MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Opowieść o kaliskich pannach

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W historii Kalisza Pomorskiego, tej przedwojennej, gdy był to Kallies a wcześniej Callies, niemałą rolę odegrali nie tylko zbrojni lub bogaci panowie ale również panie. Mówi się jednak o tym niewspółmiernie rzadziej. Tymczasem to one często ratowały z opresji swoje dzieci, swoich mężów, czy wspólne majątki. I bez ich starań, dzieje naszych okolic potoczyłyby się zupełnie inaczej. 

Kaliskie damy minionych czasów szły przez życie w „drugim szeregu”, ale ile miały mądrości i czaru. Dość popatrzeć na to unikalne zdjęcie z początku XX wieku. Oto delegacja Callies kroczy w pochodzie podczas uroczystego festynu przed I wojną światową, najprawdopodobniej w powiatowym Drawsku. Pierwszy idzie burmistrz Thäter (i zerka w stronę obiektywu) za nim podąża poczet sztandarowy, który tworzą zapewne najdostojniejsi obywatele. Oni zresztą też przyjaźnie zerkają na fotografa, jakby go dobrze znali. Dalej podążają cztery panie. W środku dwie dziewczyny a na zewnątrz dwie damy. Może to pani burmistrzowa z córką? I pani pastorowa albo nawet właścicielka naszego pałacu, który wtedy już od kilkudziesięciu lat należał do rodziny Zühlke? Ich orszak stanowią znowu kaliscy dżentelmeni. Jest ich kilkunastu, bo ta męska kolumna kończy się dopiero przed tablicą z napisem Tempelburg (Czaplinek), oznaczającą początek następnej delegacji. 

Ta nastoletnia nieznajoma z koralami na szyi, jest być może córką fotografa. I kilka lat wcześniej, gdy jeszcze była dziewczynką, ojciec zrobił jej serię zdjęć na Rynku w Callies. Posłużyły one potem do druku pocztówek. Znane są trzy z serii „Am Markt”: na tle apteki „Pod orłem” (skrzyżowanie ul. Wolności z ul. Krzywoustego), na tle skrzyżowania ul. Wolności z ul. Kościuszki (w stronę szkoły) oraz na tle Hotelu Otto Dummer (teraz targowiska miejskiego). 

 

 

 

 

 

 

Na każdej z tych pocztówek, dziewczynka o jasnych, długich włosach, w tej samej sukience z falbankami, stoi w otoczeniu zapewne rodzeństwa: młodszej siostry oraz dwóch braci. Większy ma ciemne, a mniejszy jasne ubranko. Oznacza to, że zdjęcia zrobiono w tym samym, letnim, ciepłym dniu (liście na drzewach). Sądzę, iż było też ujęcie wykonane w czwartym narożniku Rynku (przy plebanii). Niestety, jak dotąd nie natrafiłem na jego ślad. 

Podobna, ale już o kilka lat starsza dziewczyna, pojawiła się jeszcze na fotografii Hotelu Pomorskiego (Pommerscher Hof), gdzie wyraźnie pozuje (splecione ręce) jakoby podążając ul. Wolności, od ul. Krzywoustego w kierunku parku. Na pocztówce brak nazwiska wydawcy, a drukarz najbardziej w Kallies znany - Müller zawsze podpisywał swoje kartki. Przypuszczam, że wydawcą tej, był kaliski księgarz Eduard Lemke, który sygnował pokazaną wcześniej serię pocztówek z Rynku. 

Od pierwszej znanej, kaliskiej modelki, muzy miejscowych fotografów, która o ile żyje – liczy ponad sto lat, cofamy się w czasie aż do początku XVII wieku. Dokładnie, do roku 1608, kiedy spis włości wymienia jako właścicieli ziemi kaliskiej i zamku trzech braci (synów Franciszka) von Güntersberg: Joachima, Adama i Krzysztofa. Ich siostra – Elżbieta von Güntersberg była wtedy już wdową po mężu Sebaldzie von Goltz, polskim rotmistrzu. Jego awanturnicze losy opisał Jarosław Leszczełowski.

Nas interesuje jednak głównie Elżbieta von Güntersberg z czasów gdy nasze miasto (wówczas Calies) wyglądało mniej więcej tak, jak na miedziorycie Mathiasa Meriana. Otóż jej brat Joachim poślubił Helenę von Blankenburg, której przysługiwało w wianie część dóbr ziemskich w Mirosławcu, należącym do tej rodziny. Jednak Heinrich von Blankenburg ani myślał spłacić roszczeń Heleny. Wtedy do dzieła przystąpił Sebald, mąż Elżbiety, siłą przepędzając z Mirosławca Heinricha. Ten jednak szybko zorganizował pomoc, odzyskał miasto i uwięził Sebalda. Wówczas do dzieła przystąpiła właśnie Elżbieta, chcąc zbrojnie uwolnić męża z rąk znanego z okrucieństwa Heinricha von Blankenburg.

