28 sierpnia - Pożegnanie Heleny Kurylczyk-Pulwin (1919-2014) Całe swoje długie, niemal stuletnie życie, Helena Kurylczyk-Pulwin spędziła pomagając innym oraz „w pogoni za błękitem”. Pomagała dzieciom i młodzieży, jako jedna pierwszych nauczycielek kaliskiej szkoły. Pomagała dorosłym, jako wieloletni, społeczny kurator sądowy. Służyła także swojemu ukochanemu miastu – Kaliszowi Pomorskiemu, pełniąc aktywnie funkcję radnej przez trzy kadencje. Chociaż umarła 22 sierpnia 2014 roku pod Krakowem, a pod koniec życia mieszkała w Poznaniu i Szczecinie, to corocznie przynajmniej raz gościła w miejscu, w którym – co zawsze podkreślała – zostawiła swoje serce. I dlatego, zgodnie ze swoim życzeniem, spoczęła w grobowcu rodzinnym na cmentarzu w Kaliszu Pomorskim. Jej pogrzeb, 28 sierpnia, zgromadził rodzinę, dyrekcję i pedagogów kaliskich Szkół, władze miejskie, znajomych, mieszkańców oraz młodzież. Właśnie uczniowie kaliskiego Liceum, działający w grupie teatralnej „Klepsydra”, z którą była bardzo związana, pożegnali Ją pieśniami, poezją i wspomnieniami. Szczególnie doniośle zabrzmiał podczas uroczystości młodzieńczy wiersz Pani Heleny (wtedy Bielskiej) „Do Anioła Stróża”, deklamowany z ogromnym wzruszeniem przez Joannę Mączkowską. To dzięki Niej rozpoczęła się przyjaźń pani Heleny z młodzieżą z kaliskiego Liceum. Zwłaszcza ten jego fragment: „Wśród mroków błędnych,/ szarych dróg/ pójdę wytrwale w dobra świty,/ wskaż mi Aniele, gdzie jest Bóg/ w pogoni mojej – za błękitem…” Po hołdzie oddanym Helenie Kurylczyk-Pulwin przez poczty sztandarowe, przez słowa pożegnania burmistrza Michała Hypkiego, przez ciszę zadumy nad grobem - urnę z Jej prochami pokrył całun herbacianych róż, składanych na znak żałoby i uszanowania. Tych róż, które „płacząc płatkami więdną ostatnie”. 1 września – Rozpoczęcie roku szkolnego 2014/2015. Jak zawsze uroczyste i radosne, że znowu jesteśmy razem. Tylko nauki jest coraz więcej, a mimo to nie może zabraknąć czasu na szkolny teatr. Zwłaszcza klasie II a, w której większość uczniów działa w grupie teatralnej „Klepsydra”. 11 września – Święto Szkoły i ślubowanie klas pierwszych. Zanim zaczął się uroczysty apel na szkolnym dziedzińcu trwały ostanie próby. Z okien kibicowali im uczniowie oraz ksiądz Krzysztof. A my nie traciliśmy czasu. I nie odpowiadając na padające z okien komentarze i zachęty, skupiliśmy się na koordynacji programu artystycznego oraz części oficjalnej. Tak, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Opiekunka „Klepsydry”, pani prof. Joanna Mączkowska czuwała nawet nad odpowiednim ułożeniem pamiątkowych plakietek dla gości zaproszonych na uroczystość. Nie zapomnieliśmy też o chwili relaksu przed występem solistów „Klepsydry”. I na luzie, w rytm skocznej melodii z filmu „Różowa pantera”, przemaszerowaliśmy wzdłuż wyprężonych na baczność szeregów. Aż się uśmiechnęła pani dyrektor Joanna Kulesza i pan starosta Stanisław Cybula. Podczas ślubowania panowała już uroczysta atmosfera. Ale po uroczystości znowu było radośnie. Jak podczas tego spotkania z przyjacielem „Klepsydry” i absolwentem naszej Szkoły kapitanem Maciejem Słomką. 17 września - Zagadki kaliskiego herbu. Najstarszy, znany wizerunek herbu Kalisza Pomorskiego pochodzi z pieczęci miejskiej, przystemplowanej na dokumencie z roku 1506. Kolejny herb uwiecznił Mathias Merian na swoim miedziorycie z roku 1652, przedstawiającym panoramę miasta widzianego w połowie XVII wieku ze wzgórza nad dzisiejszą Plażą Miejską. Dzisiejszy wizerunek herbu – znamy wszyscy. Można go zobaczyć w wielu miejscach naszej Szkoły oraz na jej znaczkach i dokumentach. A przede wszystkim na frontonie gmachu Ratusza. Widać, że te trzy, odległe w czasie wizerunki, chociaż przedstawiają tę samą scenę myśliwską: orła polującego na zająca – są bardzo odmienne. Co więcej, niosą różniące się od siebie przesłanie dla mieszkańców miasta oznaczonego takim, a nie innym herbem. O tym właśnie mówił nam, na kolejnym spotkaniu z grupą teatralną „Klepsydra”, jej przyjaciel Bogumił Kurylczyk. Słuchaliśmy opowieści o tym, jak na przestrzeni historii zmieniało się kaliskie godło miejskie. Najpierw zając biegł, a orzeł frunął – dla