MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Zapomniane pomniki

 

 Na Poligonie Drawskim jest wiele charakterystycznych miejsc, w których resztki fundamentów oraz pozostałości sadów owocowych wskazują, że dawniej była tu osada. Niemal w każdej miejscowości stał kościół, do którego z reguły przylegał wiejski cmentarz. Stare cmentarze skłaniają do głębszej refleksji nad przemijaniem. Po dawnych żeliwnych krzyżach dziś nie ma śladów. Na nielicznych cmentarzach pozostały jeszcze tylko sędziwe aleje lipowe. Charakterystyczną cechą licznych na terenie Poligonu dawnych majątków i folwarków były cmentarzyki i grobowce rodowe, zakładane najczęściej w parkach dworskich. Utarł się też tu zwyczaj grzebania właścicieli majątków lub też zakładania im symbolicznych grobów w odległych, ale malowniczo położonych częściach ich włości.

                        Von Heine (Kleszczynek)

Na wysokiej skarpie Starej Drawy, w dziewiczym terenie dawnej puszczy, ok. trzy km na zachód od elektrowni wodnej w Borowie, nieopodal przedwojennego majątku Blockhaus, który po wojnie nosił nazwę Kleszczynek, stoi osnuty tajemnicą monumentalny pomnik z okresu I wojny światowej. Po prawie wieku udało się odkryć jego tajemnicę. Wykute w dwóch kamieniach, stanowiących podstawę pomnika, napisy zawierają wyłącznie imiona majora Louisa i kapitana Adalberta oraz daty ich urodzenia i śmierci w 1915 roku.

Wiele wysiłku trzeba było, by zidentyfikować grobowce tu pochowanych braci. Tajemnica zawarta jest w herbie wykutym na poprzecznym, olbrzymim, wierzchnim głazie, gdzie erozja prawie zatarła nazwisko – von Heine.  Zdołałem ustalić, że Louis von Heine był właścicielem Blockhausu i ze swoim bratem zginęli w 1915 roku na terenie Francji. Rodzina sprowadziła ich zwłoki koleją poprzez Szczecin do Prostyni, a dalej furmankami przewiozła ich ciała na miejsce spoczynku na terenie majątku, by patrzyli z wysoka na uroczysko Starej Drawy. Oszczędzę czytelnikom opisu zdewastowania tego rodzinnego grobowca.

 

 

 

                        Von Wangenheim (Poźrzadło Dwór)

Podobnie postąpiono z grobowcem słynnego Conrada barona von Wagenheim w sąsiednim majątku Klein Spiegel, obecnie nieistniejącym Poźrzadle Dwór. Jego majątek był zaliczany do wzorcowych w Niemczech. Funkcjonował w nim potężny tartak, do którego doprowadzona była prywatna odnoga Szadzkiej Kolei Wąskotorowej. W latach 1893-1920 był przewodniczącym tej spółki przewozowej. Natomiast od 1913 roku, aż do śmierci, piastował funkcję prezesa Pomorskiej Izby Rolniczej w Szczecinie. Wielokrotnie był wybierany na posła do niemieckiego parlamentu. Kandydował też na funkcję ministra rolnictwa w okresie puczu Kappa.

Życiową misją Conrada barona von Wagenheim była walka o polepszenie doli rolników przez obniżenie podatków dla gospodarujących na niskiej klasy i bardzo ubogich glebach obecnego Poligonu.  Historia oddała mu cześć, nadając jednej z ulic w Berlinie nazwę Wangenheimßtrase.

Zmarł 10 czerwca 1926 roku w swoim majątku w Poźrzadle Dwór w wyniku wypadku, gdy spłoszone konie przewróciły jego bryczkę. Został pochowany w rodzinnym grobowcu w Klein Spiegel, gdzie siedem lat wcześniej spoczęła jego żona Hedwig z von Klitzingów z Suchowa, matka ich sześciorga dzieci.

 Na tym samym rodowym wzgórzu, Conrad pochował swojego brata Waltera, który był niemieckim konsulem generalnym w Konstantynopolu, Sofii i w Warszawie. Zmarł w 1903 roku w Buenos Aires jako ambasador w trzech państwach Ameryki Południowej, skąd go ekshumowano do Poźrzadła Dwór.

