MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Wiktoria Rakowska: Zapomniany żołnierz wyklęty

Kazimierz Przybysławski, pseudonim „Młot”

 

WSTĘP

                Żołnierze wyklęci, żołnierze niezłomni – żołnierze z powołania, oddani  swojej ojczyźnie, a mimo to często zapomniani i niedoceniani. Jednym z nich był podporucznik Armii Krajowej Kazimierz Przybysławski, pseudonim „Młot”. Czy to za sprawą skromności, czy raczej strachu o swoje życie, nie mówił wiele o sobie. Skryty, prosty człowiek. Ale dzięki niemu i tysiącom ludzi takich jak on, teraz ja mogę wyznawać swoje poglądy, swoją wiarę, mówić otwarcie co sądzę o sprawowaniu władzy i ustroju politycznym panującym w Rzeczpospolitej, cieszyć się wolnością kraju, uczyć się historii, prawdziwej, nie cenzurowanej przez władze.

                O Kazimierzu Przybysławskim opowiedział mi nauczyciel historii. Możliwe że gdyby nie konkurs „Żołnierze Wyklęci – Bohaterowie Niezłomni”  to nigdy nie poznałabym dziejów pana podporucznika. Za sprawą konkursu, bliżej przyjrzałam się życiu człowieka, na którego w innym wypadku prawdopodobnie nie zwróciłabym większej uwagi. W czasach kiedy za sprawą licznych i wszechobecnych mediów jesteśmy bombardowani ogromnymi ilościami informacji nie tylko z Polski, ale także z całego świata, nie wiemy o istnieniu naszych lokalnych bohaterów. Wiemy o życiu celebrytów z drugiego końca świata więcej, niż o ludziach, którzy są częścią naszej historii, narodowymi bohaterami, którym zawdzięczamy wolność, którzy jeszcze kilkadziesiąt lat temu znajdowali się w tym samym budynku, wchodzili po tych samych schodach i wyglądali przez te same okna co my teraz.

                Kazimierz Przybysławski to z pewnością postać godna uwagi. Jego historia sprawiła, że dowiedziałam się więcej o realiach powojennej Polski. Jego trud w odbudowę silnego, niezależnego państwa zainspirował mnie. Sprawił, że bardziej doceniam to, za co kilkadziesiąt lat temu Polacy oddawali swoje życie, za co opuszczali swoje rodziny,  wyrzekali się przyjemności, rezygnowali z bezpieczeństwa.

 

DRUGA WOJNA ŚWIATOWA

                Kazimierz Przybysławski urodził się 22 sierpnia 1908 r. w Piotrowicach. Był podporucznikiem Armii Krajowej o pseudonimie „Młot”. Walczył w Obwodzie Pińczowskim, w 106 Dywizji Piechoty AK pod dowództwem podpułkownika Bolesława Michała Nieczui – Ostrowskiego. Pełnił funkcję Oficera Dywersji w 120 Pułku Piechoty AK Ziemi Pińczowskiej. Organizował również na tym terenie tajne nauczanie, gdyż przed wojną był nauczycielem. Brał udział w walkach 106 DP w Małopolsce do momentu wkroczenia Armii Czerwonej. Od wiosny 1944r był oficerem dywersji w obwodzie „Pelagia”. Później po wkroczeniu Armii Czerwonej walczył z nowym okupantem. Jednak jeszcze w 1945 r. dowództwo i żołnierze 106 DP AK ujawnili się przed tzw. Komisją Likwidacyjną do spraw byłej AK. Grupa oficerów i żołnierzy dywizji, a wśród nich Kazimierz Przybysławski wyjechała w okolice Elbląga.

 

„SPÓŁDZIELNIA AK” W NOWYM KOŚCIELE

                Ostatecznie w 1945 r. Kazimierz Przybysławski wraz z 28. oficerami i żołnierzami Armii Krajowej, pod dowództwem podpułkownika Bolesława Nieczui–Ostrowskiego osiedlili się w miejscowości Nowy Kościół (obecnie Pogrodzie). Decyzję tę tak wyjaśnia wnuk podpułkownika Paweł Nieczuja–Ostrowski: „Ppłk Bolesław Nieczuja-Ostrowski podjął decyzję o przeniesieniu się na tzw. Ziemie Odzyskane, gdzie formujące się dopiero struktury organizacji  społecznej  mogły  dać  ludziom  pewne szanse przetrwania, a przynajmniej przeczekania pierwszych, zawsze najgorszych miesięcy reżimu”.

