MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Wyrastałam w atmosferze „Klepsydry” (Julia Herba)

Pierwszy dzień szkoły pamiętam jakby to było wczoraj. Rozpoczęcie roku na sali gimnastycznej, widok nowej klasy. Tak strasznie się bałam, że nie znajdę koleżanek, a najlepsza przyjaciółka -Natalia była w klasie Ib - medyczno-politechnicznej. Zawsze byłyśmy razem, a teraz wszystko miało się zmienić.
            Wybrałam klasę Id, czyli policyjną. Mile wspominam obóz integracyjny, pierwsze lekcje z nauczycielami. Poznałam nowe osoby, które okazały się bardzo sympatyczne. Stwierdziłam,  że poradzę sobie jakoś. Pamiętam, jak oczekiwałam na swój mundur.
            Zapamiętałam zwłaszcza jedną z pierwszych lekcji języka polskiego. Było bardzo ciepło, a moja klasa miała mieć dwie godziny tego przedmiotu. Tym razem nie była to lekcja teoretyczna. Dobraliśmy się w grupy, by przedstawić jakąś scenkę. Zagrałam wtedy Joannę Krupę – starałam się rozśmieszyć kolegów jej piskliwym głosem i specyficznym stylem bycia. To był strzał w dziesiątkę. Zostałam zachęcona przez widownię do działań w szkolnej grupie teatralnej „Klepsydra”. Nie byłam do tego zbyt przekonana. Myślałam, że jak wyjdę na scenę to zapomnę tekstu itd. Mimo tego zgodziłam się…
            I tak w następny czwartek, po lekcjach, pojawiłam się w auli. Na krześle siedziała szczupła blondynka, nawiasem mówiąc wydawała się bardzo pozytywnie „zakręcona”.  Obok niej stała gromadka uczniów z różnych klas. Śmiali się, żartowali. Pierwsza moja myśl: co ja tu robię? Przecież tu nie pasuję. Podeszłam bliżej, stałam zaskoczona tak nietuzinkową atmosferą. Jak się okazało, ta „osóbka” siedząca na krześle, to opiekunka „Klepsydry” - pani Joanna Mączkowska.  Przedstawiła mnie pozostałym, a następnie zaczęła omawiać scenariusz na Dzień Edukacji Narodowej.
            Spodobało mi się, jednak dalej nie mówiłam nic. Podbiegła do mnie szczupła brunetka o wyjątkowo szczerym uśmiechu. Przedstawiła się: cześć, jestem Ania, moja sistra Ola chodzi z Tobą do klasy. Prawda? Dzięki niej nabrałam nieco śmiałości, z chęcią chodziłam na kolejne zajęcia. Poznałam także Basię, Anastazję, Paulę, Mateusza, Marcina i to z nimi zżyłam się najbardziej. Na Dzień Edukacji Narodowej miałam zagrać nawiedzoną polonistkę i Joannę Krupę. Pamiętam, jak dziewczyny na próbie doradziły, bym podkreśliła wizerunek Krupy piosenką. Była to wejściówka do „Top Model”. Zaśpiewałam… Pamiętam lekkie zdziwienie na twarzach i słowa pani Joasi Mączkowskiej wypowiedziane  z uśmiechem: „ Może coś z tej roli będzie, ale czeka Ciebie sporo ćwiczeń”.
            Czas mijał , do grupy dochodziły nowe osoby, które znałam wcześniej: Ola i Hubert z mojej klasy, Kamila z klasy dziennikarsko- artystycznej. Czułam się już troszkę pewniej, bo wrosłam jeszcze bardziej w atmosferę „Klepsydry”. Nadchodziły kolejne okazje: 11 listopada, jasełka. Na tych ostatnich nawet zaśpiewałam.
            Z czasem bycie w  „Klepsydrze” podobało mi się bardziej i bardziej. Czułam duże wsparcie pani Joasi Mączkowskiej oraz kolegów i koleżanek. Byliśmy świetnie zgranym zespołem. Byłam skłonna zrezygnować z wielu radości, aby nie opuścić żadnej próby. Zresztą, „Klepsydra” to nie tylko próby, czy występy, ale wspólne przebywanie ze sobą, pomoc, uśmiech… Pamiętam jak na strychu przy Radiowęźle siedziałyśmy w trójkę: Basia , Ania i ja. Trochę śpiewałyśmy, wygłupiałyśmy się. Wszyscy dodawaliśmy sobie sił…