osoby patrzącej na herb - w prawo. Potem zwierzęta zmieniły kierunek i zdążały w lewo. Jak obecnie. Ale… We fragmencie zbeletryzowanego opracowania dziejów kaliskiego herbu, jakie zaprezentował nam pan Bogumił Kurylczyk, przeczytaliśmy, że przedstawiona scena myśliwska nie zawsze była rozstrzygnięta. Bo, jak na herbie z miedziorytu Meriana, orzeł miał tylko szansę dopaść zająca, a zając miał nie mniejszą szansę uciec przed drapieżnikiem. Zając w heraldyce symbolizuje spryt, czyli rozum. Natomiast orzeł symbolizuje siłę. Kto, a właściwie co, zwycięży: rozum, czy siła? I tak opowieść o kaliskim herbie przerodziła się w rozważania filozoficzne, zakończone znanym, rzymskim przysłowiem „plus ratio quam vis” – rozum zwycięża siłę. Zatem kaliski zając na współczesnym herbie, przechytrzył dopadającego go orła, bo wcale nie wygląda na ofiarę. To już jednak początek kolejnej opowieści. Filip z klasy Ic zilustrował te rozważania o przewadze rozumu nad siłą, muzyką na przykładzie utworów legendarnej grupy „Pink Floyd”. Ich znany na całym świecie album „The Wall”, opowiada właśnie o budowaniu muru przymusu i o pokonywaniu go mądrością, sztuką oraz sercem. 18 września – Z wizytą w „czyśćcu” Niewielką, ale silną grupą, pod czujnym okiem pani Joanny Mączkowskiej i w towarzystwie pana Bogumiła Kurylczyka, odwiedziliśmy Zakład Karny w Wierzchowie. Była to kolejna wizyta „Klepsydry”, która piosenkami niesie osadzonym powiew dobra oraz normalności. I robi tak nieodmiennie od kilku lat. Właśnie dlatego,w uznaniu dla tej naszej misji, dyrekcja ZK potraktowała nas jako bardzo specjalnych gości, umożliwiając poznanie „świata za murami”, o którym wiemy tak mało. Maszerując korytarzami więzienia zwanego Zakładem Karnym, czuliśmy się jak w czyśćcu. Bo też powołaniem tej instytucji jest resocjalizacja skazanych, czyli ich przygotowanie do powrotu do normalnego życia po odbyciu zasądzonej kary. Zasadzonej bynajmniej nie za nic, bo ludzi niewinnych wśród osadzonych nie ma. Są więc ludzie winni, którym dano szansę naprawy. Jak w czyśćcu - o całe niebo lepiej, niż w piekle. O tym, że pobyt tu stanowi faktycznie karę, najlepiej świadczy regulamin porządku dnia… Każdego wczoraj identycznego jak dziś i jutro. Zamknięcia na głucho w celi od wieczornego do porannego apelu. I tak przez setki, przez tysiące dni życia upływającego bezpowrotnie na odkupieniu win. Gdy przygotowywaliśmy się do występu, sprawdzając aparaturę i mikrofony, nasz przewodnik i przyjaciel „Klepsydry”, zresztą absolwent kaliskiego Liceum - kapitan Maciej Słomka, przygotowywał widownię. Skazanych, dla których nasze śpiewanie miało być nagrodą. Jak powiew świeżego powietrza z wolności. Zdjęć tej widowni nie będzie. Kto bowiem, trafiając za karę do więzienia, chciałby pokazywać swoją twarz? Dość powiedzieć, że za nami, na sali siedziała setka osadzonych. Wpatrzonych i zasłuchanych. Tak uważnie, jak melomani w filharmonii. Nasz występ rozpoczęła Magda (Magdalena Ambroziak z IIa), śpiewając znany szlagier: „Ale to już było, i nie wróci więcej”… W tym miejscu, na tej scenie, nastrajał on wyraźnie nostalgicznie. Dlatego widownię rozruszał dopiero kolejny utwór z repertuaru Budki Suflera, „Bo do tanga trzeba dwojga”. Paulina (Paulina Staniecka z IIIa) zaprezentowała, przemawiające do serca, utwory liryczne. Pierwszy po angielsku („Goodbye, my almost lover. Goodbye, my hopeless dream. I'm trying not to think about you.”), a jako drugi, polski przebój “Zatańcz ze mną jeszcze raz”. Ma się rozumieć, że brawa, i dla niej, i dla Magdy, były gorące. Kuba najpierw sam a potem w duecie z Klaudią (Kuba Biegniewski z IIa i Klaudia Maziarz z IId), rapowali na potęgę, wyśpiewując potoki słów na temat raczej gorszych stron współczesnego życia, co oczywiście nie mogło się nie spodobać widzom. Ale teksty były subtelne, skłaniające do myślenia, więc także ten awangardowy duet wyśpiewał dobre, edukacyjne przesłanie. Przedstawiciel widowni, po gromkich oklaskach na zakończenie występu, wręczył pani Joannie Mączkowskiej pamiątkową płaskorzeźbę oraz pisemne podziękowania. Po chwili przerwy, ruszyliśmy na zwiedzanie więzienia… Chociaż lepiej to określić jako zanurzenie