Dziś ostały się ledwie fragmenty grobu najsłynniejszego z Wangenheimów – Conrada.

 

 

 

 

 

 

 

 

                        Von Klitzing (Studnica)

Z tego samego okresu pochodzi cmentarzyk rodowy przedwojennych właścicieli Studnicy - von Klitzingów. Na oddalonym o 1,5 kilometra od wsi wzgórzu Buczynka (Buchholz) znajduje się dziesięć grobów tej rodziny, z czego trzy są symbolicznymi. Do tego nietypowego cmentarza wiodła droga wysadzona drzewami wzdłuż brzegu jeziora.

Jako pierwszą pochowano tu w 1887 roku 1-miesięczną Luise von Klitzing. Największe wrażenie robi duży, granitowy pomnik, na którego pionowej płycie po obu stronach umieszczono inskrypcje oraz daty urodzenia i śmierci trzech braci von Klitzingów: Edmunda, Albrechta i Maxa oraz ich szwagra Karla Otto von Grone. Wszyscy za wyjątkiem Maxa polegli w I wojnie światowej.

Dla Edmunda, który zginął w 1915 roku pod Verdun oraz Karla poległego pod Arras we Francji, są to ich groby symboliczne. Albrechta, który zginął pod Holowno w Galicji ekshumowano i pochowano na Buczynce, 20 grudnia 1915 roku. Spoczął tu też w 1927 roku Max, który zmarł po upadku z konia a fakt, że walczył wspólnie ze swoimi braćmi na terenie Francji, gdzie był poważnie ranny w nogę, spowodował umieszczenie go na pomniku obok braci.

Po stronie wspominającej Edmunda von Klitzinga oraz jego szwagra Karla Otto von Grone umieszczono inskrypcję: „Mit den Brüdern kämpften und fielen als Helden in Frankreich”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy: „Walczyli z braćmi i zginęli jako bohaterowie na terenie Francji”. Strona poświęcona Albrechtowi i Maxowi von Klizingom zawiera napis: „Niemand hat grössere Liebe denn die, dass er sein Leben lasset für seine Brüder”, co znaczy: „Nikt nie ma większej miłości jak ci, którzy życie oddali braciom swoim”.

Pomnik ten swoim synom i zięciowi zamówił u szczecińskiego kamieniarza w 1927 roku Kurt von Klitzing. Na tym leśnym zapomnianym wzgórzu znajduje się także grób 5-letniej Ruth von Grone. Była ona córką wyżej wymienionego Karla i zmarła w Studnicy w tym samym 1915 roku, w którym poległ jej ojciec we Francji. Pochowano tutaj również zmarłą w 1932 roku Agnes von Klitzing. Wielkiego zaszczytu dostąpiła 80-letnia ochmistrzyni z dworu von Klitzingów - Clara Wolff - gdy po śmierci w 1927 roku, zamiast na wiejskim cmentarzu, spoczęła na wzgórzu Buchholz obok członków rodziny, której usługiwała.

Najbardziej zasłużony dziedzic Studnicy – Kurt von Klitzing – zmarł w swoim majątku 3 stycznia 1939 roku. Został pochowany w miejscu, gdzie stworzył rodzinną nekropolię – na wzgórzu Buchholz. Napis na skromnym granitowym pomniku jest lakoniczny. Obok imienia i nazwiska oraz dat urodzenia i śmierci zawiera wyłącznie dwa wyrazy: „zu Grassee” (ze Studnicy). Po drugiej stronie płyty znajduje się krótka inskrypcja: „Wir werden bei dem Herrn sein allezeit”, co należy tłumaczyć: „My zostaniemy z Panem na zawsze”.

Jego pomnik został ostatnio odgrzebany z ziemi i powtórnie scalony po wcześniejszym uszkodzeniu. Obok znajduje się symboliczny grób i pomnik kolejnego syna Kurta von Klitzinga - Heinricha, który jako major Luftwaffe zginął śmiercią pilota w katastrofie lotniczej w 1940 roku pod Maubeuge we Francji.