 

Grupa pionierów w Nowym Kościele, 1946 r.

 

 

 

Żołnierze założyli tzw. Spółdzielnię Gospodarczo–Społeczną, zwaną Spółdzielnią AK. Jej prezesem został były dowódca 106 Dywizji Piechoty AK Bolesław Michał Nieczuja–Ostrowski. Przyczyniło się to do rozkwitu gospodarczego i kulturalnego miejscowości. W krótkim okresie powstały w Nowym Kościele m.in. placówka służby zdrowia, izba porodowa, Ochotnicza Straż Pożarna, poczta, szkoła, biblioteka, świetlica wiejska, spółdzielnia rolnicza, czy zakład krawiecki. 

 

Budynek, w którym mieściła się siedziba Spółdzielni Gospodarczo–Społecznej w Nowym Kościele

 

 

 

                Organizacja ta, w przeciwieństwie do spółdzielń typu socjalistycznego była oparta na wartościach chrześcijańskich i narodowych. Spółdzielcy zajmowali się oprócz działalności gospodarczej, także opieką społeczną oraz kulturą i oświatą.

                Kazimierz Przybysławski, który przed  II wojną światową był nauczycielem, kierował remontem miejscowej szkoły, a następnie wystąpił do władz oświatowych z prośbą o jej uruchomienie. W dniu 1 grudnia 1945 r. został wybrany kierownikiem szkoły. Szkoła Powszechna od początku borykała się z dużymi problemami. Budynki szkoły, w chwili przejęcia ich przez Polaków, nosiły ślady zniszczeń dokonanych w czasie wojny: wybite okna, powyrywane drzwiczki od pieców, rozbite drzwi.  Przez cały właściwie okres istnienia Spółdzielni, szkoła wymagała ciągłych remontów. Przy wsparciu Spółdzielni a także Inspektora Szkolnictwa, częściowe zaopatrzenie placówki w niezbędne pomoce naukowe, zeszyty, podręczniki, a także książki do biblioteki szkolnej okazało się możliwe.

Ograniczona ilość miejsca w budynkach szkoły i niewielka liczba nauczycieli sprawiła, że zajęcia poszczególnych klas łączono i prowadzono rotacyjnie. W 1947 roku szkoła nadal nie posiadała oświetlenia elektrycznego, świetlicy, szatni i sali gimnastycznej.  Do ogrzewania szkoły używano węgla oraz drewna, mimo tego szkoła została zamknięta na dwa miesiące z powodu ogromnego zimna. Praca przy budowie i prowadzeniu szkoły nie była łatwa. Przybysławski pomimo niedogodności podjął się tego wyzwania. Efekty jego pracy były szybko widoczne. W semestrze 1946/47 do szkoły uczęszczało 31 uczniów z Nowego Kościoła i okolic. Rok później było to już 63. uczniów. W semestrze 1948/49 uczyło się w Nowym Kościele w sumie 67. uczniów. Ponadto uruchomiono również kursy „pozaszkolne” dla dorosłych członków Spółdzielni. Wykładowcami tych zajęć byli sami spółdzielcy.

                Osoby w moim wieku często ubolewają nad tym, że są zmuszeni do brania udziału w  zajęciach szkolnych, do uczenia się. Takiej możliwości nie miała ogromna ilość dzieci jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Narzekamy na coś, na co dawniej Polacy nie mogli sobie pozwolić. Młodzież często musiała wybierać między nauką, a pracą. Wielu rodzicom trudno było utrzymywać swoje wielodzietne rodziny, które w powojennej Polsce były tak częstym zjawiskiem. Młodzi ludzie musieli czym prędzej rozpoczynać pracę, zakładać swoje własne rodziny, sami się utrzymywać. Wiązało się to z rezygnacją z kontynuowania edukacji po ukończeniu szkoły podstawowej. Dostęp do szkolnictwa obecnie jest nieporównywalnie większy.

Młodzież często nie wykorzystuje swoich umiejętności, nie potrafi docenić możliwości rozwoju jakie posiada. A właśnie o powszechną, ogólnie dostępną edukację walczył „Młot” i jemu podobni.

