MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Tajemnice kaliskiej Czerwonej Szkoły

   

  

 

 

 

 

Dlaczego właśnie w małym Kaliszu Pomorskim wybudowano już w roku 1901,  z czerwonej, klinkierowej cegły, tak okazałą, służącą do dziś Szkołę? Nowocześnie urządzony i zaprojektowany z rozmachem gmach - bo wielkością dorównywał  mu jedynie miejscowy Kościół - stał się od razu ozdobą panoramy miasta, co dumnie prezentowano na licznych pocztówkach.  

 

 

 

 

 

 

 

Kalisz Pomorski na przełomie XIX i XX  wieku (wówczas Callies) aspirował wprawdzie do miana kurortu, by dać zatrudnienie mieszkańcom, których liczne niegdyś warsztaty tkackie, a potem szewskie, doprowadziła do upadku rewolucja przemysłowa. Ale wciąż był zbyt biedny, by zafundować sobie tak wielki gmach i zbudowany na dodatek z tak kosztownego, trwałego materiału, jak klinkierowa cegła. Te mury, choć mają już ponad sto lat, nie poddają się bowiem ani upływowi czasu, ani uczniowskim temperamentom.

 

Pismo z roku 1888

            W końcu wieku XIX,  miasto było tak ubogie, że stanowiło ledwie cień tego Callies, które wspaniale odbudowano z woli króla Prus Fryderyka II (Wielkiego), po pożarze w maju 1771 roku, jaki doszczętnie strawił domy, kościół i pałac. Miejscowi rajcy musieli sprzedać nawet postawiony za królewskie pieniądze ratusz (w Rynku, naprzeciwko dzisiejszego wejścia do Kościoła). Kupił go piekarz, zamieniając na piekarnię. A burmistrz przyjmował tam nadal interesantów, urzędując w dwóch, teraz wynajętych od nowego właściciela, pokojach.

            Nie lepiej od władz miejskich mieli nauczyciele i uczniowie. Po wielkim pożarze wybudowano wprawdzie przy Rynku także szkołę (nieistniejąca, piętrowa kamienica naprzeciwko kościelnej wieży), ale wiek później ten budynek nie był w stanie pomieścić dzieci. Dlatego z początkiem roku 1888, kilku zamożniejszych i znaczniejszych obywateli miasta oraz okolic, wystosowało do zarządu rejencji w Koszalinie, zachowaną w oryginale petycję. Trzeba wiedzieć, iż wtedy – zupełnie jak dzisiaj - Kalisz Pomorski należał administracyjnie do powiatu Drawsko Pomorskie, rejencji Koszalin, a prowincji Pomorze (ze stolicą w Szczecinie). 

W piśmie, datowanym 25 stycznia 1888 roku, zwrócono się z prośbą o otwarcie w mieście prywatnej szkoły dla dziewcząt. Jak argumentowano, istniejąca szkoła powszechna  (w Prusach były to placówki koedukacyjne, ale z oddzielnymi klasami dla dziewcząt i dla chłopców) nie zapewnia „odpowiedniego poziomu moralnego”, zwłaszcza na międzylekcyjnych przerwach. Ponadto nie gwarantuje właściwego poziomu edukacji (brak lekcji języków obcych). I co więcej, warunki nauki są katastrofalne z racji braku odpowiednich pomieszczeń oraz wykwalifikowanych pedagogów.

 Skarżono się, iż rodzice są w tej sytuacji zmuszeni wysyłać swoje dorastające córki do szkół w Stargardzie Szczecińskim lub sprowadzać dla nich domowych nauczycieli, co jest bardzo kosztowne, i niedostępne dla większości rodzin. Dlatego rozwiązaniem byłoby powołanie prywatnej szkoły na miejscu, w Kaliszu Pomorskim. A wtedy wszyscy zainteresowani, odpowiednio do swojej sytuacji materialnej, dołożyliby finansowy wkład w utrzymanie takiej placówki. Do jej prowadzenia znaleziono już nawet nauczycielkę, pannę Clauss z Barwic.