 

 

Cmentarzyk został zniszczony, gdy do prac leśnych zaczęto używać ciężkiego sprzętu. Staraniem autora tego tekstu i przy współdziałaniu z Nadleśnictwem w Drawsku Pomorskim został częściowo odtworzony jego poprzedni stan, co ilustrują załączone zdjęcia. Natomiast we wsi postawiono tablicę z jej historią, która zawiera informację o cmentarzysku rodowym i pokazuje strzałkami kierunek dojścia do niego.

  

                        Von Klitzing (Suchowo)

Podobne poligonowe cmentarzysko innej linii von Klitzingów, znajduje się na grodzisku nieopodal Suchowa. Mieli oni w tej wsi przepiękny pałac oraz majątek liczący 6 tys. hektarów, w skład którego wchodziło także Poźrzadło Wielkie, Borowo i jeszcze kilka folwarków. Na prastarym kopcu pochowano w 1907 roku Kurta von Klitzinga, stryja Kurta ze Studnicy, oraz w 1913 roku jego żonę Vally.

Dzisiaj ich groby są także zdewastowane. W trakcie wizyty potomków tej rodziny zaniechano starań o odtworzenie poprzedniego ich stanu, kierując się sugestią Kurta, który jako namiętny myśliwy, chciał by po jego grobie chodziły jelenie. Obydwa cmentarzyska rodowe von Klitzingów, w momencie ich zakładania, musiały spełniać dwie funkcje. Być położone na wzgórzu i zapewniać zmarłym „widok” na ich pałace. Dzisiaj obie te nekropolie od majątków oddzielają sędziwe kwartały leśne. Zresztą zmarli nie mieliby na co patrzeć, bo po dawnych, przepięknych rezydencjach projektowanych przez Martina Gropiusa, nie ma już śladów.

 

                        Von Brockhausen (Żołędowo)
       Myśliwi często w trakcie łowów natykają się na pomnik Heinricha von Brockhausena, przedwojennego dziedzica Mittelfelde - Żołędowa. Stoi on w dziewiczym lesie, 2 km na wschód od tej wsi. Jest to miejsce jego tragicznej śmierci, 27 listopada 1903 roku podczas polowania, gdy został stratowany przez jelenia, którego hodował w dworskim parku i później przywrócił mu wolność. Kopia tego pomnika została ustawiona w Niemczech w miejscowości, gdzie osiedli potomkowie Brockhausenów z Żołędowa.

 

 

 

                        Von Wangenheim (Pełknica)

Niewątpliwie najwięcej tajemnic kryje całkowicie zdewastowany wiejski cmentarz w nieistniejącej już Pełknicy. Tu od 1808 roku spoczywa m.in. generał major Johann Heinrich Albrecht von Doeberitz, spokrewniony z cesarzem Niemiec. W 1938 roku, gdy zaczęto poszerzać niemiecki poligon lotniczy, przeniesiono tu wszystkie groby baronów i baronowych von Wangenheimów z cmentarza w Nowym Łowiczu.

Tam też trafiły szczątki Huberta von Wangenheim, który poległ w 1915 roku w Galicji. Ekshumowany do Nowego Łowicza, gdzie się urodził, ostatecznie zaznał spokoju w Pełknicy. Dołączyły do niego dwie rezydentki dworu w Nowym Łowiczu, ładne, ambitne, uzdolnione lecz stare panny, baronowe Anna-Sylwia i Hedwig von Wangenheim.

Obie zginęły w 1943 roku w Jenie, a stamtąd trafiły na cmentarz w Pełknicy. Dzisiaj po obu cmentarzach rodowych Wangenheimów – w Nowym Łowiczu i Pełknicy – nie pozostawiono wyraźnych śladów. Zważywszy na pozycje rodowe osób tu pochowanych, należy domniemać, że były to okazałe pomniki.