            Mijały miesiące. Zaczęłam zastanawiać  się nad tym co lubię , myśleć o przyszłości. Z chęcią chodziłam na moje ulubione lekcje – język polski i historię. Miałam kilka koleżanek, ale dalej jednak najbardziej byłam zżyta z przyjaciółkami z gimnazjum: Natalią i Magdą z klasy medyczno-politechnicznej. Przebywałam z nimi często, wkrótce stworzyliśmy swego rodzaju ekipę, paczkę. Wszyscy wydawali mi się tacy mili. Polubiłam Michała, Hanię, Daniela, Asię, Mateusza W.
            Jedna tylko osoba doprowadzała mnie do szału. Był to Mateusz Paszkiewicz. Ciągle sobie dogryzaliśmy, sprzeczaliśmy się. Tak strasznie mnie denerwował, że bardzo się zdziwiłam, kiedy w maju podszedł do mnie i powiedział, że podobam mu się od jakiegoś czasu. Tak się zaczęło… Zaczęliśmy ze sobą dużo rozmawiać. Stawaliśmy się dla siebie ważni. Kiedy okazało się , że jesteśmy razem, nikt nie krył zdziwienia. Wszyscy myśleli, że to jakiś żart, kolejny numer Pahy. Ten „żart” trwał jednak dalej… I trwa nadal.
            Nadszedł koniec pierwszej klasy, z ciężkim sercem żegnałam się z koleżanką z „Klepsydry”– Anią Gaik, maturzystką. Po wakacjach przyszła klasa II. Dalej realizowałam się w grupie teatralnej. Brałam udział w różnego rodzaju wyjazdach, apelach. Zaczęłam jeszcze więcej śpiewać. Poznałam też nową koleżankę – Paulinę Staniecką z klasy dziennikarsko- artystycznej.
            Była bardzo nieśmiała, jak ja na początku . Dlatego podeszłam do niej tak, jak kiedyś  Ania do mnie. Zaczęłyśmy rozmawiać. Zaprzyjaźniłyśmy się. Paulina ma niezwykły głos i doskonale pamiętam jej pierwszy występ na jasełkach. Śpiewała  piosenkę pt.„Pada śnieg.” Niestety w kwietniu odeszły z „Klepsydry” kolejne maturzystki - osoby, z którymi ogromnie się zżyłam. Płakałam widząc Basię Pacześną schodzącą ze sceny, idącą w dorosłe życie. Pożegnała nas pięknym uśmiechem i głosem…
            Najbardziej z drugiej klasy pamiętam jednak wyjazd do Wrocławia. Było świetnie. Bardzo się cieszyłam, że wystąpimy na PWST, tym bardziej, że jechały ze mną najdroższe mi osoby. Ogromnie ważne było dla mnie to, że dostałam jedną z głównych ról. Czułam się doceniona, szczęśliwa.  Spektakl „Persefona”, wyreżyserowany przez panią Joasię Mączkowską, zostanie na zawsze w moim sercu… Wrocław i wspólne chwile na scenie oraz w urokliwych miejscach zapamiętam na zawsze.  Z żalem opuściliśmy to miejsce...
            Ale po powrocie czekała na nas kolejna teatralna niespodzianka. Przygotowaliśmy kolejny spektakl. Tym razem miało być to wesele, nawiązujące do tradycji Kamienia Szlifierskiego w Kaliszu Pomorskim wg scenariusza Pana Bogumiła Kurylczyka i reżyserii pani Joasi Mączkowskiej. Każdy oszlifowany młodzieniec miał być posłuszny swojej ukochanej (ha,ha). Jako panna młoda, ubrana w białą suknię, szłam po ulicach miasta, a obok pan młody – mój chłopak Mateusz. 

Ten spektakl miał dla mnie szczególne znaczenie. Podobnie jak przeróżne  działania w „Klepsydrze”. Można rzec, że szkolny teatr mnie uformował…
            Czas leciał coraz szybciej… Coraz szybciej zbliżała się matura. Przed nią odbyła się cudowna studniówka i spektakl „Królewna śnieżka” na podstawie autorskiego scenariusza i reżyserii  pani Joasi Mączkowskiej. Byłam oczywiście tytułową Śnieżką, a Mateusz - księciem (ha, ha).
            A teraz?  Chociaż od pożegnania minęło niewiele… już tęsknię… Za szkolnymi przyjaciółmi i „Klepsydrą”. Teatr  to był mój azyl. Mogłam się realizować i  miałam na kim polegać. Łzy napływają mi do oczu, kiedy myślę,  że we wrześniu nie spotkam się z moimi przyjaciółmi, nie pójdę na próby, czy warsztaty prowadzone przez panią Joasię M. Nie poznam kolejnej roli. Czas w naszym Liceum to  najpiękniejszy dotąd okres w moim życiu. Dziękuję wszystkim, że się w tym pięknym miejscu spotkaliśmy…

Julia Herba
(absolwentka 2014)