Pod pismem podpisali się między innymi: właściciele ziemscy (majątku w Kaliszu Pomorskim – Zühlke oraz majątku w Giżynie – Neumann), fabrykant Loll, aptekarz Dahlmann, hotelarz Dummer oraz kupiec Hesse. Podczas gdy w koszalińskiej rejencji zastanawiano się co zrobić z tym wnioskiem, w mieście zawrzało. Bo niby dlaczego córki niektórych rodzin miałyby uczęszczać do lepszej szkoły, a innych do gorszej? Ponadto, dlaczego ten dostęp do edukacji na wyższym poziomie wyklucza chłopców?

            To były ważne pytania. Oświata w państwie pruskim miała bowiem charakter powszechny i była równie ważna jak rozbudowa armii. W każdym razie, ten konflikt interesów rodzin bogatych i ubogich skutecznie zażegnano, odnajdując iście salomonowe rozwiązanie. Trudno dziś ustalić, czy wymyślono je  w Kaliszu Pomorskim, czy w Koszalinie, Szczecinie, Berlinie… Ale wiadomo, że dziesięć lat po tej pierwszej petycji, mieszkańcy naszego miasta, teraz niemal wszyscy, którzy potrafili się podpisać, wystosowali petycję drugą. Jakże w treści odmienną…

 

Pismo z roku 1898

 

  

 List z 24 kwietnia 1898 roku, skierowany wprost do rąk  ministra od spraw wyznań, zdrowia i oświaty w Berlinie, podpisało bezpośrednio czterech mieszkańców Kalisza Pomorskiego: lekarz miejski Lademacher, drukarz Müller, asystent sądowy Bexhöft i nauczyciel Letzring.

 
 

 

 Ale na dalszych stronach (tu dwie pierwsze) dodano aż 135 kolejnych podpisów. Czytelnych, dzięki temu mamy przy okazji niejako spis mieszkańców. Zatem mieszkańcy zgodnie zawnioskowali o pomoc w budowie szkoły miejskiej, co od kilku lat odwlekał zarząd rejencji w Koszalinie, gdyż miasto nie było w stanie zebrać wystarczających środków na współfinansowanie tej inwestycji. A tylko jej realizacja mogła rozwiązać wszystkie problemy edukacyjne w mieście na wiele lat.

            Nietrudno zauważyć analogię pomiędzy tym listem mieszkańców Kalisza Pomorskiego do pruskiego ministra oświaty, a o ponad wiek wcześniejszym (z roku 1771) listem kaliskiego pastora Struensee do króla Fryderyka Wielkiego. Pastor prosił w imieniu wiernych o pieniądze na odbudowę miasta po pożarze. I poprosił skutecznie, co wyjaśniamy szczegółowo w tekście na temat „Tajemnic kaliskiego Kościoła”. Mieszkańcy, jak miało się wkrótce okazać, także poprosili ministra skutecznie.

            Najpierw jednak streśćmy ich list, bo dopiero on daje właściwe wyobrażenie o warunkach, w jakich wówczas kształcono uczniów.  Szkoła zajmowała 12 sal w trzech budynkach. Tylko cztery sale były odpowiednie do nauki, reszta (osiem) to pomieszczenia mieszkalne, zbyt niskie, wąskie i ciemne. Tak, że u kilkudziesięciu dzieci lekarz już stwierdził zepsuty wzrok. Klas było 13 (w jednej sali uczono na dwie zmiany), średnio po 62 osoby w klasie, bo do szkoły, zatrudniającej tuzin nauczycieli, chodziło 807 uczniów.

Te argumenty nie pozostały w Berlinie bez echa. Miastu, któremu w odbudowie pomógł sam Fryderyk Wielki, nie mógł nie pomóc pruski minister, wiek potem. Dlatego, po wizycie w Kaliszu Pomorskim specjalnej, rządowej komisji, na budowę Czerwonej Szkoły przyznano w decyzji z 8 sierpnia 1898 roku – 54.150 marek. Następnie, niespełna rok później, 18 maja 1899 roku, minister oświaty podwyższył tę kwotę do 73.000 marek.

