MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Tajemnice kaliskiego Ratusza

       Historię budowy kaliskiego Ratusza spowija do dziś zasłona tajemnicy. Podobnie zresztą jak historię jego powojennej odbudowy. Z odnalezionych dokumentów spróbujemy ją zrekonstruować. W końcu to właśnie o siedzibie władz miasta powinno się wiedzieć wszystko. Ale niestety, prowadzi do tego jeszcze daleka droga, na której wciąż pozostaje wiele do odkrycia.

            Bo w Kaliszu Pomorskim siedziba miejscowych władz wędrowała wraz z upływem czasu z jednego końca miasta na drugi. A było również tak, że zubożali mieszkańcy sprzedali swój ratusz piekarzowi i burmistrz gnieździł się na poddaszu w wynajętych u niego dwóch pokoikach. Doszło nawet do tego, iż miasto czasowo podlegało pod urząd w Białym Zdroju, czyli pobliskiej wsi. Wiodła tam prosta droga dziś zwana Wiśniową, prowadząca od dawnej Bramy Kamiennej zwanej też Balstertor, gdyż po niemiecku Biały Zdrój to Balster.
            Tu dodamy istotną uwagę na temat przyjętej w artykule zasady pisowni nazw. Mianowicie, tylko wtedy gdy słowo Ratusz oznacza obecną siedzibę władz miasta, będziemy pisali go z dużej litery. Podobną zasadę przyjmujemy w odniesieniu do kaliskiego Kościoła.  

 

Znikająca siedziba władz

       Najstarszy, znany wizerunek Kalisza Pomorskiego przedstawia rycina Mathiasa Meriana datowana na rok 1652. Wewnątrz murów miejskich widzimy z lewej strony Pałac (przy bramie Reckiej) oraz z prawej kościół (przy bramie Kamiennej).

       Pomiędzy nim a tą bramą, łatwo dostrzec trzeci, najokazalszy gmach w mieście, mający kształt litery „L”. Prezentuje się na tyle dumnie, że historycy niemal zgodnie przypuszczają, iż to właśnie jest kaliski ratusz.

            Trudniej wyraźny ślad tego ratusza dostrzec na nieco późniejszym (z 1715 roku) sztychu Daniela Petzolda. Sportretował on miasto z przeciwnej strony niż Merian, bo Merian od połączonych wtedy jezior Bobrowo Wielkie i Bobrowo Małe (południowego wschodu), a Petzold zza jeziora Młyńskiego (od północnego zachodu).

       Warto tu wspomnieć na marginesie, iż na jego panoramie widać w resztkach miejskich murów trzecią bramę – Młyńską. Obala to powszechne przekonanie, iż w Kaliszu Pomorskim bramy były tylko dwie. Na sztychu Petzolda także można dostrzec jeden wyższy budynek na lewo od kościoła. Czy to jest tylna strona ratusza pokazanego przez Mathiasa od frontu?

       Jasnej odpowiedzi nie ma. Pewne jest tylko to, iż po wielkim pożarze miasta, 18 maja 1771 roku, najpierw drawski landrat (starosta) a po nim królewska komisja skrupulatnie policzyła wszelkie straty. Opisano spopielony kościół i Pałac, wyszczególniono zniszczone domy i stodoły, a także szkołę i ratusz. Po raz kolejny siedzibę rajców odnajdujemy na planie odbudowy Kalisza Pomorskiego, jaki kazał sporządzić król Prus Fryderyk II Wielki, przekazując z rządowej kasy na tę odbudowę najpierw 50 tys. talarów, a potem powiększoną sumę 80 tys. talarów.

 

Królewski dar

       To, że za pieniądze przekazane przez Fryderyka II odbudowano miasto, jest faktem powszechnie znanym. Głosi to zresztą napis na zabytkowym dzwonie, jaki odlano dla upamiętnienia królewskiej hojności już kilkanaście miesięcy po pożarze, w roku 1772. Dzwon ten wisi do dzisiaj na wieży kaliskiego Kościoła, postawionego na nowo, i w innym miejscu, niż stary, gotycki.