 

                        Volkmann (Karwice)

Do miana zapomnianych pomników trochę nie pasuje symboliczny grób Richarda Volkmanna, syna przedwojennego dziedzica Karwic. Stoi on na wysokiej skarpie nad dawnym stawem młyńskim w Karwicach. Fridrich Volkman postawił go na cześć swojego syna, który zginął 28 marca 1942 roku koło Dorogino w ówczesnym Związku Radzieckim. Można odwiedzić to miejsce, kierując się strzałkami i lekko zbaczając z przepięknego szlaku rowerowego Dzikowo-Karwice.

 

 

  

 

                        Czwiertlikowie (Mielno Stargardzkie)

Wielką tragedię kryje krzyż znajdujący się na zapomnianym cmentarzyku w nieistniejącej już średniowiecznej wsi zamkowej w Mielnie Stargardzkim. Znajduje się tu podwójny grób jednych z pierwszych powojennych osadników w tej miejscowości - rodzeństwa Jana i Katarzyny Czwiertlików. Jest to jedyny grób na tym cmentarzu, na którym pojawiają się kwiaty i zapalane są znicze.

Miejsce to przypomina o tragedii, jaka wydarzyła się w tej wsi w 1949 roku. Następnego roku miejscowość została wysiedlona w związku z powstającym poligonem wojskowym. Sytuacja ta poważnie skomplikowała ustalenie faktów, które odkryliśmy dopiero po odnalezieniu dawnych mieszkańców i skontaktowaniu się z rodziną tu pochowanych. Czwiertlikowie, podobnie jak ich morderca Władysław Serdyński, przybyli na Ziemie Odzyskane z rejonu Sambora na dawnych Kresach Wschodnich.

Wieczorem, 4 lipca 1949 roku, Serdyński z nielegalnie posiadanej broni zastrzelił Katarzynę i jej brata Jana, a sam popełnił samobójstwo. Na tym cmentarzu jest też jego grób, lecz zapomniany.  Bez opisywania szczegółów tej tragedii, wspomnę jedynie, że jej przyczyna tkwiła w wielkiej miłości Władysława do Katarzyny oraz w zlekceważeniu przez istniejący w tej wsi posterunek milicji przesłanek, które mogły zapobiec tragedii.

 

                        Głaz Jamnickiego

  Na koniec odwiedzimy głaz znajdującym się w najważniejszym punkcie poligonu, a poświęcony porucznikowi Władysławowi Jamnickiemu. Odsłonięto go 12 października 1988 roku tuż obok tzw. „Żółtej Trybuny”, z której obserwuje się największe ćwiczenia na poligonie. Pominę argumenty, które przemawiały za tym, że to por. Jamnickiego wybrano na patrona tego wzgórza, spośród setek poległych w rejonie Drawska żołnierzy I Armii Wojska Polskiego w czasie II wojny światowej.

Udało mi się częściowo odkryć tajemnicę kamienia,  z którego uczyniono pomnik. Jest to prawdopodobnie głaz, którym w okresie międzywojennym oddano w Drawsku cześć cesarzowi Wilhelmowi w związku z okrągłą rocznicą jego panowania. Drugą wersją jest ta, że stanowił on jeden z wielu elementów pomnika poświęconego niemieckiemu działaczowi sportowemu – Ludwikowi Fryderykowi Jahnowi.

Możliwe, że jeden z licznych kamieni pomnika Jahna oddawał również cześć cesarzowi. Na taką hipotezę wskazuje miejsce jego załadunku, zanim trafił na „Wzgórze Jamnickiego”. Tu dopiero decydenci odkryli grawerunek pisma gotyckiego, którego nie przykrywała zamówiona wcześniej tablica pamiątkowa. Dla zatarcia wcześniejszego przeznaczenia głazu, wezwano drawskiego kamieniarza, który przez skucie „naprawił historię”. Po latach, można mieć pretensję o to, dlaczego nie przywieziono tu kamienia z pobliskiej żwirowni.

Dzisiaj, przy pomniku Jamnickiego umieszcza się też tabliczki z nazwiskami żołnierzy, którzy zginęli tragicznie podczas szkolenia na Poligonie Drawskim.

                                                                                                            Zbigniew Mieczkowski