            Jak wielka to musiała być wtedy suma, najlepiej widać po jakości materiałów oraz wykonania kaliskiej Czerwonej Szkoły. W kalendarium dziejów miasta jest dobre odniesienie, co do wartości ówczesnej marki. W roku 1898 radni postanowili zakupić wzgórza pomiędzy drogą do Suchowa a drogą do Pomierzyna (Rosyjskie Góry czyli Russenberge nad jeziorem Młyńskim). Za 18 hektarów tego atrakcyjnie położonego terenu zapłacono 1.836 marek. Czterdzieści razy mniej, niż na budowę Szkoły nadesłano z Berlina.

 

Dziwna lokalizacja

            Przy tak wysokich nakładach z Berlina, budowa Szkoły postępowała szybko. Wraz z nią, naprzeciwko wznoszono nowy Ratusz. Z tej samej, czerwonej, klinkierowej cegły. Pozostaje tajemnicą skąd ubogi Kalisz Pomorski nagle zdobył fundusze na budowę okazałej siedziby władz miejskich? W archiwach nie ma dokumentów na ten temat. A w kalendarium raz podaje się, że nowy Ratusz był gotów w roku 1897, a raz, że w roku 1901. Prawdopodobniejszy jest ten drugi termin. Bo przecież, gdyby Ratusz powstał w roku 1897, to mieszkańcy nie mogliby napisać w liście do ministra rok później, że miasto jest zbyt biedne, aby sfinansować budowę Szkoły… W końcu Szkoła była dla nich najważniejsza, zatem ważniejsza także od nowej siedziby rajców i burmistrza.

Dlatego należy przyjąć, że Szkołę i Ratusz budowano jednocześnie, z tych samych materiałów i najprawdopodobniej z tych samych funduszy. Słuszność tych przypuszczeń potwierdza lokalizacja obu gmachów. Stanęły nieopodal Pałacu, po obu stronach dawnej Bramy Reckiej w murach miejskich, przez którą prowadziła droga w kierunku Drawna, a dopiero stamtąd do Recza. Działki te, leżące już za miastem w obrębie  folwarku Baberow, z całą pewnością należały do rezydującego w Pałacu właściciela miejscowych dóbr zamkowych (Rittergut Callies), którym był od roku 1880 Johann Zühlke. I jako osoba aktywnie zaangażowana w pozyskanie ministerialnych pieniędzy na budowę kaliskiej Szkoły, mógł udostępnić te parcele, być może nawet gratis, na tak szczytny cel. A wtedy pieniądze, które wydano by na zakup ziemi, powiększyły konto budowy kaliskiego Ratusza…

            To by tłumaczyło, dlaczego Szkołę postawiono na placu zbyt małym, aby obok niej urządzić boisko. Bo to dzisiejsze powstało dopiero po roku 1945, w miejscu zburzonej przez Rosjan restauracji Bellevue oraz jej kawiarnianego ogrodu. Zaś na tyłach sali gimnastycznej, wzniesionej później niż Szkoła, biegła dawna fosa miejska, wtedy już częściowo zasypana, ale wciąż tworząca rozległe bagniska. Mokradła sięgające obecnych brzegów jeziora Bobrowo Wielkie i jeziora Bobrowo Małe, rozdzielonych groblą, którą biegnie teraz ul. Mickiewicza.

Dodajmy jeszcze, iż Ratusz przebudowano w latach 30. XX wieku. Zatracił swój pierwotny kształt, a klinkierową cegłę otynkowano.  Szczęśliwie ta modernizacja nie objęła Szkoły. Ją zamierzano za to rozbudować, dodając już wtedy łącznik pomiędzy gmachem głównym a salą gimnastyczną. Ale o tym będzie dalej.

 

Otwarcie w 1901 roku

            Czerwoną Szkołę otwarto uroczyście 15 lipca 1901 roku. Wraz z nią, mieszkańcy otrzymali drugi, publiczny zegar, zamontowany na fasadzie od strony Ratusza, pod dachem. Jak odnotowano, kosztował on 400 marek, natomiast zegar na kościelnej wieży (mający cztery cyferblaty) aż 1.500 marek.