            Głównym placem odbudowanego wówczas miasta był Rynek. A na nim Kościół, którego wieża stanęła dokładnie na jego środku. Stąd biegły prostopadle albo równolegle ulice, tworząc równą i widoczną do teraz w terenie szachownicę. Główna ulica nosiła do roku 1945 imię króla, czyli Friedrichstrasse (dziś to ul. Wolności).

       Przy Rynku, naprzeciwko wieży Kościoła stojącej od strony zachodniej, usytuowano gmach szkoły. Uczył w niej pastor. Natomiast przy południowej pierzei Rynku, naprzeciwko współcześnie dobudowanej do świątyni kruchty, stanął ratusz. Zatem Fryderyk II wyposażył mieszkańców nie tylko w nowe domy zbudowane z cegły, ale także w nowy ratusz i szkołę.

 

 

Miejska bieda

            Nie zachował się żaden rysunek tego ratusza. Z pewnością był okazały, skoro gdy nabył go piekarz, pomieścił mieszkanie właściciela, sklep i samą piekarnię. A jeszcze wystarczyło miejsca na poddaszu na dwupokojowy urząd burmistrza. Miasto sprzedało ratusz, bo tak zbiedniało wraz z upadkiem w Kaliszu Pomorskim kilkuset czynnych tu warsztatów sukienniczych. Miejscowi rękodzielnicy zbankrutowali, gdy od połowy XIX wieku nastąpił rozwój fabryk włókienniczych w sąsiednim Złocieńcu.

            Dwie fabryki włókiennicze (przemysłowca o nazwisku Loll), napędzane maszynami parowymi, uruchomiono wprawdzie także w naszym mieście, ale firmy działające w Złocieńcu były już zbyt potężne, by przełamać ich monopol. Co ciekawe obie te wytwórnie sukna zachowały się do naszych czasów, przerobione na mieszkania. Jedna stoi przy ul. Strzeleckiej (w połowie rozebrana), a druga przy ul. Poprzecznej i jest popularnie zwana barakiem.

       Pierwsze zdjęcie gmachu mieszczącego ongiś ratusz, pochodzi z początku XX wieku. Wtedy już nie zajmował go piekarz, lecz szanowany obywatel miasta, radny powiatowy i drukarz – Gustav Müller. Nie tylko drukował książki i pocztówki, ale także wydawał miejscową gazetę.

       A w niej przez długie lata informował zarówno  o światowych modach, jak i o lokalnych atrakcjach, co interesowało szczególnie licznych w Kaliszu Pomorskim kuracjuszy, który stał się w międzyczasie uzdrowiskiem.

     Ale zanim to nastąpiło, miasto było wciąż na tyle biedne, iż jego obywatele zwrócili się do ministra oświaty w Berlinie w roku 1898, o przyznanie funduszy na budowę obszernej szkoły. I te pieniądze dostali. Służąca uczniom do dziś Czerwona Szkoła świadczy o tym, że Berlin nie pożałował Kaliszowi Pomorskiemu grosza, tak jak nie pożałował go sto lat wcześniej król Fryderyk Wielki.

 

Dwa bliźniacze gmachy

            Budowa Szkoły, hojnie sponsorowana przez ministerstwo oświaty w Berlinie, postępowała szybko. Wraz z nią, po drugiej stronie Friedrichstrasse  wznoszono nowy Ratusz. Stawiano go z tej samej, czerwonej, klinkierowej cegły. Pozostaje tajemnicą skąd na tyle ubogie miasto, że aż musiało sprzedać swój stary ratusz, a potem prosić władze państwowe o wsparcie, zdobyło nagle pieniądze na tak okazałą siedzibę.