Czym prędzej, zapewne z pomocą rodziny swojej oraz męża, ta niezwykle dzielna kobieta sformowała, jak to opisuje Jarosław Leszczełowski, „małą, prywatną armię”. I w lutym 1601 roku uwolniła nie tylko Sebalda, zdobywając Mirosławiec, ale i zagarnęła niemałe łupy, by opłacić zaciężnych żołnierzy. Dodajmy jeszcze, że po śmierci Sebalda podczas walk w Inflantach (1602 r.), Elżbieta wyszła ponownie za mąż, za polskiego szlachcica – Wojciecha Goryńskiego. 

Mamy już więc w historii Kalisza Pomorskiego swoją wojowniczkę Elżbietę von Güntersberg – niczym Joannę d’Arct oraz swoją nieznaną z imienia modelkę. Czas na kobietę, która zapewniła mężowi majątek, a gdy ten zginął pod Auerstedt (w roku 1806 wojska Napoleona rozgromiły w okolicach Jeny armię pruską), wychowała ich pięcioro dzieci. To Karolina von Wangenheim, żona Augusta, córka generała Johanna Heinricha Albrechta von Doeberitz i hrabiny Caroline Schmettau. 

Karolina czworga imion (Friederike Luise Catharina Caroline) urodziła się w roku 1771 (wtedy, gdy doszczętnie spłonął Callies) w Poczdamie, gdzie rodzice przebywali na dworze króla pruskiego Fryderyka Wielkiego (jej ojciec był ulubionym generałem monarchy). Tam też, mając 22 lata, poślubiła Friedricha Augusta von Wangenheim - pochodzącego z Turyngii kapitana królewskiego regimentu, stacjonującego w Poczdamie. To właśnie dowodząc tym oddziałem, miał zginąć ledwie 13 lat po ślubie. 

Rodzice Karoliny byli na tyle bogaci, że w roku 1788 zakupili wielką posiadłość ziemską obejmującą znaczną część dzisiejszego Poligonu Drawskiego - od Poźrzadła Małego (Klein Spiegel) poprzez Pełknicę (Rahnwerder) aż do Nowego Łowicza (Neu Lobitz). Dobra te odziedziczyła Karolina, jako jedyna córka generała Albrechta von Doeberitz. I w ten sposób powstało nowe, pomorskie odgałęzienie rodu von Wangenheim, z główną siedzibą w Klein Spiegel. 

Po śmierci męża Augusta na polu walki, Karolina wraz z dziećmi wyprowadziła się z Poczdamu do swoich dóbr pod Kalisz Pomorski. Tędy jednak wiodła trasa przemarszu wojsk napoleońskich z Berlina w stronę Prus Wschodnich. Wsie i folwarki zostały doszczętnie ograbione a jeszcze dodatkowo ich właściciele długo musieli spłacać kontrybucję nałożoną przez Francuzów na Prusy. Mimo tych przeciwności losu, Karolina nie tylko się nie poddała, ale wykazując wielkie talenty gospodarcze zdołała pomnożyć swój majątek. 

Dwór w Klein Spiegel oraz zabudowania gospodarcze powstały dzięki sprytowi Karoliny oraz szczęśliwym zbiegom okoliczności, które potrafiła dostrzec i wykorzystać. Otóż brat jej ojca, Georg Ludwig Christoph von Doeberitz posiadał (częściowo jako wiano żony Magdalene Philipine z domu von Borcke) duży majątek ziemski w okolicy Złocieńca - Dalow i Friedrichsdorf (Dalewo i Darskowo). Był bezdzietny, zatem spadek miał przypaść najstarszemu synowi bratanicy – Carlowi Hiendrichowi von Wangenheim. Jednak wujek adoptował przed śmiercią siostrzenicę żony - Wilhelminę i jej męża Ludwika von Knebel, którzy pod zmienionym nazwiskiem von Knebel-Doeberitz, przejęli majątek. Ale najpierw Krzysztof von Doeberitz wypłacił córce brata hojne odszkodowanie w wysokości 50 tys. talarów. Dla porównania, odbudowa miasta Callies po pożarze kosztowała (fakt, że 30 lat wcześniej, a dawniej też była inflacja) - 80 tys. talarów. 

Karol (Carl) von Wangenheim, syn Karoliny, poślubił w Rahnwerder (21 czerwca 1828 roku) pobożną córkę pastora  Augustę Henriettę Lobedan, z którą mieli tuzin dzieci. Nas interesuje to ostatnie, dwunaste dziecko, urodzony w roku 1849, Ulrich Conrad von Wangenheim. 

Konrad bowiem, mając lat 26, pojął za żonę naszą kolejną bohaterkę - Hedwig Ehrentraut von Klitzing z Zuchow, czyli Suchowa. Konrad gospodarował już wtedy na ponad dwóch tysiącach hektarów osiągając duże sukcesy rolnicze (meliorował torfowiska zamieniając je w łąki) oraz polityczne (był posłem do parlamentu pruskiego i działaczem partii konserwatywnej oraz założycielem partii agralnej). Młodzi zamieszkali w rozbudowanym dworze w Klein Spiegel. Z czasem doprowadzono do niego kolej wąskotorową, łączącą się z Dobrzanami a stamtąd ze Stargardem i Drawskiem. A rodzina von Wangenheim uzyskała tytuł barona (Freiherr).