Ten lipcowy, wakacyjny termin wydaje się dziwny, lecz otwarcie samego budynku nie oznacza jeszcze wyposażenia jego wnętrza oraz rozpoczęcia nauki. Wydane z tej okazji widokówki, pokazują nie tylko samo otwarcie Szkoły, lecz także związane z tym towarzyskie spotkania. Odbyły się one w ogrodzie restauracji Bellevue. Tak, że siedzący przy stolikach goście mieli za plecami tylną fasadę Szkoły (od podwórka).

Dlaczego można przypuszczać, iż te uwiecznione na starych fotografiach spotkania odbyły się akurat po otwarciu Szkoły, a nie na przykład po wcześniejszym o dwa miesiące (1. maja 1901 roku) oddaniu do użytku nowej linii kolejowej na trasie Kalisz Pomorski – Złocieniec? Na oryginalnej pocztówce ktoś podpisał ołówkiem (napisy drukowane są współczesne) postacie widniejące na pierwszym planie. Tak się składa, iż są to osoby najbardziej zaangażowane w obywatelską akcję pozyskania rządowych funduszy na budowę kaliskiej Szkoły. Jest tu przede wszystkim, podpisany na pierwszym miejscu pod pamiętnym listem do ministra z roku 1898 – lekarz miejski Lademacher. Mieszkał on wówczas i przyjmował pacjentów w swoim domu przy Victoriastrasse (nr 314), obecnie ul. Świerczewskiego. Tam, gdzie mieści się dziś ciąg pawilonów handlowych, mniej więcej w jego środku.

Jest też podpisany pod listem do ministra na miejscu czwartym, nauczyciel Wilhelm Letzring, który pięć lat później (15 listopada 1906 roku) zginie pod kołami pociągu na stacji Krępa, pomiędzy Kaliszem Pomorskim a Tucznem. Jego śmierć była równie zagadkowa jak jego życie. Bo żaden inny, kaliski nauczyciel nie posiada tak pękatej, zachowanej w archiwach, teczki dokumentów personalnych. Są tam nie tylko jego życiorysy (Letzring urodził się w roku 1850), świadectwa ukończonych szkół i angaże, ale również wcale niemało skarg i donosów. Te drugie pisał głównie ówczesny właściciel restauracji Schlosswall – Gustaw Strohscheer. Być może z zazdrości, że popularny, kaliski nauczyciel nie chodzi po pracy do jego lokalu, a do konkurencji – restauracji Bellevue. Są wreszcie panie w strojach z epoki. To nie tylko żony miejscowej elity. Bo w kaliskiej Szkole od początku pracowały wspaniałe nauczycielki. I tak pozostało do dziś. A na pokazanej tu fotografii grona nauczycielskiego z roku 1906, brakuje właśnie tylko pana Letzringa, chociaż wtedy jeszcze żył.

 

Plany rozbudowy

            Po kilkudziesięciu latach od powstania, Czerwona Szkoła okazała się jednak zbyt mała, chociaż uczniów było nieco mniej niż dawniej (w roku 1889 - 807, w roku 1935 – 788, a w roku 1939 – 762), ale wzrosły wymagania dzieci, rodziców i nauczycieli.

Tym bardziej, że w Kaliszu Pomorskim powstało nowoczesne gimnazjum (nieistniejący budynek na skrzyżowaniu ul. Mickiewicza i ul. Piaskowej – dokładnie naprzeciwko nowego Gimnazjum po drugiej stronie jeziora Bobrowo Małe), gdzie uczęszczali starsi uczniowie.

Dlatego postanowiono wybudować pomiędzy starym gmachem a salą gimnastyczną, piętrową, podpiwniczoną (suterena) przewiązkę z użytkowym poddaszem (na oryginalnym planie obiekt oznaczony "E1"). Miała być więc znacznie wyższa od dzisiejszej, bo posiadać łącznie cztery, a nie dwie jak teraz, kondygnacje. Obramowany na zielono, podłużny plac po prawej (na planie) to miejsce sugerowanego przez nauczycieli boiska, a zakreskowany obszar "E2" to lokalizacja boiska proponowana przez Urząd Budowlany w Szczecinku o czym napiszemy dalej. 