      Jak to już zaznaczyliśmy w tekście o  „Tajemnicach Czerwonej Szkoły”,  należy przyjąć, że Szkołę i Ratusz budowano jednocześnie, z tych samych materiałów i najprawdopodobniej z tych samych funduszy. Słuszność tych przypuszczeń potwierdza lokalizacja obu gmachów. Stanęły nieopodal Pałacu, po obu stronach dawnej Bramy Reckiej. Działki te należały do rezydującego w Pałacu właściciela miejscowych dóbr zamkowych (Rittergut Callies), którym był od roku 1880 Johann Zühlke. I jako osoba bardzo zaangażowana w pozyskanie ministerialnych pieniędzy na budowę kaliskiej Szkoły, mógł udostępnić te parcele, być może nawet gratis, na tak szczytny cel. A wtedy pieniądze, które wydano by na zakup ziemi, powiększyły konto budowy kaliskiego Ratusza.

           Tezie o tej darowiźnie zdecydowanie jednak zaprzecza wnuk Johanna – Hans Joachim Zühlke. Jego dziadek miał bowiem w tym właśnie czasie już dość problemów z działkami oddanymi lub odsprzedanymi pod budowę prowadzących do Kalisza Pomorskiego linii kolejowych. I dlatego unikał transakcji w obrocie ziemią. A to znaczy, iż sprawa zdobycia przez miasto znacznych funduszy na budowę Ratusza ma inne rozwiązanie…

            Takie mianowicie, że zbiedniali sukiennicy z Kalisza Pomorskiego przebranżowili się po krachu swoich warsztatów, przystępując do masowego wyrobu obuwia. Miasto na przełomie XIX i XX wieku zaczęło wręcz słynąć z doskonałych szewców, którzy mieli tu nawet swoja ulicę Schusterstrasse (obecnie Kilińskiego). W liście o wsparcie do ministra oświaty, mieszkańcy ani słowem nie wspomnieli o wychodzeniu z finansowego kryzysu. To przemilczenie zaprocentowało, bo nie dokładając się do budowy Szkoły, mogli swoje pieniądze przeznaczyć na budowę służącego do dziś Ratusza. Jak czytamy w niemieckim kalendarium dziejów miasta, ukończono go i oddano do użytku wraz z Czerwoną Szkołą, w lipcu 1901 roku.

 

Ratusz przejściowy

     Istnieje niepozbawione podstaw przypuszczenie, iż między ratuszem wybudowanym za pieniądze Fryderyka Wielkiego, a Ratuszem postawionym dzięki zaoszczędzeniu miejskich pieniędzy na budowę Szkoły ufundowanej przez ministra oświaty, Kalisz Pomorski posiadał ratusz, nazwijmy go przejściowym.

     Stał on pomiędzy nowym Ratuszem a domkiem strażnika bramy Reckiej. Jego ozdobną fasadę widać na pocztówce z początku XX wieku, a jeszcze lepiej na pocztówce z lat 30. XX wieku, gdy nowy Ratusz przebudowano w nowoczesnym stylu. Przeprowadzone w roku 1935 prace modernizacyjne kosztowały aż 120 tys. ówczesnych marek.

            Po roku 1901, w tym przejściowym ratuszu, zamieszkał burmistrz. I ta tradycja przetrwała do 1945 roku. Wiemy nawet kiedy oddano do użytku ten budynek. Otóż w niemieckim kalendarium dziejów miasta czytamy, iż było to 1 października 1897 roku. Zaledwie cztery lata przed powstaniem nowego Ratusza.  Co potwierdza postawioną wcześniej tezę, iż to właśnie za pieniądze zgromadzone przez mieszkańców na budowę Szkoły, po niespodziewanie hojnym geście z Berlina, postanowiono wydać je na wzniesienie jeszcze okazalszego, drugiego Ratusza.

            W ten sposób próbowano zmazać ciążącą na mieszkańcach winę, za sprzedanie przed laty ratusza na piekarnię i skazanie burmistrza na urzędowanie kątem na poddaszu. Ta hipoteza rozwiązuje również dylemat lokalizacji nowego Ratusza. Postawiono go najbardziej racjonalnie: obok ratusza przejściowego.