                Powstanie i działanie spółdzielni pokazuje jak wielkim patriotyzmem cechowali się żołnierze AK. Ich walka o ojczyznę nie skończyła się wraz z końcem II wojny światowej. Spółdzielcy wiedzieli jak wiele jeszcze pracy przed Polakami. Ojczyzna oficjalnie była niepodległym państwem, ale nie na taką wolność liczyli. Marzyli o demokratycznej Polsce.

                Spokój spółdzielców niestety nie trwał długo. Poparcie udzielone przez nich PSL w referendum z czerwca 1946 r. wzmogło zainteresowanie Spółdzielnią miejscowego UB.  Pomysłodawca i dyrektor spółdzielni podpułkownik Bolesław Nieczuja–Ostrowski był kilkakrotnie aresztowany i przesłuchiwany. Później ten sam los spotkał także jego byłych podwładnych z AK. Ostatecznie latem 1949r. aresztowano prawie wszystkich oficerów ze 106 DP AK, a w październiku Spółdzielnię rozwiązano. Twórca Spółdzielni podpułkownik Bolesław Nieczuja–Ostrowski został skazany na karę śmierci, potem ułaskawiony, siedem lat spędził w więzieniu.

 

DRAMATYCZNE PRZEŻYCIA

                Kazimierz Przybysławski był jednym z nielicznych, którym udało się uniknąć aresztowania. Jednak to nie oznaczało, że był zupełnie wolny i bezpieczny. Pani Anna Przygięda – emerytowana nauczycielka języka polskiego w kaliskim Liceum – wspomina, że Kazimierz Przybysławski przez 7 lat, jak wynika z moich ustaleń od 1949 r. do 1956 r., ukrywał się na strychu. To jedna z niewielu informacji, jakie po sobie pozostawił. Wspomnieniami dzielił się tylko w najbliższym gronie kaliskich przyjaciół. Niestety dzisiaj żadna z tych osób nie żyje. Trudno jest mi nawet wyobrazić sobie jak mogło wyglądać takie życie. Z dala od innych ludzi, od kultury i sztuki. Nie dziwi mnie więc jego decyzja o ujawnieniu się. Wspominał, jak relacjonuje pani Przygięda, że nie mógł już psychicznie wytrzymać życia w ciągłym napięciu i strachu. W końcu postanowił skorzystać z amnestii ogłoszonej przez władze komunistyczne 15 kwietnia 1956 r. Nadzieje na spokojne życie nie spełniły się. „Młot” szybko trafił do katowni UB, gdzie poddany okrutnemu śledztwu, a potem w więzieniu stracił zdrowie.

 

W KALISZU POMORSKIM

                 Po wyjściu na wolność Kazimierz Przybysławski na początku lat 60. XX wieku przybył do Kalisza Pomorskiego, żeby rozpocząć nowe życie. Pracę w kaliskiej szkole podstawowej i liceum zaczął jako nauczyciel języka polskiego. Po pewnym czasie, w połowie lat 60. został także wicedyrektorem tej placówki. Właśnie tam poznał, wspomnianą wcześniej, panią Annę Przygiędę. Niestety ze względu na dużą różnicę wieku, która ich dzieliła, pan Przybysławski miał prawie 60 lat, podczas gdy pani Przygięda nieco ponad 20, nie znali się zbyt dobrze. Mimo tego pani Anna okazała się przydatnym źródłem informacji o, jak sama twierdzi, skrytym „Młocie”. Chociaż nie mówił o sobie wiele był człowiekiem powszechnie lubianym. Pan Alojzy Ludwiczak, sąsiad naszego bohatera, także potwierdza informacje o skrytości Przybysławskiego. Jak twierdzi, wszelkie próby wydobycia z niego jakichkolwiek informacji na temat przeszłości „Młota” kończyły się niepowodzeniem. Informacje na temat Spółdzielni AK i działalności w niej Kazimierza Przybysławskiego zostały znalezione przeze mnie w źródłach internetowych. Mieszkańcy Kalisza Pomorskiego do dzisiaj nie wiedzą o istnieniu tej części przeszłości lokalnego Żołnierza Wyklętego. Uważam, że było to spowodowane nie tylko skromnością, ale również obawą o własne bezpieczeństwo. Kazimierz Przybysławski nie chciał narażać się na szykany ze strony milicji i Służby Bezpieczeństwa. Nie dziwi mnie również brak chęci rozmawiania o jakże trudnym okresie w jego życiu, jakim było siedem lat spędzonych na strychu oraz śledztwo i więzienie po ujawnieniu się w czasie amnestii także dlatego, że był to zapewne najtrudniejszy okres w jego życiu.