Plany tej przewiązki (długiej na 33 m, a szerokiej na 10,5 m) były gotowe latem 1939 roku. Przewidywały, że w suterenie będzie kuchnia ze stołówkami dla dzieci oraz nauczycieli, a ponadto prysznice i toalety. Na parterze miała być jedna klasa, pokój nauczycielski, pokój Rady Szkoły;  na piętrze trzy klasy, a na poddaszu różne pomieszczenia gospodarcze i administracyjne. Całość łączyła się z gmachem głównym oraz salą gimnastyczną dwoma obudowanymi korytarzami. Poniżej mamy widok tego budynku od podwórza, a po prawej - od strony ul. Pocztowej (wtedy Thorstrasse, czyli ul. Bramnej).

Główne wejście do tej przewiązki zaprojektowano nie w ciągu ul. Pocztowej (tam miała stanąć ozdobna, przeszklona weranda), ale od podworca - z jej lewej strony. 

Wszystko było dopięte na ostatni guzik (obok plany piwnic i parteru oraz widok dzisiejszego łącznika od strony ul. Pocztowej). Urząd budowlany w Szczecinku zatwierdził plany, rejencja w Koszalinie zagwarantowała pieniądze. Postanowiono także przy tej okazji urządzić szkolne boisko tam, gdzie dziś mamy park pomiędzy ul. Mickiewicza a promenadą nad jeziorem Bobrowo Wielkie czyli przedłużeniem ul. Pocztowej. Był sierpień 1939 roku. A za kilka dni, 1. września, Niemcy napadły na Polskę, wybuchła II wojna światowa, która pogrzebała te ambitne koncepcje. Szczęśliwie zachowała się ich dokumentacja. A przewiązkę wybudowali już Polacy.

Jeszcze powróćmy do sprawy szkolnego boiska. Ostatni, przedwojenny burmistrz Kalisza Pomorskiego Willy Pagel, podobnie jak nauczyciele (obok wykaz kadry pedagogicznej z 1937 roku) widział je, jak wspomniano, na terenie dzisiejszego parku. Urząd budowlany w Szczecinku uznał jednak, że to teren niezbyt dobry na taką inwestycję, bo bagnisty. I zaproponował urządzenie tego boiska bliżej Szkoły, w części rozległego ogrodu restauracji Bellevue. Tam, gdzie niedawno powstał stadion „Orlik”.  Tak zamknęło się koło historii.

 

Po II wojnie

            Rosjanie bez większych walk zajęli miasto 11 lutego 1945 roku i rządzili w nim niepodzielnie do 1 marca, paląc i plądrując domy. W Czerwonej Szkole założyli wojskowy szpital, z kostnicą w restauracji Bellevue, i doraźnym cmentarzem w jej kawiarnianym ogrodzie. W gruzach tej restauracji oraz przy budowie boiska, jeszcze długo odnajdywano ludzkie kości. Szkolne meble Rosjanie zużyli na opał, więc ławki do pustych klas zwożono z okolicznych szkół wiejskich. Najwięcej z Białego Zdroju.

Dodajmy tu, że jako pierwsi to Niemcy zamienili Czerwoną Szkołę na wojskowy lazaret, przerywając naukę w końcu listopada 1944 r. Starszych uczniów zobowiązano do niesienia pomocy przybywającym do miasta coraz liczniej uchodźcom z Prus Wschodnich. Roznosili im żywność, ciepłe napoje oraz doprowadzali na kwatery mieszczące się w prywatnych mieszkaniach gdzie przybysze spali na podłodze gdyż było ich tak wielu. Jak stwierdza we wspomnieniach licząca wówczas 14 lat Anna Maria Haack (córka rolnika mającego zabudowania i dom na końcu obecnej ulicy Toruńskiej), w lazarecie wykonywano liczne operacje, a amputowane rannym kończyny deponowano na szkolnym podwórku.

