MY - KALISZ POMORSKI - OKOLICE - ŚWIAT
Odyseja kaliskiego zająca

            Przez większość lat, jakie spędziłem w kaliskiej, czerwonej szkole, gapiłem się przez okno klasy. Szczególnie wtedy, gdy lekcje były zwyczajnie nudne lub gdy okna wychodziły na ulicę Wolności z widokiem na ratusz po drugiej stronie. Fascynował mnie zawsze herb miasta, umieszczony na jego fasadzie. Był taki mój, uczniowski, bo kiedy na początku swojej edukacji dostawałem dwójkę czułem się marnym zającem. A kiedy piątkę (szóstek ani jedynek wtedy nie było), wcielałem się w rolę lotnego orła. Potem to się zmieniło, ale powoli...

 

 

            Otrzymałem niedawno list od uczniów klasy "2b". Napisali do mnie po przeczytaniu tekstu o zapomnianym i zaniedbanym kaliskim zabytku - bezcennym dla historii miasta dzwonie. Poruszyła ich moja opowieść, podobnie zresztą jak uczniów z kilku innych klas ("1c", "1d" i  "3b"). Bardzo mnie to ucieszyło. Na tyle, że odwdzięczyłem się inną, najzupełniej prywatną opowieścią. Dotyczącą wszystkich, którzy siedząc w salach kaliskiej szkoły, tak jak ja przed laty - zerkają na ratusz i herb. Wierzcie mi, to bynajmniej nie są stracone chwile, gdyż miejskie godło kryje w sobie wiele tajemnic... Dlatego postanowiłem poszerzyć i rozpowszechnić to, co w skrócie napisałem właśnie w odpowiedzi na list uczniów ”2b".

            Zacznijmy od samego herbu. Możemy go zobaczyć na stronie internetowej miasta (stamtąd też pochodzi zamieszczony niżej wizerunek). Przedstawia on "w srebrnym polu tarczy (oznaczonym kolorem białym), w jego centralnym położeniu, orła porywającego zająca, biegnącego po zielonej murawie. Orzeł i zając w kolorze czerwieni. Dziób i szpony orła złote (oznaczone kolorem żółtym)".

 

 

            Nietrudno zauważyć, iż ten herbowy zając jest na przegranej pozycji. Kto chciałby być w jego roli, skoro już nie ma on innych perspektyw prócz nasycenia sobą królewskiego drapieżnika, będącego na dodatek, mimo morderczych zamiarów, pod ochroną. Bez dwóch zdań, lepiej być w tej sytuacji orłem. Czyli tłumacząc tę metaforę na język szkolny: uczyć się dobrze i górować wiedzą nad innymi. Niby wszystko w porządku, a jednak ta prosta dydaktyka jest nieco odstraszająca. Bo, nie owijając istoty rzeczy w bawełnę, zachęca do robienia kariery w sposób drapieżny, "po trupach". Innymi słowy - cudzym kosztem.

            Czy rzeczywiście takie jest przesłanie kaliskiego herbu? Jego uważny ogląd nasuwa pewne wątpliwości. Czy faktycznie zapowiada on krwawą rozprawę? Orzeł ma minę niby okrutną, szpony zaciśnięte na "szynkach" szaraka, ale zakrzywiony dziób wcale nie mierzy w jego głowę. A sam zając ma minę jakby z innej bajki, bo zamiast rozpaczać, patrzy na widza szelmowsko. I najspokojniej w świecie pomyka dalej. To trochę tak, jakby autor tego rysunku, przedstawiającego w zamiarze bezlitosne łowy, puszczał do nas oko. Czyli wzorem malarskiego mistrza Salvadora Dali uprawiał surrealizm, malarstwo wieloznaczne, bo wykraczające poza proste metafory.

            Jak pisze Grzegorz Jacek Brzustowicz w książce "Rycerze i Młyn Szlifierski" (na str. 20), poświęconej dawnym dziejom Kalisza Pomorskiego, "w heraldyce zając symbolizował spokój na ustroniu, łowiectwo, zręczną taktykę, przebiegłość, szybkość i czujność. Herb odzwierciedla zatem niemal w pełni starogreckie przysłowie: musisz szybko biec, by złapać zająca". Czyli, w naszym przypadku: musisz być orłem, by upolować zająca.

            Sprawa zaczyna jednak się gmatwać, gdy spojrzymy nie na współczesny herb Kalisza Pomorskiego, lecz na jego wersję z roku 1652, widniejącą w prawym rogu znanego miedziorytu Mathiasa Meriana, przedstawiającego nasze miasto, noszące wówczas nazwę Calies.

 

 

            - Odpowiednio sprytny zając zdoła uciec przed orłem - takie słowa cisną się na usta po obejrzeniu wersji herbu sprzed lat dokładnie 360-ciu. Bo na tym wizerunku orzeł jeszcze nie dogonił zająca, który właśnie szykuje się do ocalającego życie skoku. Rysownik przedstawił tu moment niezwykle dramatyczny, przełomowy: orzeł spada, zając skacze. Kto będzie szybszy? Odpowiedzi musi udzielić sobie sam widz, gdyż nie daje jej autor. On tylko sugeruje, co może się stać w następstwie tej sceny.

            To zupełnie inne, znacznie głębsze przesłanie kaliskiego herbu, niż jego uproszczona, dzisiejsza interpretacja. Dodatkowo, jest ona nieco sprzeczna, skoro na aktualnym wizerunku orzeł jest tylko niby okrutny i zwycięski a zając, choć już przegrany, to jakby rozbawiony własną klęską.