się w więziennej atmosferze, czyli właśnie wycieczkę do czyśćca. Miejsca, gdzie z rodziną na widzeniach niektórzy mogą rozmawiać tylko zza szyby. A wtedy dotyk zastępuje kabel, łączący dwie słuchawki domofonu. Miejsca, gdzie obecność krat jest tak powszechna, że trudno stanąć bez ich bliskiego sąsiedztwa. Zaprowadzono nas także do sali gdzie odbywa się psychoterapia dla uzależnionych. Głównie tych, których skierowano na odwyk przymusowy. Alkoholicy mają rzucić nałóg po trzech miesiącach, narkomani – po sześciu. Jak mówili terapeuci, w zależności od grupy pacjentów, trwale wyleczy się co dziesiątego, a w najlepszym razie co piątego. I to już jest wielki sukces. Strażnik otwiera przed nami kolejne, obite blachą drzwi w więziennym korytarzu. Po jego przeciwnej stronie są cele mieszkalne. Nam, przez judasze w drzwiach, zaglądać tam surowo zabroniono. To sala zajęć plastycznych. Znowu, jak wszędzie, regulamin na ścianie, masywne stoły do pracy. Podzielone przegródkami tak, by jeden skazany nie przeszkadzał w robocie drugiemu. Dookoła porozkładane dzieła. Choćby ta makieta zamku. Co stoi na jego dziedzińcu? Oto misternie wykonany (działający!) model gilotyny. Kto nie wie co to za narzędzie, warto wyjaśnić, iż spadający z wysokości nóż gilotyny ucinał głowy skazańcom… Tak ścięto królewską rodzinę podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej (lata 1789-99). Skazani, którzy mają pieniądze na swoim koncie w Zakładzie Karnym, mogą pobierać w kantynie tzw. wypiskę. Towarów tu nie brakuje. Jest kawa i herbata w najlepszych gatunkach, słodycze, konserwy, ciastka. Wszystko bez grama alkoholu. Przez kolejne kraty, drzwi i bramki, wychodzimy na powietrze. Skazani mówią: na wolność. Tak, teraz czujemy jak to wspaniale iść gdzie się chce i jak się chce… Ale pozwalamy się zaprowadzić na strzelnicę, gdzie przygotowano dla nas niespodziankę, czyli pokaz sprawności grupy interwencyjnej. Coś zupełnie nie na żarty.
Pierwszy pokaz to obezwładnianie atakującego. Członek grupy interwencyjnej wciela się w postać agresywnego więźnia. Rzuca w funkcjonariuszy polanami drewna. Ci, osłaniając się tarczami nie zwlekają. Podchodzą i oddają strzały ostrzegawcze w ziemię. Kolejne już trafią w nogi agresora. Ten nie ryzykuje. Na rozkaz pada na ziemię. Jeszcze chwila i leży skuty kajdankami i obezwładniony. Patrzymy w milczeniu i z respektem jak siła zwalcza siłę. Grupa interwencyjna, świetnie wyszkolonych funkcjonariuszy, jest tak niezbędna w Zakładzie Karnym jak straż pożarna w rafinerii ropy naftowej. Tam i tu zawsze może wybuchnąć pożar… Pożar, na który nie można tylko patrzeć, bo wtedy się niebezpiecznie rozprzestrzeni. Niczym zło. Funkcjonariusze pokazują nam ćwiczenia codziennego treningu: chwyty, pady, przewroty. Są zwinni jak akrobaci. Do grupy interwencyjnej nie trafia nikt z przypadku. Jej dowódca podkreśla, iż oni muszą w akcji współpracować jak bracia. Nigdy nie zostawią swojego na polu walki. Żywy, czy martwy, ale każdy z nich musi powrócić. Pani Joanna Mączkowska, w przerwie miedzy pokazami, urządziła nawet tu, na strzelnicy, teatr. Za scenografię posłużyły tarcze obronne, którymi starała się odepchnąć od siebie niszczycielską siłę. Na końcu tej wyreżyserowanej naprędce sceny plenerowej, doszło oczywiście do pojednania. Bo jak wiadomo, dobro zawsze powinno zwyciężyć. Rozmawiając z funkcjonariuszami o ich pracy, przymierzaliśmy rozmaite części ekwipunku. Pan Bogumił Kurylczyk, zainteresowany chwytami obezwładniającymi przeciwnika, postanowił sam być ofiarą. Czyli spróbować poczuć co powoduje, że człowiek właściwie sam pada na ziemię. Funkcjonariusz schwycił go za dłoń, i tak ją gwałtownie wykręcił, że aby uniknąć przejmującego bólu, musiał paść na kolana. A z kolan, na plecy. I o to funkcjonariuszowi chodziło. Faktycznie. Nikt na treningach niczego nie udaje. Ofiara podąża za swoim bólem, który zadaje jej umiejętnie napastnik. Tu funkcjonariusz obezwładniający agresora. Jak się okazało, pani Joanna Mączkowska także zna chwyty obronne. I dowódcy grupy interwencyjnej zademonstrowała jak potrafi – uwaga uczniowie - podstawić „haka”. Funkcjonariusz nawet się pochylił. I kiwnął głową z