Ogólny stan budynku, mimo dewastacji ocenionej na 25 procent, był dobry. Jak podał pierwszy kierownik Publicznej Szkoły Powszechnej w Kaliszu Nowym (Pomorskim), Jan Sujkowski, w sprawozdaniu za rok szkolny 1945/46, brakowało w gmachu jedynie „kilku ram okiennych oraz szyb w kilku oknach, które trzeba oszklić oraz naprawić porozbijane drzwi”. Naprawy wymagał też „dach papowy nad ubikacjami, który wystarczy posmarować smołą”. We wnioskach kierownik napisał, że „daje się odczuć brak pomocy naukowych, umeblowania kancelarii oraz pokoju nauczycielskiego. Daje się również odczuć brak ogródka szkolnego i boiska (sam dziedziniec nie wystarcza)”.

 

Do Czerwonej Szkoły, nazywanej wtedy zbiorczą, uczęszczały dzieci z Kalisza Nowego (Pomorskiego) oraz okolicznych wsi: Białego Zdroju, Dębska, Giżyna, Pamięcina (Pomierzyna) i Poźrzadła. Według stanu na 1 grudnia 1945 roku, uczniów było 132, w tym 88 chłopców i 44 dziewczęta, podzielonych na sześć klas.

 Początkowo uczyło ich tylko troje nauczycieli: kierownik Jan Sujkowski (lat 36 z Równego), Maria Banasiak (lat 39 z Płońska) oraz Irena Sztabnik (lat 33 z Płońska). Kierownik pracował 46  godzin tygodniowo, Maria Banasiak – 40, a Irena Sztabnik – 36.

W maju 1946 roku do grona pedagogicznego dołączyła czwarta nauczycielka - Helena Kurylczyk (lat 27 z Wileńszczyzny). Na zdjęciu spotkanie uczniów Liceum z panią Heleną w Kaliszu Pomorskim na dwa miesiące przed Jej śmiercią (22 sierpnia 2014 roku).

            W roku szkolnym 1946/47, odeszła Maria Banasiak a przyszła Władysława Petrykowska. Nauczyciele mieli już po 36 godzin tygodniowo, ucząc 265 dzieci (135 chłopców i 130 dziewcząt), w klasach od I do VII. Z kilkunastu sal lekcyjnych użytkowano tylko cztery. Te, które miały oszklone okna oraz powstawiane, kaflowe piece.  Bo Czerwona Szkoła posiadała już przed wojną centralne ogrzewanie, ale i to uszkodzili, częściowo demontując kotłownię, żołnierze Armii Czerwonej. Prowizoryczne piece nie były w stanie dogrzać przestronnych sal w mroźne dni. Dlatego rada pedagogiczna we wrześniu 1948 roku uznała, iż „należy dołożyć wszelkich starań ażeby uruchomić centralne ogrzewanie, bo jeśli go nie będzie, może nastąpić zimą zamknięcie szkoły”.

Kierownik skarżył się także na zdemolowane urządzenia w sali gimnastycznej oraz konieczność wymiany przegniłej podłogi. A w rubryce sprawozdania - „życzenia kierownika”, Jan Sujkowski napisał: „Specjalnym moim życzeniem jest postawienie szkoły na należytym poziomie, tak pod względem pedagogicznym, jak i administracyjnym. Prosiłbym więc władze szkolne o przydzielenie mi jeszcze dwóch sił nauczycielskich i o interwencję w sprawie remontu szkoły i obejścia szkolnego”.

Zwiedzając gmach Szkoły, uczniowie z grupy odkrywców jej tajemnic interesowali się zwłaszcza piwnicami oraz strychem.

Potężny strych aż przytłacza wielkością oraz zaciekawia tym, co na nim zgromadzono. Można też popatrzeć na Ratusz z najwyższego okienka.

Znaleźliśmy też makietę gmachu wraz z jego otoczeniem. W niej z pewnością nie pomieściłyby się ani losy uczniów i nauczycieli, ani bogata historia Czerwonej Szkoły. Tym bardziej, iż czas dopisuje w niej wciąż nowe rozdziały.

 

Bogumił Kurylczyk

Współpraca:
Joanna Mączkowska
oraz
Mariusz Brzeziński
Przemysław Grudziński
Karol Hofman
Helena Krasowska
Damian Krzysztofik
Krystian Rawłuszewicz
Justyna Wasiak