     Podwórka, czyli tylne wejścia do obu urzędowych gmachów prowadziły do głębokiej, dawnej fosy (powstało w niej także obniżone w stosunku do ul. Wolności podwórko Czerwonej Szkoły). Fosa biegła wzdłuż murów obronnych, z których do naszych czasów zachowały się jedynie kamienne fundamenty na odcinku pomiędzy Pałacem a rozebraną bramą Recką, czyli z boku dzisiejszego Ratusza.

           

Prezydium w kinie „Tracz”

     Rosjanie urzędujący niepodzielnie w Kaliszu Pomorskim aż trzy tygodnie po jego zdobyciu 11 lutego 1945 roku, gruntownie przeszukali Ratusz. A potem go podpalili, chcąc pewnie zniszczyć poniemieckie dokumenty. Wiele z nich tam jednak pozostało, walając się po pokojach jeszcze przez kilkanaście lat, dokąd w końcu lat 50. XX wieku gmachu nie wyremontowano. Zresztą te poniemieckie druki wykorzystywano początkowo jako papier urzędowy, wystawiając na odwrocie polskie dokumenty.

     Pierwszą, powojenną siedzibą władz miasta była dawna niemiecka kaplica Baptystów. Zamieniono ją na salę posiedzeń, a pokoje w sąsiedniej kamienicy zajęli urzędnicy. Jak wspomina ostatnia żyjąca urzędniczka tego pierwszego magistratu – Elżbieta Januszko (wówczas Bejnarowicz), każdy pokój mieścił przynajmniej po trzy biurka i tyle stanowisk pracy. Pomieszczenia ogrzewano kaflowymi piecami, w których palił woźny o nazwisku Kania. Na podwórku była stajnia i służbowy koń. Bo urzędnicy ruszali w teren na furze, którą prowadził kierowca – furman.

            Na przełomie lat 40 i 50 XX wieku, w dawnej kaplicy Baptystów odbywały się już nie tylko posiedzenia Rady Miejskiej ale także seanse uruchomionego tu, stałego kina o nazwie „Tracz”. Warto ją rozszyfrować, gdyż mało kto wie, iż stanowiła ukłon w stronę klasy robotniczej, czyli pracowników fizycznych kaliskiego tartaku. Ci, którzy obsługiwali tam maszynę do przeżynania pni na deski, zwaną trakiem, byli określani mianem tracz.

     Określenie okazało się dość nieszczęśliwe, bo często zmieniano pierwszą literę w nazwie kina na „s” i wychodziło niezbyt piękne słowo. Pewnie całkowicie adekwatne do wyświetlanego wówczas repertuaru z gatunku socrealizmu, ale nazwa kina łączyła się wtedy także z kaliskim ratuszem. Dlatego wkrótce po październikowej odwilży roku 1956, radni podjęli uchwałę zmieniającą słowo „Tracz” na słowo „Kalina”.

 

Kątem w Gminnej Spółdzielni

     Kamienicę przy ul. Wolności 13, zajmowaną przez Prezydium Miejskiej Rady Narodowej opuszczono w roku 1958. Wiemy to z całą pewnością, gdyż zachował się plan rozdziału mieszkań na ten rok. Przydział na lokale w gmachu służącym jako pierwszy po wojnie ratusz, otrzymali trzej nauczyciele kaliskiego Liceum: Piotr Kitaszewski, Jan Przygięda i Aleksander Żółtowski.

            Dwa lata wcześniej, wypalonym i wciąż nieremontowanym gmachem przedwojennego Ratusza zainteresowała się kaliska „Gminna Spółdzielnia”. Miejska Rada Narodowa przekazała jejstojący naprzeciwko Szkoły budynek, który w przypadku natychmiastowego nie wyremontowania zniszczeje całkowicie” - uchwałą podjętą na sesji 26 października 1956 roku. Przekazała, mimo że protokoły z sesji Rady są w tym czasie pełne narzekań na brak lub złą jakość oferowanych towarów, skandaliczne warunki w sklepach oraz opryskliwość ekspedientek. Bo GS był monopolistą na miejscowym rynku.