uznaniem. Ale trzeba przyznać, iż to zwarcie w końcowej fazie przypominało raczej figurę w tańcu, niż obezwładnienie przeciwnika. Na prośbę dziewcząt, funkcjonariusze z grupy interwencyjnej zademonstrowali kilka prostych chwytów obronnych. Jak wyjść z opresji, kiedy ktoś łapie cię za tzw. klapy lub za włosy. Jeśli za klapy, to zbić mu dłonie od dołu, nie od góry. I wykręcić jedną z nich. W przypadku złapania za włosy, przytrzymujemy silnie ręce sprawcy na naszej głowie i gwałtownie skręcamy ciało. Tak, by wraz z naszym ruchem skręciła się także, bardzo boleśnie, jego ręka w nadgarstku. Na koniec zaproszono nas na poczęstunek przy rozpalonym grillu. Nie brakowało niczego. Wciąż jeszcze wymienialiśmy wrażenia, długo nie mogąc się rozstać. I chyba dopiero teraz, po tym pobycie w Zakładzie Karnym w Wierzchowie zrozumieliśmy, jak ważną i odpowiedzialną pracę wykonują osoby tam zatrudnione. Dziękujemy Dyrekcji ZK za umożliwienie nam tak bliskiego dotknięcia „świata za murami”. 23 września – Maraton filmowy Uczniowie z klasy II a, stanowiącej obecnie trzon „Klepsydry”, uczestniczyli w całonocnym maratonie filmowym. Maratonie zorganizowanym przez siebie od „a” do „z”, ale rzecz jasna pod patronatem i opieką pani Joanny Mączkowskiej. Ta integracyjna, intelektualno-rozrywkowa impreza rozpoczęła się od przygotowania klasy, którą podzielono na pięć części: magazynową, kinową, taneczną, kuchenną i pozostałą, czyli do dowolnego wykorzystania. Choćby po to, by poćwiczyć takie jak na zdjęciu figury gimnastyczne. Prawdziwym mistrzem kuchni, gospodarzem kącika kulinarnego, był Maciek. Przyrządzony przez niego kurczak w potrawce smakował niepowtarzalnie… Ale jeszcze przed północą, wygłodniałe umysły potrzebowały nie tylko strawy duchowej w postaci kolejnych, ambitnych dzieł sztuki filmowej. Wielkie żarcie wszystkiego, co przywieziono na zamówienie z kaliskich restauracji, urządzono już na materacach. Wybór oglądanych filmów powierzono na początku Kubie i Borysowi. Ci wybrali nową, polską produkcję: „Kamienie na szaniec”. Dziewczęta, wspólnie z opiekunką, pięknie podziękowały. I rozpoczął się seans. Wstrząsającego filmu o czasach niemieckiej okupacji w Warszawie. Przerażająco naturalistycznie odegrane sceny męczeństwa młodych Polaków, wyciskały łzy. Ich bohaterstwo budziło podziw i wzruszenie. Po zakończeniu projekcji potrzeba było dłuższej przerwy, by powrócić myślami do współczesności. Jakże odmiennej od tamtej. Jakże beztroskiej. Aby zażegnać stres, kolejny film miał już pogodne przesłanie i po nim można było z czystym sumieniem, dla rozruszania się – zatańczyć. Nie zapomnieliśmy też, podczas tego filmowego maratonu z horrorami na koniec, by nie usnąć, podziękować pani Joannie Mączkowskiej. 25 września – Dyktando u Starosty Pani Joanna Mączkowska, jako członek komisji, przeczytała głosem wyraźnym, czyli teatralnym, treść dyktanda uczestnikom konkursu "O Pióro Starosty Drawskiego". Jego uczestnicy, zgromadzeni w sali LO w Drawsku Pomorskim, nie mieli zatem problemów ze zrozumieniem tekstu. Pozostały za to problemy z ortografią oraz interpunkcją. 7 października – Rozmowa czy wywiad? Pan Bogumił Kurylczyk, jako doświadczony dziennikarz, przybliżył nam zasady pisania wywiadów i rozmów, tłumacząc co jest czym. Czyli, że rozmowa ma formę luźną niczym felieton a wywiad jest bardziej podobny do eseju. Nie skończyło się na słuchaniu oraz spoglądaniu na wymowne rysunki na tablicy. Była tam kropka, symbolizująca osobę, która wie tyle co nic i wielkie koło, symbolizujące osobę o dużej wiedzy. Spotkanie kropki z kołem musi się skończyć katastrofą dla tej pierwszej. Dlatego czy to do rozmowy, czy do wywiadu należy się najpierw przygotować. Najciekawsze było przysłuchiwanie się scence odgrywanej przez naszą koleżankę i kolegę. On był gwiazdorem, a ona dziennikarką z prowincjonalnej redakcji. Zaczęło się kiepsko ale skończyło wspaniale: to dziennikarka obłaskawiła gwiazdora, wyciskając z niego prawdę jak sok z cytryny. 7 października – Odkrywanie tajemnic My – z Klepsydry, zamieniliśmy się w czarodziejki i czarodziejów, by zdradzić zgromadzonej w auli publiczności „Tajemnice kaliskiej Czerwonej Szkoły” oraz „Tajemnice kaliskiego Kościoła”. Oczywiście wymagało to pewnych przygotowań przed występem z mikrofonem w ręku. Czytaliśmy teksty do multimedialnych prezentacji historii dwóch najważniejszych gmachów w naszym mieście. Więcej na ten temat można przeczytać i zobaczyć w zakładce „Nasz przewodnik”. A tu prezentujemy jeszcze tylko dwa zdjęcia: Alicji, która z Kają i Moniką „wciela się” w rolę oraz autorów i organizatorów tej prezentacji: pani Joanny Mączkowskiej i pana Bogumiła Kurylczyka.