 

Stary nagrobek Kazimierza Przybysławskiego na cmentarzu w Kaliszu Pomorskim przeznaczony do likwidacji

 

 

 

 

 

                Przybysławski nie miał żony, dzieci, ani żadnej rodziny zamieszkałej w Kaliszu Pomorskim. Poświęcił swoje życie dla niepodległej, demokratycznej Polski. Niestety jej nie doczekał. Zmarł przedwcześnie na gruźlicę 24 maja 1976 roku, co było wynikiem przeżyć z lat 50. Został pochowany na cmentarzu komunalnym w Kaliszu Pomorskim. Pozostał we wdzięcznej pamięci uczniów i nauczycieli. Jednak nie można było mówić o jego przeszłości, a z upływem czasu zmniejszała się liczba znających go mieszkańców miasta.

               

KALISKI ŻOŁNIERZ WYKLĘTY

                W 2012 r. nagrobek Kazimierza Przybysławskiego znalazł się na liście grobów przeznaczonych do likwidacji z powodu nieopłaconego podatku, za miejsce na cmentarzu.

                Czy bohater, który walczył o wolną Polskę, który narażał swoje zdrowie i życie dla ojczyzny zasługuje na takie zapomnienie? Czy pomnik upamiętniający miejsce spoczynku, jeden z niewielu namacalnych dowodów jego istnienia miałby tak po prostu zniknąć? Z taką wizją nie chcieli pogodzić się mieszkańcy Kalisza Pomorskiego. Byli i obecni nauczyciele, młodzież przy wsparciu Rady Miasta, z panią Anną Przygiędą na czele, wspólnymi siłami postanowili jeszcze raz uczcić bohatera. Stary pomnik na grobie Kazimierza Przybysławskiego nie posiadał żadnych informacji o tym kim był i czym zasłużył się dla Polski „Młot”. Ludzie dobrej woli postanowili to zmienić. Wspólnymi siłami  ufundowali piękny pomnik, z widniejącym napisem „ŻOŁNIERZ WYKLĘTY Śp. ppor. AK ps. „Młot” Kazimierz Przybysławski”. Uroczyste poświęcenie pomnika odbyło się w dniu 11.11.2012 r. w Święto Niepodległości. Cieszę się, że na świecie są nadal patrioci, którzy  nie pozwalają, żeby  zapomniano o naszych bohaterach narodowych.

 

Uroczyste poświęcenie nowego pomnika Kazimierza Przybysławskiego, cmentarz w Kaliszu Pomorskim 11.11.2012 r.

 

 

 

                Kazimierz Przybysławski miał z pewnością rodzeństwo. Potomkowie być może go poszukują, lub będą poszukiwać śladów jego istnienia, miejsca, gdzie będą mogli zapalić znicz, położyć kwiaty. Takich żołnierzy wyklętych w naszym kraju jest bardzo wielu. Pochowani w grobach z podpisem NN. Zapomniani. Cieszę się, że tak nie stało się z naszym bohaterem.

                Każdy z nas powinien czuć się odpowiedzialny za przekazywanie przyszłym pokoleniom prawdy o historii Polski. Już teraz, zaledwie kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej w zagranicznych mediach słyszymy takie stwierdzenia jak „polskie obozy śmierci”. Czy są to celowe zabiegi czy pomyłki wynikające z braku profesjonalizmu u dziennikarzy? Tutaj można się spierać, ale jedno wiem na pewno – naszym zadaniem jest strzeżenie prawdy, bronienie honoru naszych przodków i pamięć o ich zasługach. Józef Piłsudski wypowiedział piękne słowa, którymi powinniśmy się kierować: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”.

 

Licealiści z Kalisza Pomorskiego przy grobie Kazimierza Przybysławskiego

 

 

 

 

 

 

 

Nikt nie wymaga od nas, współczesnych Polaków, opuszczenia rodziny, uczestnictwa w wojnie, narażania swojego życia. Mamy tylko pamiętać i przekazywać swoją wiedzę naszym potomkom. To tak niewiele. Coś tak prostego może pomóc nam budować silne państwo.