     Radna Helena Kurylczyk zapytała nawet wprost obecnego na sesji prezesa Gminnej Spółdzielni, jak „długo jeszcze będziemy jedli śmierdzącą kiełbasę z GS?” I wkrótce usłyszała w odpowiedzi, że „ludziom się nigdy nie dogodzi”. Bo gdy GS wyprodukuje dobrą kiełbasę to się krzyczy, że za droga. A gdy wyprodukuje tańszą, która może być zła, to mówią, że śmierdzi… Ani mieszkańcy Kalisza Pomorskiego, ani radni, nie mieli łatwo w tych czasach.

     W każdym razie to kaliski GS wyremontował przedwojenny Ratusz i założył w nim nie tylko swoje biuro, ale także świetlicę, do której chodziły wieczorami prawdziwe tłumy, by popatrzeć na ekran pierwszego w mieście telewizora. Drugi stał później w szkolnej auli. I drogą kolejnych zamian lokali pomiędzy instytucjami oraz urzędami, do gmachu przy ul. Wolności 25 wprowadzili się w końcu lat 50. XX wieku miejscy urzędnicy.
            Gminna Spółdzielnia otrzymała na swoją świetlicę obecny Ośrodek Kultury, ale wtedy sala widowiskowa przy ul. Dworcowej, zamieniona na magazyn, była bliska ruiny. Remontowano ją kilka lat w przeciwieństwie do budynku obok, gdzie długo funkcjonowała złej sławy gospoda. Zwolnione II piętro gmachu Prezydium, czyli Ratusza, zajęła Świetlica Młodzieżowa, z której korzystali głównie uczniowie, płatający urzędnikom liczne psikusy. Przeniesiono ją na ul. Dworcową dopiero 22 lipca 1965 roku.

     W sumie, urzędnicy warunki mieli tylko nieco lepsze niż w opuszczonej kamienicy przy ul. Wolności 13. Na II piętrze królowała młodzież i Biblioteka Miejska, a parter w dużej części służył Komisariatowi Milicji. Należały do niego także pomieszczenia w piwnicy, gdzie znajdował się areszt oraz stojąca przy Ratuszu murowana szopa, gdzie garażował służbowy motocykl z przyczepką.

 

Szczęśliwe zakończenie

            Gminna Spółdzielnia, będąc nadal monopolistą handlowym na kaliskim rynku, za zarobione na mieszkańcach pieniądze wybudowała wkrótce nowy biurowiec. Dzisiaj jego część zajmuje Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. A urzędnikom, pewnie w ramach zemsty za wygnanie z wyremontowanego Ratusza, urządzono przy nim magazyny artykułów rolniczych oraz spęd bydła.

            Tu, na placu przeznaczonym obecnie pod budownictwo mieszkaniowe, nieustannie kwiczały zwożone na rzeź świnie, czy też prowadzone w tym samym celu bydło rogate.

            Wszystko znalazło jednak szczęśliwe zakończenie za sprawą funkcjonującego od roku 1989 wolnego rynku. Konkurencja skutecznie wyeliminowała kaliski GS z jego sklepami. I okazało się, że także dzięki temu ani chleba, ani mięsa, ani wód gazowanych w mieście nie brakuje.

     Natomiast sam Ratusz ocieplono i zmodernizowano. Dobudowano nową klatkę schodową z windą. Fronton ozdobiono stosownym napisem oraz stylizowanym herbem miasta. Pamiętajmy, że widniejący na nim orzeł, nie sokół, pozostaje w symbiozie z widniejącym na herbie zającem. Bo symbolizują od roku 1303 jedność rozumu i siły, czyli siłę rozumu, jaką warto się w życiu kierować.

 

Bogumił Kurylczyk

Współpraca:
Joanna Mączkowska
oraz
Kamil Gonciarz
Jolanta Gorczyca
Agata Krysińska
Eryk Poliński
Radosław Rembiałkowski
Bartosz Rowiński
Damian Stoiński
Kamil Ułasik
Przemysław Życzko