14 października – Dzień Nauczyciela Klasa II a, jak wiadomo „artystyczna”, czyli w większości działająca w grupie teatralnej „Klepsydra”, podarowała na Dzień Nauczyciela swojej opiekunce oraz jednocześnie wychowawczyni prezent jakiego nie dostał nikt. Oczywiście najpierw były kwiaty, a potem… ta oto poduszka. Napisy mówią same za siebie. I należy je rozumieć dwojako. Tak mianowicie, iż zgodnie z zasadą: „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz” – spanie z taką poduszką pod głową powoduje nabywanie nocą cech na niej wymienionych. Ale z drugiej strony, te napisy przypominają, iż nie należy usypiać tych pozytywnych cech za dnia, zwłaszcza w dzień nauki szkolnej. Co stało się już po kilku nocach z tą poduszką pod głową, z naszą Panią? Do całej palety Jej niezaprzeczalnie dobrych właściwości doszła dodatkowo zdolność żonglowania opadłymi liśćmi. Co oznacza, iż nikomu nie pozwoli upaść, chyba że na teatralnej scenie podczas najbliższego spektaklu. Listopad – próby spektaklu o herbie Herb Kalisza Pomorskiego, na którym widnieje orzeł polujący na zająca, ma nie tylko niezwykłą historię, ale także ukryte znaczenia. Czy można o nich powiedzieć i wyczerpująco, i ciekawie? Już 11 listopada, w Święto Niepodległości, impresje na temat tego herbu zaprezentujemy występując na scenie Miejsko- Gminnego Ośrodka Kultury w Kaliszu Pomorskim. Kilkunastu aktorów z naszej grupy „Klepsydra” odegra swoje role w pięciu aktach, które pokażą wieloznaczność oraz ponadczasowość wymowy kaliskiego herbu. Pomoże w tym barwna scenografia oraz porywająca choreografia – wszystko w autorskim opracowaniu reżysera spektaklu Joanny Mączkowskiej, absolwentki reżyserii krakowskiej PWST (filia we Wrocławiu). Warsztaty prowadzone przez opiekunkę „Klepsydry” dają niemałe efekty. Poza pokonywaniem własnych słabości i radością działań w grupie, osiągamy także sukcesy w konkursach. Jury na Wojewódzkim Przeglądzie Amatorskich Zespołów Teatralnych w Świdwinie doceniło „Klepsydrę”, zaliczając ją do trójki najlepszych w naszym województwie. Scenariusz spektaklu, nad którym obecnie pracuje grupa, pełen jest zaskakujących zwrotów oraz odnośników do współczesności. Jak podkreśla urodzony i zakochany w Kaliszu Pomorskim jego autor, Bogumił Kurylczyk, absolwent filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, ten scenariusz napisała sama historia. Wystarczająco niezwykła, by poczuć dumę ze związku z takim miejscem na ziemi, które posiada jedyny w swoim rodzaju herb. Symbol równowagi oraz harmonii rozumu z siłą. Uczniowie - aktorzy, wcielając się na licznych próbach to w orła, to w zająca, to w siłę, to w rozum, nie tylko odczuwają, ale i zaprezentują widzom smak prawdziwego teatru. Gdzie bez zbędnych słów, bez dydaktyzmu, dociera do myśli - jak zwiewny, ciepły wiatr - poczucie historycznej prawdy, piękna i dobra. By spektakl wypadł na medal, nad wszystkim czuwa koordynując ruchy, gardła oraz dramaturgię – nasz ulubiony reżyser… 11 listopada - Sześć aktów patriotycznego pojednania Po każdym z pięciu aktów sztuki, wystawionej w Święto Niepodległości na scenie Miejsko- Gminnego Ośrodka Kultury w Kaliszu Pomorskim – były wielkie brawa. Akt szósty, muzyczny i ostatni, zakończył się wspólnym odśpiewaniem Roty oraz owacjami. A przede wszystkim głębokim, jednoczącym aktorów i publiczność poczuciem patriotycznego pojednania. Dumy z Ojczyzny dużej i małej. Bo temat przewodni spektaklu wyreżyserowanego przez Joannę Mączkowską (trudy koordynacji całej uroczystości widać na tych fotografiach), i zaprezentowanego przez grupę teatralną „Klepsydra”, stanowił herb Kalisza Pomorskiego, wyrażający zawsze aktualne przesłanie o walce rozumu z siłą, i