcji Wiesława Piotrowskiego. Inne są najczęściej podarunkami od mieszkańców powiatu drawskiego, którzy będąc tu, i widząc pasję założyciela Izby, postanowili także dodać do niej coś od siebie. Przez to przedmiotów uzbierało się tyle, że już brakuje miejsca na kolejne. Na nas największe wrażenie zrobił oryginalny, kompletny hełm SS-mana. Z wyłożonego skórą wnętrza dało się jeszcze wyczuć pot noszącego go człowieka. Podobnie złowrogi jest doskonale zachowany płaszcz gumowy niemieckiego marynarza z podwodnej łodzi, czy też elementy wojskowych mundurów.

     Aby to wkroczenie w koszmar wojny nie przekraczało muzealnych drzwi, nasz przewodnik zaproponował przed wyjściem chwilę zabawy elektronicznie sterowanym modelem czołgu T-34. Czołgiem, jaki odegrał tak znaczącą rolę w pokonaniu militarnej potęgi faszystowskich Niemiec i wyzwoleniu Polski. Skorzystaliśmy z tego skwapliwie i ruszyliśmy tym czołgiem–zabawką w kierunku Berlina, oddając od razu symulowaną dźwiękiem serię wystrzałów w stronę ówczesnego wroga, który na szczęście już nim nie jest.

Zrelacjonowali: Robert Jankowski, Jakub Schaefer
Opieka: Bogumił Kurylczyk