                Żołnierz wyklęty, bohater niezłomny – tymi kilkoma prostymi słowami tak trafnie można określić podporucznika Kazimierza Przybysławskiego. Jego wytrwałość i ciężka praca są dla mnie inspiracją. Udowodnił, że my Polacy mamy nasze państwo, w naszych rękach. Że zamiast narzekać i czekać, aż inni nas wyręczą należy po prostu działać. Mimo przeciwności, braku środków finansowych jesteśmy w stanie stworzyć coś dobrego, wspólnymi siłami możemy zmieniać nasze otoczenie.

                Odbudowa i wznowienie działalności zniszczonej w czasie wojny szkoły przy braku podręczników, pomocy naukowych, prądu elektrycznego, nawet odpowiedniej ilości  nauczycieli – to przedsięwzięcie trudne, ale nie niemożliwe. Historia Przybysławskiego nasuwa mi na myśl stwierdzenie Alberta Einsteina: „Gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś kto o tym nie wie i robi to”.

 

EPILOG

                Kazimierz Przybysławski to z pewnością postać godna uwagi. Jego historia nie do końca została jeszcze odkryta. Wojna i szykany w okresie komunistycznym uczyniły go człowiekiem przyjaznym dla innych, ale niezwykle skrytym. Świadczy o tym również fakt, że nie pozostawił po sobie żadnego zdjęcia. Poprosiłam miłośnika historii Kalisza Pomorskiego pana Bogumiła Kurylczyka, którego niedawno zmarła w wieku ponad 90 lat mama, była nauczycielka kaliskiej szkoły, pozostawiła bogate archiwum fotografii kaliskich nauczycieli, aby poszukał czy nie ma zdjęcia mojego bohatera. Okazało się, że nie. Najważniejsze jednak jest to, że pamięć o Kazimierzu Przybysławskim, podporuczniku AK, pseudonim „Młot” została przywrócona lokalnej społeczności. Uczniowie Liceum w Kaliszu Pomorskim i mieszkańcy miasta porządkują grób swojego bohatera, palą znicze i składają kwiaty. Szkoda tylko, że należne honory i uznanie spotkały go dopiero po śmierci…

 

Kaliski Żołnierz Wyklęty wreszcie godnie upamiętniony

 

 

 

 

 

Historia „Młota” sprawiła, że dowiedziałam się także więcej o realiach powojennej Polski. Jego trud w odbudowę silnego, niezależnego państwa zainspirował mnie. Sprawił, że bardziej doceniam to, za co kilkadziesiąt lat temu Polacy oddawali swoje życie, za co opuszczali swoje rodziny, wyrzekali się przyjemności, rezygnowali z bezpieczeństwa. Zatrzymajmy się czasem. Pomyślmy o tych, którzy walczyli o naszą teraźniejszość. Którzy nie mieli szansy żyć w wolnej ojczyźnie mimo, że czekali na to całe swoje życie. Doceńmy to co wywalczyli dla nas nasi przodkowie.

Wiktoria Rakowska

 

I.             BIBLIOGRAFIA

1.            Kaliszuk K., Charakter i okoliczności funkcjonowania Spółdzielni Gospodarczo- Społecznej w Nowym Kościele w latach 1945-49 [w:] http://historiawyzynaelblaska.pl/sgs-w-nowym-ko-ciele--1945-49-.html   

2.            Musiał F., Proces pokazowy, [w:] „Przeciw czerwonej dyktaturze”, Kraków 2007.

3.            Nieczuja–Ostrowski B.M., „Rzeczpospolita Partyzancka”. Inspektorat „Maria” w walce, Warszawa 1991.

4.            Nieczuja-Ostrowski B.M., „Drogi miłości bożej”, Kraków 1993.

5.            Nieczuja-Ostrowski P., Inicjatywa społeczno-gospodarcza akowskich osadników  w powiecie elbląskim w latach 1945-1949, „Rocznik Elbląski” 2006, t. 20.

6.            Nieczuja-Ostrowski P., Spółdzielnia AK, „Tygiel. Kwartalnik Elbląski”, nr 4/2002.

 

II.            ŹRÓDŁA ZDJĘĆ

1.            Zdjęcia nr 1 – 2:  http://historia-wyzynaelblaska.pl/sgs-w-nowym-ko-ciele--1945-49-.html   

2.            Zdjęcia nr 3 – 6: archiwum Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kaliszu Pomorskim