sile mądrości jaką daje ich zjednoczenie. Zanim spektakl się rozpoczął, panie z zespołu „Violki” posiliły naszą opiekunkę - po "mękach" kilkugodzinnych prób - domowymi wypiekami. Słodkości przygotowała niezastąpiona Bolesława Płachta. Dobry duch „Klepsydry”. Orzeł i zając, zwierzęta widniejące w herbie Kalisza Pomorskiego, przybrały na scenie ludzkie postaci. Oto Józef Orzeł zaatakował pod miejscowym Ratuszem, na ul. Wolności, swojego sąsiada Stanisława Zająca. Jak stwierdził, w celach wyższych, gdyż chciał odegrać uliczne performance nawiązujące do miejskiej symboliki. Ale jego artystyczne działania zostały opacznie uznane za bijatykę, i zakończone sporządzeniem sadowego wniosku o napaść. Drugi akt sztuki rozegrał się w szkolnej klasie. Tam dzieci pokłóconych sąsiadów: Julia Zając i Romek Orzeł nie kryli, że mają się ku sobie. A na dodatek Julia przedstawiła na lekcji historii taką interpretację symboliki kaliskiego herbu, że koledzy aż zatańczyli z krzesłami. Jak powiedziała Julia, tylko pozornie na tym herbie orzeł złapał zająca. Złapał go bowiem na niby, gdyż zając chciał dać się schwytać, co widać po jego rozanielonej minie. Podobnie jak kobieta, która pozwala mężczyźnie niby zwyciężać, a w rzeczywistości zrealizować jej plan, gdyż chciała dać mu się złapać, czyli go zdobyć. Innego zdania byli występujący w akcie trzecim – czterej brandenburscy margrabiowie, którzy jesienią roku 1303 nadali Kaliszowi Pomorskiemu prawa miejskie. Ale i ci butni początkowo zdobywcy, którzy po zabójstwie polskiego króla Przemysła II zagarnęli Pomorze, zostali ujarzmieni na scenie przez nadobne Słowianki. Dalej spektakl, za sprawą choreografii, stał się jeszcze bardziej symboliczny, wyczarowując ruchami aktorów odwieczną walkę dobra ze złem, prawdy i kłamstwa, siły i rozumu. Biel i czerń zderzały się z sobą w tańcu, aż wreszcie splotły się w jedność, w siłę rozumu. Na końcu bohaterowie z aktu pierwszego podają sobie ręce w geście pojednania, a ich dzieci splatają się w uścisku. I zapraszają widzów na koncert patriotycznych pieśni, czyli akt szósty. Koncert rozpoczęły panie z zespołu „Violki”, przypominając legionowe marsze. Następnie soliści z „Klepsydry” wyśpiewali niezapomniane, patriotyczne szlagiery. Po licealistkach wystąpiła gimnazjalistka, którą przygotował Albert Moroz. A po niej chórzyści z podstawówki, których przygotowała, i również zaśpiewała, Stanisława Górnik. Jej oraz najmłodszym akompaniował Antoni Gadzina. W ten sposób pieśni połączyły wszystkie kaliskie szkoły, uczniów, ich rodziców, nauczycieli i mieszkańców. A także władze, czyli burmistrza Michała Hypkiego oraz przewodniczącą Rady Miejskiej – Renatę Effenberg-Nawrot. Reżyser, scenograf, choreograf, a także koordynator widowiska – Joanna Mączkowska, odebrała wiele gratulacji i słów uznania. Przyznała, że realizacja tego spektaklu oraz koordynacja całej uroczystości był trudna, ale przyniosła jej wiele satysfakcji. Przydała się tu wiedza jaką zdobyła na studiach reżyserskich we wrocławskiej filii PWST w Krakowie. – Jestem dumna z uczniów, którzy potrafią tyle energii i serca poświęcić sztuce. Sztuce dającej widzom tak wiele wzruszeń, refleksji oraz historycznej wiedzy. Ale to zasługa Joanny Mączkowskiej, prowadzącej grupę teatralną „Klepsydra”, zaliczaną słusznie do najlepszych w województwie – stwierdziła na scenie Joanna Kulesza, dyrektorka kaliskiego LO. I rozdała wszystkim występującym słodycze. Gratulacji nie zabrakło również dla autora scenariusza, urodzonego w Kaliszu Pomorskim dziennikarza z zawodu, a filozofa z wykształcenia, Bogumiła Kurylczyka. Nie mogąc być obecnym na spektaklu, streścił go słowami, które odczytano przed widowiskiem: „Herb Kalisza Pomorskiego jest jednym z najcenniejszych skarbów naszego miasta. Jego przesłanie, że w życiu liczy się harmonia rozumu i siły, czyli siła mądrości - przyświeca każdemu, kto tu się urodził lub tu mieszka. I obojętnie jakie przeszkody postawi przed nim życie - zawsze zwycięży, mając kaliski herb na swojej tarczy”. Widowisko, na które licznie przybyli mieszkańcy, powstało we współpracy Stowarzyszenia „Jesteśmy Razem” oraz Urzędu Miejskiego w Kaliszu Pomorskim. Organizatorzy