            Stanowczo bardziej przemawia do mnie herb starszy. Jest w wymowie mądrzejszy, chociaż od obecnego dzielą go niemal cztery wieki. Opowiadam się za tym, że bieg o życie wygra zając, gdyż orzeł, pewien swojego zwycięstwa, nie spodziewa się na jak sprytną trafił sztukę... Zatem lepiej - i ciekawiej - być rozumnym zającem, niż czyhającym na jego zgubę, pyszałkowatym orłem. W pojedynkach bowiem zwycięża rozum, nie siła. Zgodnie ze słynną, łacińską maksymą, będącą dewizą Uniwersytetu Jagiellońskiego (mojej uczelni): "plus ratio quam vis".

            Dlaczego i kiedy nastąpiła ta zmiana wizerunku i wymowy kaliskiego herbu? Historycy twierdzą (tu znowu powołam się na cytowaną publikację Grzegorza Jacka Brzustowicza), iż "w XVIII wieku, podobnie jak w przypadku innych miast, godło to zastąpił orzeł pruski". Do godła z orłem i zającem powrócono  w XIX wieku. Wtedy też nadano mu jeszcze bardziej okrutny - niż dziś - wygląd.

 

 

            Jak widać na reprodukcji herbu przedwojennego, orzeł nie tylko pojmał zająca, ale już niemal kąsa jego łeb, swoim rozdziawionym dziobem. Natomiast zając jest wyraźnie wycieńczony i ani mu na myśli szelmowska mina. Taki wygląd godła da się wytłumaczyć rozpowszechnionym wtedy poglądem historyka niemieckiego, Paula von Niessena, że herb Kalisza Pomorskiego (wówczas Callies) przedstawia "askańskiego (brandenburskiego) orła rzucającego się na polskiego zająca". A kto mógł wygrać w tej scenie? Wiadomo, nie Polska tylko Brandenburgia, do której należała Ziemia Kaliska od czasów śmierci króla Polski Przemysła II, zamordowanego w 1296 roku. 

            Po roku 1945 herb miasta nieco przemodelowano w duchu surrealistycznego socrealizmu i dlatego zając "kpi" z askańskiego orła. Aby to wszystko pojąć, potrzebne były te uczniowskie rozważania, prowadzone najpierw w ławce a potem przy stoliku na skrzypiącym krześle, w klasach kaliskiej szkoły. Za jej oknami widniało niemal to samo. A w każdym razie ten sam herb, nadany najprawdopodobniej wraz z prawami miejskimi w roku 1303. Jak już wiemy - wtedy w innej postaci. Bo nie tylko orzeł na nim nie zwyciężał, ale i zając kicał w przeciwną stronę...

 

Zaiste potrzeba tu aż Homera, by prześledzić oraz opisać odyseję kaliskiego zająca, odkrywając dzięki temu najskrytszą prawdę naszkicowanej w średniowieczu sceny. Do dziś zagadkowej, gdyż - co podkreśla Brzustowicz - "bardzo odbiegającej swoją symboliką od godeł herbowych wielu innych miast lokowanych przez margrabiów".

 

            Prawdę skrytą w pierwszym, średniowiecznym herbie odkryłem dla siebie dopiero po latach. Co zresztą potwierdza trafność ulubionej przeze mnie sentencji, że "każdy rozumie tyle, ile jest w stanie zrozumieć". Jak każda prawda, i ta wyda się z pewnością, po pierwszym przeczytaniu - banalna. Przestanie taką być, gdy wrośnie w nasze myśli jako własna. A moim zdaniem, przesłanie kaliskiego godła sprowadza się do tego, że nie każdy orzeł złapie zająca i nie każdy zając ucieknie przed orłem. By jednego, albo drugiego dokonać, bo oba rozwiązania naraz nie są możliwe, trzeba się doskonalić w sztuce łowów. Zaś sztuka łowów to nic innego jak sztuka życia.

            I tyle mojej opowieści o kaliskim herbie oraz przygodach widniejącego na nim zająca. By jednak nie być nazbyt dosłownym, zakończę ją ostatnią zwrotką wiersza Charlesa Baudelaire, pt. "Wzlot".

"Szczęśliwy, czyje myśli

zdolne są do lotów.

Kto z chyżością skowronka

wznosi się nad chmury.

Na życie spoglądając z wysoka,

i który

rozumie mowę ptaków

i niemych przedmiotów."

              Po ponad dwóch latach, w trakcie których przejrzałem wiele starych dokumentów o Kaliszu Pomorskim, w tym o jego herbie, dopisuję nowe zakończenie tego tekstu, ale jak najbardziej korespondujące z  tym, co napisałem poprzednio. Otóż liczący ponad 700 lat herb Kalisza Pomorskiego przedstawia orła porywającego zająca i jest na pierwszy rzut oka metaforą odwiecznej walki siły (symbolizowanej przez orła) ze sprytem oraz mądrością (symbolizowaną przez zająca).

              Jednak wszystko się zmienia kiedy przyjmiemy - i to jest istota nowego spojrzenia na kaliski herb, że oba przedstawione na nim zwierzęta pozostają w zgodzie, w harmonii, nie stanowi on więc zwykłej scenki polowania. Przeciwnie, jego najgłębsze przesłanie głosi, iż w życiu liczy się harmonia rozumu i siły, czyli siła mądrości. Zatem każdy, kto tu się urodził lub tu mieszka, zawsze zwycięży, mając kaliski herb na swojej tarczy.

Bogumił Kurylczyk

 

(zdjęcia posągu Homera wykonał Reinhard Kemmether)