Ślub odbył się w Suchowie, 28 września 1875 roku. Kilka dni bawiono się w tutejszym pałacu, jaki dla rodziców Jadwigi (Hedwig) - Kurta i Valeski (z domu Wahnschaffe) von Klitzing wybudował w roku 1866 wuj słynnego potem architekta Waltera Gropiusa – niemniej słynny Martin Gropius. 

 

To on zaprojektował potem gmach znanego muzeum sztuki w Berlinie (na zdjęciu, odbudowany po wojnie) Martin-Gropius-Bau. Podobieństwa architektoniczne obu budynków dostrzeże nawet laik. Ale wracamy do naszych bohaterek.

Baronowa Jadwiga von Wangenheim była nie tylko matką sześciorga dzieci, ale i zarządcą całego wielkiego majątku. Jej mąż częściej bowiem przebywał w Berlinie, niż w domu. Jak napisał o przedwcześnie zmarłej żonie w swoim pamiętniku Konrad, była ona „wiernym towarzyszem pracy i walki". Można bez przesady powiedzieć, iż ten najsłynniejszy z familii von Wangenheim, swoją polityczną karierą zawdzięczał głównie żonie. To ona bowiem czuwała nad pomyślnością całej rodziny. Z pewnością pomagał jej w tym ojciec, gdyż jego posiadłość leżała po sąsiedzku. Rozległe włości rodziny von Klitzing, zakupione w roku 1855, ciągnęły się od Suchowa po Stary Potok i koryto Drawy, obejmując kilka folwarków, w tym dobra rycerskie w Poźrzadle Wielkim (Gross Spiegel). 

Jednak za prawdziwy rarytas wśród pięciu panien (sióstr) von Klitzing z Suchowa, uchodziła młodsza o 13 lat siostra Jadwigi – Vally. To zdjęcie, wykonano w Berlinie w roku 1884, gdy Vally miała 17 lat. Ta romantyczna i artystyczna dusza wybrała sobie na męża Ericha Gropiusa, właściciela majątku Janikowo pod Drawskiem i stryja wielkiego architekta Waltera Gropiusa, o którym już wspomniałem przy okazji pałacu w Zuchow. 

 Zapewne Vally ściągnęła z Berlina Waltera Gropiusa na praktykę do Drawska. Dzięki niej możemy podziwiać zachowane realizacje jego pierwszych architektonicznych projektów. Choćby spichlerz w Janikowie, bank i willę dyrektora banku w Drawsku, czy znakomicie wkomponowany w zieleń mur (jego resztki na zdjęciu) jaki otaczał rozebrany już pałac w Żołędowie (Mittelfelde), należący do rodziny von Brockhausen. 

Dziś prawie nic po tej okazałej budowli nie zostało. Podobnie jak po pałacu von Klitzingów w Zuchow. Można tam zobaczyć tylko ruiny tworzące wzgórze porośnięte krzakami. Tkwią w środku Suchowa jak wyrzut sumienia. Bo gdyby ten pałac ocalał, byłby zabytkiem na naszym terenie wyjątkowym, gdyż stanowił dla Martina Gropiusa pierwowzór wykonanego w roku 1877 gmachu dzisiejszego Martin-Gropius-Bau (królewskiego muzeum sztuki otwartego w Berlinie w 1881 roku). Ale dodatkowo, projektując go, wzorował się na swoim nauczycielu, którym był sam Karl Friedrich Schinkiel. 

Nic też nie zostało po dworze rodziny von Wangenheim w Poźrzadle Małym. Trudno odszukać choćby jego fundamentów, widać jedynie resztki starego parku (na zdjęciu). Zachowały się zwłaszcza wielkie platany, rozrzucone bałaganiarsko to tu, to tam. Co oznacza, że część tych pięknych drzew, tworzących dawniej szpaler wzdłuż spacerowej alei, wycięto.

Mój przyjaciel – Zbigniew Mieczkowski (od niego otrzymałem kroniki rodów von Klitzing i von Wangenheim skąd pochodzą wszystkie, zamieszczone tu informacje), zdołał odnaleźć w Klein Spiegel nekropolię rodziny von Wangenheim. Ta fotografia pokazuje jej stan obecny. To tu, wśród bagien na Poligonie Drawskim, ale na terenie gminy Kalisz Pomorski, spoczywa Konrad i Jadwiga. Nie wiadomo natomiast gdzie spoczywają pozostałe, tu opisane, bohaterki. Wiadomo jednak, że były, działały, zostawiając w historii niezapomniany ślad.

Przypomnijmy je kolejno na koniec: Elżbieta von Goltz z domu Güntersberg (żyła na przełomie XVI i XVII wieku), Karolina von Wangenheim z domu von Doeberitz (1771-1833), Jadwiga von Wangenheim z domu von Klitzing (1854-1919) oraz Vally Gropius z domu von Klitzing (1867-1945).

 

Bogumił Kurylczyk