dziękują Miejsko- Gminnemu Ośrodkowi Kultury za pomoc w jego realizacji. Listopad – Subkultury Na lekcjach „wiedzy o kulturze”, każdego roku jesienią, klasy pierwsze uczą się o subkulturach. Wybierają preferowaną. Odpowiednio przebierają się i zachowują. A przede wszystkim prezentują ideologię danej grupy, szukając w niej zalet i wad. Największą popularnością cieszą się subkultury skrajne. Te, piętnujące przemoc jak „dzieci kwiaty” oraz te od przemocy nie stroniące, jak punkowcy czy dresiarze. Nie brakuje również subkultur intelektualnych. Zanurzonych w elektronice i świecie, w którym rządzi nie siła a rozum. Oczywiście te prezentacje wychodzą najlepiej w klasach, gdzie najwięcej uczniów występuje w „Klepsydrze”. Bo skoro życie to teatr, więc dobrze jest potrafić odgrywać rozmaite role… 1 grudnia - Kaliski herb nad Drawskiem Spektakl na temat wzajemnych relacji orła i zająca, widniejących na herbie Kalisza Pomorskiego, oraz niezwykłego przesłania jakie ten miejski symbol niesie od ponad 700 lat, kaliscy licealiści z grupy teatralnej „Klepsydra” wystawili gościnnie w Ośrodku Kultury w Drawsku Pomorskim. Pojechali tam na zaproszenie jego dyrekcji, urzeczonej symboliką tej historyczno-społecznej sztuki, której scenariusz napisał Bogumił Kurylczyk, a reżyserem, choreografem i scenografem jest Joanna Mączkowska, polonistka w kaliskim LO, absolwentka reżyserii krakowskiej PWST (filii we Wrocławiu). Mówiąc najkrócej, spektakl pokazuje w pięciu aktach, dziejących się dawno i teraz, tutaj i gdziekolwiek, że kaliski herb bynajmniej nie przedstawia zwykłej scenki polowania orła na zająca, bo oba te zwierzęta pozostają na nim w zgodzie. A tym samym, symbolizowana przez heraldycznego orła siła, oraz spryt symbolizowany przez heraldycznego zająca - także pozostają w harmonii, zamieniając się w największy życiowy skarb: siłę mądrości. Licealiści przekazali to głębokie przesłanie w różnych odsłonach: komisariatu straży miejskiej, lekcji historii w klasie, rozmowy czterech średniowiecznych margrabiów, czy poprzez zawodzenia antycznego chóru i baletowe pląsy zjaw. A na koniec był koncert patriotycznych pieśni, bo przecież ta jedność rozumu i siły najpełniej wyraża się w słowie Ojczyzna. Wszystkie akty spektaklu były na tyle zajmujące i lekkie, że wywoływały ciągle salwy śmiechu oraz brawa na widowni, złożonej głównie z drawskich uczniów. Dla aktorów, zwłaszcza licealistów z „Klepsydry”, te oklaski rozbawionej publiczności, która żywo reagowała na zwroty scenicznej akcji, stanowiły najlepszą rekompensatę oraz nagrodę za ich trud i twórczy wysiłek. Kaliskiej, blisko 50. osobowej grupie, bo prócz licealistów na występ przyjechali także uczniowie Szkoły Podstawowej (ze Stanisławą Górnik i Antonim Gadziną) oraz zespół „Violki” – gorąco dziękowała Jolanta Pluto-Prądzyńska, dyrektorka Ośrodka Kultury w Drawsku Pomorskim. Szczególnie ciepłe słowa skierowała do Joanny Mączkowskiej, która nie tylko spektakl reżyserowała, ale i organizowała, włączając w widowisko wielopokoleniową rzeszę artystów amatorów. 2 grudnia – Teatralne Mikołajki Jako pierwsza w naszym Liceum, uteatralniona klasa II a zorganizowała sobie wytęsknione Mikołajki. Prezenty, jakie kupiliśmy sobie nawzajem gęsto zapełniły ławki pierwszego rzędu przy tablicy. A wśród nich był oczywiście i podarunek dla naszej Pani. Nasza wychowawczyni i szefowa „Klepsydry” – Joanna Mączkowska, choć bez zakładania stroju i brody św. Mikołaja, odegrała tę rolę z właściwym namaszczeniem… Odbieraliśmy prezenty w podniosłym nastroju, aby potem dosłownie pękać ze śmiechu. Chłopcy dostali właściwe dla ich wieku oraz upodobań, mniej lub bardziej pożyteczne, „zabawki”. Z dziewczętami było chyba prościej, bo tu przeważały pluszaki, maskotki oraz bransoletki. Natomiast nasza Pani otrzymała – wiadomo - książkę o teatrze współczesnym. O „Klepsydrze” w „Dramburger Kreisblatt” Wydawane w Niemczech czasopismo „Dramburger Kreisblatt”, którego redaktorem jest przyjaciel Kalisza Pomorskiego oraz naszej Szkoły – Günter Korn, zamieściło w ostatnim numerze informację o działaniach Grupy Teatralnej „Klepsydra”. Jej spektakle przybliżają bowiem współczesnym mieszkańcom miasta związane z nim stare legendy, jak choćby tę o szlifierskim kole (Schleifstein) czy o Łysej Lizie (Kahle Liese). Autor informacji – Hans Joachim Zühlke (syn ostatnich właścicieli kaliskiego Pałacu), opisuje także archiwalne poszukiwania Bogumiła Kurylczyka, porównując go do detektywa, gdyż odnalazł już wiele bezcennych dokumentów z przedwojennej historii Kalisza Pomorskiego. Na podstawie tych odkrywanych faktów, powstają nie tylko scenariusze teatralnych spektakli, reżyserowanych przez Joannę Mączkowską, ale również opisy wędrówek po mieście i okolicy, publikowane na naszej stronie internetowej i pokazujące nieznane dotąd, lub nieznane szerzej, wydarzenia oraz miejsca. Jak podkreślono w „Dramburger Kreisblatt”, te działania, przywracające pamięć o wielowiekowych, bogatych dziejach Kalisza Pomorskiego, czyli także o naszych korzeniach, przebiegają we współpracy Liceum z Urzędem Miejskim. A wybrana droga teatralnego przekazu gwarantuje dotarcie z historyczną prawdą także do młodego pokolenia. 15 grudnia – Wigilia w II a Było uroczyście: przygotowany, długi, świąteczny stół z białym obrusem i stroikami. W kącie ubrana choinka z Mikołajem... Choinka ubrana "polonistycznie" oraz "teatralnie", bo własnoręcznie przez panią Joannę Mączkowską. Ta Wigilia, w porównaniu do Wigilii sprzed roku, czyli w klasie pierwszej, była tak samo smaczna, ale o całe niebo bardziej „ludzka”. Dlaczego? Dlatego – jak zauważyli bez wyjątku wszyscy, że składano sobie bliższe, a przez to dłuższe, życzenia. A to z kolei dlatego, że poznaliśmy się bardziej i więcej mieliśmy sobie w cztery oczy do powiedzenia. Nakładaniem przyniesionych smakołyków, by dla nikogo nie zabrakło, by nikt nie został ani o okruszynę skrzywdzony, zajmowała się osobiście nasza niestrudzona Wychowawczyni. Siedząc za stołem rozkoszowaliśmy się tradycyjną, polską kuchnią: pierogami ruskimi oraz rybą po grecku. Śledzi po japońsku nie było. Potem przyszła kolej na rzeczy słodkie. Nie bylibyśmy klasą w większości „uteatralnioną”, gdyby Borys z Kubą nie odegrali jakiejś aktorskiej scenki. Choćby z błaganiem o cały talerz doskonale na zdjęciu widocznych pyszności. Oczywiście tylko na niby, bo dzięki znakomitym cukierkom, jakie w dużym wyborze oraz wystarczającej ilości dostarczyła nasza Pani, uzupełniliśmy zapasy słodyczy w organizmach przynajmniej do końca tego roku. Teraz łatwiej będzie przełykać gorycz ewentualnych, szkolnych porażek. 16 grudnia - Występy anielsko-diabelskie W jasełkach odgrywanych tradycyjnie w kaliskim Liceum, każdego roku występują nowe roczniki diabłów i aniołów. Inna jest też Matka Boska oraz św. Józef. Młodych aktorów wciela w te role szefowa grupy teatralnej „Klepsydra” – Joanna Mączkowska. Jak zdradza (także do mikrofonu), do tych świątecznych ról garną się wszyscy. I wszyscy chcą, aby jasełka za każdym razem wypadły przynajmniej nie gorzej, niż poprzednie. Tak też było w miniony wtorek. W auli, gdzie zebrali się kaliscy licealiści, nabożnym śpiewom towarzyszyły diabelskie chichoty i sztuczki. A to komuś zdmuchnięto zapaloną świeczkę, a to pogrożono czerwonymi rogami, pomachano groźnie ogonem. Czy wreszcie rozsypano niczym śnieg, pióra wykradzione z anielskich skrzydeł. Bo taki też toczy się świat, w którym dobro nieustannie walczy ze złem. Ale w jasełkach zawsze zwycięża to pierwsze. Anielska biel góruje nad czernią i czerwienią diabelską. Zwłaszcza urodą. Że tak jest, poczuli wszyscy słuchając lub śpiewając kolędy, przy których miękły nawet szatańskie dusze. Kolędy wzbogacono o współczesne, nastrojowe utwory a nawet o młodzieżowe rytmy. Były też świąteczne życzenia, które złożyła uczniom, nauczycielom i gościom (zaproszonym pensjonariuszom z ośrodka w Rynowie) - Joanna Kulesza, dyrektorka kaliskiego LO. Ostatnim akordem jasełek było wędrujące po widowni betlejemskie światełko. Wzdłuż rzędów krzeseł podawano sobie świeczki, które trafiły ze sceny na koniec auli, i z powrotem. Na znak pokoju, pojednania i tej jasności, jaką może nam przynieść jedynie Boże Narodzenie. Jeszcze tylko pożegnalna, wspólna fotografia jasełkowej „Klepsydry”. I tym razem ostatni nie zgasił światła, lecz poniósł je dalej w świat.
|